Z czego bierze się w nas tak wielki opór przed spotkaniem z Innym? Dlaczego zamiast ciekawości odczuwamy strach? Dlaczego wolimy trwać w swoich bańkach, wśród sobie podobnych?
Rozpoczyna się coroczny styczniowy czas spotkań ludzi Kościoła z tymi, którzy wierzą inaczej. Dziś Dzień Judaizmu, już jutro rozpocznie się Tydzień Ekumeniczny, który rozpięty jest między dawnym świętem katedry św. Piotra a nawróceniem św. Pawła, a w jeszcze kolejnym dniu będziemy przeżywali Dzień Islamu. To bardzo ważne inicjatywy Kościoła i jednocześnie bardzo nierozumiane.
Wielu mówi bowiem z przekonaniem: trzeba przekonywać i nawracać, nie "dialogować". Znamienne jest słowo: "dialogować". Po polsku mówi się przecież: "rozmawiać". Dialog oznacza rozmowę. Czy protestujący przeciw dialogowi faktycznie mówią: nie spotykajmy się i nie rozmawiajmy? Czy ich ideałem jest mentalne getto, w którym życzą sobie być zamknięci? Czego się boją, że odgradzają się wysokim murem od... rozmowy? Czy może podskórnie czują, że nie potrafiliby zachować w spotkaniu własnej tożsamości?
Jeśli tak, faktycznie mają się czego obawiać. Ale drogą do pokonania lęku jest pogłębienie własnej wiary, nie ucieczka. Dlaczego ja wierzę tak, a oni inaczej? Jak Kościół katolicki uzasadnia trwanie przy takich a nie innych stwierdzeniach, czasem po ludzku trudnych do zrozumienia? Czego dokładnie naucza, co jest prawdą wiary, a co tylko koncepcją teologiczną? To nie jest wiedza nie do zdobycia...
Może jednak trzeba inaczej postawić pytanie: czy mój rozum współgra z wiarą? Czy może katolicyzm jest bardziej kulturową nakładką na system mojego życia, niż jego sednem? Może wcale nie mam ochoty tego zmieniać, ani niczego pogłębiać, bo życie według modelu laickiego mi pasuje? Innymi słowy: może chcę być katolikiem, ale niekoniecznie chrześcijaninem?
Zastanawiam się, z czego bierze się w nas tak wielki opór przed spotkaniem z Innym? Człowiekiem innego wyznania czy religii, innej narodowości, innej kultury? Także: człowiekiem o innych poglądach? Dlaczego zamiast ciekawości odczuwamy strach? Dlaczego wolimy trwać w swoich bańkach, wśród sobie podobnych?
Szkoda. Drugi człowiek to wielkie bogactwo. Możemy się nim nawzajem obdarować, niczego z siebie nie tracąc. Możemy się spotkać, spróbować zrozumieć, zainspirować. Czasem dzięki temu dostrzeżemy u siebie coś, co dotychczas nam umykało. Może to być wielkie piękno lub coś, co wymaga zmiany. Możemy po prostu iść razem.
Z nadzieją, że dojdziemy wszyscy razem do jedności wiary i pełnego poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa. Jeden przecież mamy przed sobą cel.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Opisuje swoje „duchowe poszukiwania” w wywiadzie dla„Der Sonntag”.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.