Chodzi tu nie tylko o miłosierdzie czynione przez Kościół, ale i to okazywane indywidualnie przez każdego z nas.
W nauczaniu Jezusa nie gorszą słowa o sądzie, rygorystyczne groźby lub twarde słowa „biada”. Nie gorszy również Jego sposób działania, ponieważ uznaje się, że „dobrze czynił wszystkim” (por. Mk 7,37; Dz 10,38). Tym, co nadal wywołuje skandal i powoduje zgorszenie, jest miłosierdzie, które Jezus interpretuje inaczej niż nawet ludzie religijni, a więc i my!
Fragment książki Enzo Bianchiego: "Skandaliczna miłość Boga" publikujemy za zgodą wydawnictwa WAM.
Mogłoby się wydawać, że skoro miłosierdzie jest chciane i upragnione przez Boga, to również powinno być chętnie wprowadzane w życie, a jednak – musimy z pokorą o tym pamiętać – w całej historii Kościoła miłosierdzie gorszyło, wywoływało skandal i z tego powodu było praktykowane w niewielkim stopniu. Prawie zawsze z większą troską realizowano urząd potępiania niż miłosierdzia i pojednania. Wystarczy wczytać się w historię, przede wszystkim soborów, aby zobaczyć, z jaką pewnością siebie w ciągu całych wieków powoływano się na przypowieść o chwaście (Mt 13,24–30), wypaczając jej znaczenie [1]. W przypowieści tej Jezus żąda, aby nie wyrywać chwastu, powstrzymuje żniwa i sąd aż na koniec czasów, pomimo że chwast jest zagrożeniem dla pszenicy. Natomiast w Kościele często wskazywano na przeciwnika, kogoś odmiennego, podobnie jak chwast, zezwalając na jego usunięcie – wydanie wyroku skazującego na stos. Spójrzmy również na nasze osobiste historie: jak trudno nam przebaczyć, czynić miłosierdzie, wzruszyć się na widok kogoś, kto jest w potrzebie, i nieść konkretną pomoc bez uprzedzeń…
Jest również faktem, że słowo miłosierdzie w naszym społeczeństwie wydaje się wskazywać raczej na uczucie, któremu brakuje siły i pewności – jak zwykliśmy mówić: „Miłosierdzie jest zbyt łatwe!” – gdy zaś jest realizowane w sposób autentyczny, wywołuje niepokój i obiekcje. Dzieje się tak, ponieważ miłosierdzie, bardziej niż sprawiedliwość, napawa lękiem: „Jest wyparciem się zła w imię dzielenia się miłością [2].
Orędzie miłosierdzia gorszy i nie jest rozumiane przede wszystkim przez tych, którzy uważają się za ludzi prawych, pojednanych z Bogiem (a więc przez tych, do których Jezus nie przybył por. Mk 2,17!). Jest natomiast przyjęte i oczekiwane przez tych, którzy mają poczucie grzeszności i potrzebują Bożego przebaczenia. „Pobożni” wierni wszystkich czasów mają trudność, by poczuć się braćmi i siostrami grzeszników, ponieważ w swoim życiu nie popełnili grzechów „ciężkich”. Tym samym widzą się po stronie sprawiedliwych, a więc tych, którzy mogą szczycić się przed Panem, że nigdy ciężko nie zgrzeszyli. Tak było w czasach działalności Jezusa, w historii Kościoła, i tak jest dzisiaj, gdy jesteśmy pytani przez papieża Franciszka właśnie o naszą zdolność czynienia miłosierdzia. Chodzi tu nie tylko o miłosierdzie czynione przez Kościół, ale i to okazywane indywidualnie przez każdego z nas względem tych, którzy pobłądzili i potrzebują naszej miłości.
Często jesteśmy gotowi spełnić akt miłosierdzia wobec tego, kto wyrządził zło, jeżeli najpierw została wymierzona kara, udzielono napomnienia, gdy grzesznika wystarczająco upokorzono, albo gdy, jak żebrak, błaga o miłosierdzie (i mówimy, że to jest właśnie sprawiedliwość!). Wyznaczamy dokładne granice miłosierdziu, ponieważ uważamy, że pewne błędy, wybory, które okazały się złe i są nie do naprawienia, powinny być ukarane na zawsze przez kościelną dyscyplinę: dla niektórych błędów, z których nie można się wycofać, nie ma miłosierdzia, a więc nie jest ono nieskończone, lecz powinno być reglamentowane według ściśle określonych reguł…
Oto na czym polega zdrada Ewangelii, oto jak miłosierdzie nas gorszy. Innymi słowy, sekwencja „zbrodnia i kara”, znana z tytułu słynnej powieści Fiodora Dostojewskiego, jest głęboko osadzona w nas, wpisana w naszą osobowość jako ludzi wierzących i religijnych. Podobna do pieczęci potwierdzającej sprawiedliwość, która jawi się jako karząca i posługująca się kryterium zasługi. Jednakże musimy zapytać, czy taki sposób myślenia i wyrażania jest zgodny z Ewangelią Jezusa Chrystusa?! Dlaczego nie jesteśmy w stanie pojąć, że świętość Boga nie jaśnieje, gdy w człowieku nie ma grzechu, ale gdy Bóg okazuje miłosierdzie i przebacza? Dlaczego nie jesteśmy w stanie zrozumieć, że wszechmoc i panowanie Boga objawia się przede wszystkim w przebaczeniu, jak potwierdza to kolekta mszalna z 26. niedzieli zwykłej: „Boże, Ty przez przebaczenie i litość najpełniej okazujesz swoją wszechmoc […]”. Tylko w świetle tak pojętej świętości i wszechmocy Bożej można wypełniać życie dobrymi uczynkami i „nigdy nie tracić ufności w miłosierdzie Boże” [3].
[1] Recepcji tej przypowieści czasopismo „Cristianesimo nella storia” 2005, 1, poświęciło oddzielny numer.
[2] B. Bro, wprowadzenie [w:] Jean Paul II, Dives in misericordia, Paris 1980, s. VI.
[3] Reguła św. Benedykta, 4, 74.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).