Heroska w habicie. Do niedawna zupełnie nieznana. Czas, by stała się wzorem nie tylko dla kobiet.
Czas wojny
Wybuchła wojna. Rozpoczęła się tułaczka, ucieczka sióstr – w tym s. Adelgund – przed Niemcami. Zakonnice jeździły z miejsca na miejsce, w końcu dotarły do Chojnic. Ich głównym zajęciem była praca w szpitalu. Niemcy próbowali pozbyć się franciszkanek ze szpitala, jednak siostry miały świadomość, że praca przy chorych daje możliwość niesienia pomocy Polakom pozbawionym opieki lekarskiej. Pozostały więc na stanowiskach.
– Znosiły uciążliwości, a za swoją pracę w szpitalu nie otrzymywały żadnego wynagrodzenia. Wykorzystywały każdą okazję, aby pomagać chorym, rannym i biednym Polakom – mówi s. Fabiola.
Trudne lata wojenne mijały. W sierpniu 1944 r. s. Adelgund po raz kolejny została skierowana do Chojnic. Podjęła pracę w biurze lekarskim, miała dyżury na szpitalnych oddziałach. Sytuacja była nadal napięta, siostrom groziło niebezpieczeństwo ze strony Niemców. Jednocześnie wszyscy wyczekiwali końca wojny. Siostra Adelgund w styczniu 1945 r. napisała list do zakonnic w Zamartem: „Trzeba się samemu ofiarować, a to znaczy: przyjmować cierpliwie napomnienia i przykrości od bliźniego, a krzyż i cierpienie od Boga”.
– Nie wiadomo, czy przeczuwała swoje cierpienia i to, jak wielki krzyż ją niedługo spotka. Może myślała o dziewczęcych marzeniach i pragnieniach, o całkowitym, męczeńskim ofiarowaniu się Bogu? – zastanawia się s. Fabiola.
W klasztorze przechowywany jest habit s. Adelgund
Męczeństwo
Na początku 1945 r. wiadomo było, że Niemcy przegrali wojnę. Żołnierze niemieccy w pośpiechu opuszczali swoje stanowiska, również chojnicki szpital. Jednak ludność nie nacieszyła się wolnością. Nadciągali „wybawiciele ze Wschodu”, a wraz z nimi przemoc i gwałty… Starsze i chore franciszkanki z Chojnic zostały przewiezione do Zamartego. Niektóre udały się do krewnych i zaprzyjaźnionych rodzin w mieście. Na miejscu zostały matka Rafaela Schmitz, s. Teresa Filarska – przełożona, s. Kosma Lux, s. Bogumiła Mioduszewska, s. Ewergisla Holc, s. Gregoria Kloska, s. Adriana Wenta i s. Adelgund Tumińska. – 14 lutego do szpitala wkroczyli żołnierze radzieccy. Zmusili siostry, aby im towarzyszyły w „inspekcji” szpitala. S. Adelgund i s. Adriana musiały oprowadzać mężczyzn po wszystkich pomieszczeniach – opowiada s. Fabiola. – W trakcie „wizytacji” jeden z żołnierzy, bez żadnego powodu, uderzył kolbą karabinu s. Adelgund tak mocno, że upadła. Siostry były przerażone. Przeniosły się do pomieszczeń piwnicznych.
15 lutego rano wtargnęli tam żołnierze Armii Czerwonej. Przełożona nakazała ucieczkę – zakonnice miały się ukryć u rodzin w mieście. Zaczęły uciekać. W tym samym czasie rozległy się jednak krzyki dziewcząt, które pomagały w kuchni szpitalnej. Siostra Adelgund udała się do kotłowni, dokąd Sowieci zapędzili dziewczęta. Wiadomo, że zostały one uratowane, ocaliły i życie, i godność. S. Adelgund pozostała jednak sam na sam z oprawcami. Pozostałe zakonnice słyszały krzyki, szamotaninę i strzał…
– Po ucieczce z klasztoru siostry straciły ze sobą kontakt. Ukrywały się u rodzin. Miały nadzieję, że s. Adelgund również dotarła do umówionego wcześniej miejsca – opowiada s. Fabiola. Po dwóch lub trzech dniach przez podwórze szpitalne przechodził ks. Brunon Rieband, który w czasie wojny pracował tam jako sanitariusz. Chciał sprawdzić, co się dzieje u sióstr. – W kotłowni znalazł zamordowaną siostrę Adelgund – mówi s. Mirona. – Oprócz strzału otrzymała wiele ciosów bagnetem, o czym świadczyły dziury w szkaplerzu. Zmasakrowane ciało nie zostało poddane żadnej obdukcji. Jest jednak bardzo prawdopodobne, że została zgwałcona.
O oficjalnym pogrzebie nie było mowy. Panował terror. Wszędzie byli Sowieci. Zakonnica została potajemnie pochowana w ogrodzie sióstr franciszkanek w Chojnicach, gdzie spoczywa do dzisiaj. Jedna z mniszek zachowała szkaplerz zamordowanej, sądząc, że może być świadectwem zbrodni, a w przyszłości relikwią. Była przekonana, że s. Adelgund zginęła jako męczennica.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek spotkał się z wiernymi na modlitwie Anioł Pański.
Symbole ŚDM – krzyż i ikona Matki Bożej Salus Populi Romani – zostały przekazane młodzieży z Korei.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.