Łaska Stanisławy

Z lęku – radość. Z troski – nadzieja. Annę Stanisławę na świat przyjęła wyjątkowa położna …

Reklama

W grudniu Anna Stanisława skończyła rok. Pogodna, radosna, ufna. Urodziła się zdrowa wbrew rokowaniom, wbrew lekarzom, wbrew ludzkiemu gadaniu. A nad naturalnym porodem, trochę nadnaturalnie, czuwała doświadczona w ekstremalnych warunkach położna. Mama Anny Stanisławy, pani Magdalena, ma wobec niej piękny dług do spłacenia. Zaczyna spłacać.

List do św. Mikołaja

Był Adwent 2015 roku. Tadek, drugi syn Magdaleny i Łukasza, pisze list do św. Mikołaja. Prosi o brata albo siostrę. A najlepiej o bliźniaki. Rodzice uśmiechają się i nie komentują. Mają dwóch synów i córkę, nie są zamknięci na kolejne dziecko, ale i specjalnie się nie starają. Po trzech tygodniach test ciążowy nie pozostawia złudzeń. Święty Mikołaj przyjął zamówienie. – Bardzo się cieszyłam! Dziękowałam Bogu, byłam w euforii. Czułam, że to mój ostatni dzwonek na kolejne dziecko, miałam 38 lat – opowiada pani Magdalena.

Radość skończyła się nagle i brutalnie. Mały syneczek, Pawełek, odszedł niemal tak szybko, jak się pojawił. Koszmar izby przyjęć, ból rodziców i starszego rodzeństwa. Dobrze, że Pawełka udało się pochować.

Kilka miesięcy później Magdalena znów zachodzi w ciążę. I znów ma nadzieję na szczęśliwe zakończenie. Jednak radość kończy się jeszcze szybciej: dzień przed rocznicą ślubu po raz kolejny roni. Dzieciątko przestało się rozwijać w szóstym tygodniu. – Gdyby nie wiara, nie dałabym rady. Straszny ból, pytanie o sens. Pomyślałam wtedy, że to już koniec marzeń o kolejnym dziecku. Widocznie tylko nasza trójka na ziemi nam pisana. Widać inny jest plan Pana Boga. Kolega oddał mi akurat rzeczy dla dzieci, które wcześniej mu pożyczyłam. Spakowałam wszystko i wywiozłam do Caritas. Nie chciałam patrzeć na śpioszki, pieluszki i kocyki…

Wtedy też przyplątały się choroby: Magda zaczęła mieć poważne problemy z tarczycą i nadciśnieniem. Lekarka pani Magdaleny kategorycznie stwierdziła: trzeba zadbać o siebie, to nie jest czas na dziecko. Rozsądne.

Ciąża ze Stanisławą

Jakieś dwa lata temu, przypadkiem, pani Magdalena przeczytała tekst o Stanisławie Leszczyńskiej. Położnej z Oświęcimia, która przyjmowała porody w Auschwitz-Birkenau. W nieludzkich warunkach po ludzku. Trzy tysiące porodów i żadna matka nie umarła. Dzieci rodziły się też żywe i zdrowe. Leszczyńska nie pozwalała ich zabijać natychmiast po porodzie. Większość odchodziła potem, godnie, w ramionach kochających matek. Około setki dzieci przeżyło obóz. – Rzucił mi się ten artykuł w oczy. I w zasadzie… zero wrażenia. Ot, dobra kobieta – wspomina pani Magdalena. Niedługo jednak przypomni sobie o Stanisławie. Albo... Stanisława przypomni o sobie.

Sobota przed Wielkim Tygodniem. Coś jest nie tak. Pani Magda robi test ciążowy. Dwie kreski. – Wiedziałam jedno: trzeci raz straty nie przejdę. Nie dam rady! A przecież inaczej się ta ciąża skończyć nie może. Byłam przerażona i wściekła. Dlaczego Pan Bóg znów pozwala na coś takiego? Dlaczego zmienia zdanie? Plamiłam cały czas, więc byłam pewna, że ciąża szybciej się skończy, niż zaczęła. Po prostu, całkowicie zrezygnowana, czekałam na najgorsze...

Do ginekologa poszła w Wielki Czwartek. Chciała prosić o leki na tarczycę. Bo zajść w ciążę przy chorej tarczycy to jedno, ale donosić… – Modliłam się tak: „Nie rozumiem, czego ode mnie chcesz. Dobra, wezmę leki, ale nie bardzo wiem, co dalej”. Poszłam po te leki i dostałam… po głowie od lekarki.

Ginekolog była bardzo nieprzyjemna. Ostrym tonem mówiła o konsekwencjach, odpowiedzialności. Tarczyca, wiek i skaczące wysokie ciśnienie plus dwa poronienia w wywiadzie to zła prognoza na przyszłość. Ze „zgonem przy porodzie” w pakiecie. – W końcu usłyszałam: „Ja pewnymi rzeczami się nie zajmuję. Ale gdyby pani chciała kontakt…”. Byłam w szoku, z gabinetu wyszłam sztywna. I przerażona.

Magda wiedziała jedno. Musi się czegoś chwycić. Kogoś chwycić. – Wtedy, nagle, przypomniała mi się postać Stanisławy Leszczyńskiej. I poczułam, że to jest ta osoba, która pomoże i którą będę prosić. Co ciekawe, nie pomyślałam wtedy o Janie Pawle II, który był przyjacielem moich rodziców, błogosławił ich w czasie ślubu i którego znałam osobiście. On jest też niejako patronem naszej rodziny. Tymczasem tu przyszła mi do głowy właśnie Stanisława. Może to od Jana Pawła? Może on chce, by Stanisława była czczona? Muszą się w niebie dobrze znać…

Magda zaczyna się modlić o cud przez wstawiennictwo sługi Bożej Stanisławy Leszczyńskiej. Ciągnie ją za rękę. Przyzywa i prosi: „Uratuj moje dziecko. Przecież tam, w beznadziejnych warunkach, wszystkie dzieci ratowałaś”…

A łatwo nie jest. Magda bierze tony leków, boi się, że jeśli w ogóle urodzi, to dziecko będzie chore. Wciąż towarzyszy jej duży stres. Gdy starszy syn trafia do szpitala, jest przy nim cały czas: w szpitalnych bakteriach, znosząc niewygody, nie przesypiając nocy. – Czy to się po ludzku mogło dobrze skończyć? Mimo to w dziewiątym tygodniu ciąży na USG zobaczyłam bijące serduszko.

Zmrożona z przerażenia nadal jednak nic nie czuła.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7