Jesteśmy jednym wielkim obozem koncentracyjnym – mówią o sobie wietnamscy katolicy
Najsmutniejsze zdjęcie: szczątki dzieci zabitych w czasie aborcji. W jednej z parafii ksiądz i wierni co tydzień przynoszą z 2 szpitali ok. 50 ciał. Przechowują je w lodówce na probostwie, potem urządzają im pogrzeb. Dzieciom nadają imiona. Wietnamskie władze zmuszają kobiety do aborcji w przypadku trzeciego dziecka To najważniejsze miejsce kultu maryjnego w Wietnamie. Ponad 50-kilometrowa trasa (w jedną stronę) na skuterach w roli pasażerów jest niemałym wyczynem dla kręgosłupa. Pod koniec XVII wieku, w czasie kolejnej fali krwawych prześladowań katolików, wierni schronili się w tutejszym lesie. Modlili się o pokój i ocalenie. Miała im się objawić Maryja, zapewniając, że wszystkie modlitwy zostaną wysłuchane. Niecałe sto lat później wybudowano tutaj kościół, który został zbombardowany przez Amerykanów w czasie wojny wietnamskiej, czego ślady widoczne są do dzisiaj. Wojska Wietnamu Północnego nie niszczyły tej świątyni, ponieważ żołnierze chronili w niej swoich rannych.
W Hue spotkaliśmy księdza, który odpowiada za plany rozbudowy sanktuarium. – Mieliśmy tam 23 hektary ziemi, w 1961 roku komuniści zabrali większość i zostawili nam tylko 6 ha. Ale nie dawno coś się zmieniło i oddali nam dużą część, mamy już w sumie 20 ha – mówi i pokazuje wstępne projekty centrum pielgrzymkowego. Jeden z księży mówi: – Problemem Kościoła jest dzisiaj to, że niektórzy biskupi i księża za bardzo przystają na to, co robią komuniści. Ludzie to widzą i nie ufają im. Jeśli będziemy przystawać na politykę komunistów, to nie będzie my świadkami – mówi otwarcie. Inny ksiądz mówi jeszcze dobitniej: – Kościół w Wietnamie jest generalnie jednością, ale wśród biskupów też są podziały: na północy jest jedna linia, antykomunistyczna, bez pójścia na kompromisy. Biskupi z południa są bardziej skłonni do ustępstw. Oni mają komunizm dopiero od 35 lat, my nauczyliśmy się z nimi radzić. Na południu jeden z biskupów, aby objąć diecezję, musiał zgodzić się na pozostawienie na stanowisku wikariusza generalnego księdza, który jest współpracownikiem władz. Jest wikariuszem generalnym od 36 lat! To niemożliwe w normalnych warunkach. Poza tym musiał zgodzić się na pozostawienie dwóch proboszczów, którzy mają kobiety i dzieci, bo oni też kolaborują z władzą. Moim zdaniem, politykę komunistów, to nie będzie my świadkami – mówi otwarcie. Inny ksiądz mówi jeszcze dobitniej: – Kościół w Wietnamie jest generalnie jednością, ale wśród biskupów też są podziały: na północy jest jedna linia, antykomunistyczna, bez pójścia na kompromisy.
Biskupi z południa są bardziej skłonni do ustępstw. Oni mają komunizm dopiero od 35 lat, my nauczyliśmy się z nimi radzić. Na południu jeden z biskupów, aby objąć diecezję, musiał zgodzić się na pozostawienie na stanowisku wikariusza generalnego księdza, który jest współpracownikiem władz. Jest wikariuszem generalnym od 36 lat! To niemożliwe w normalnych warunkach. Poza tym musiał zgodzić się na pozostawienie dwóch proboszczów, którzy mają kobiety i dzieci, bo oni też kolaborują z władzą. Moim zdaniem, księża, którzy idą na współpracę w komunistami, nie służą swojemu ludowi, są tak naprawdę nędznika mi – mówi ostro. Do dziś żywa jest w Wietnamie pamięć o zmarłym kilka lat temu kard. Nguyen Van Thuan, który kilkanaście lat spędził w komunistycznych więzieniach. W celi modlił się m.in. przed krzyżem, który zrobił sobie z drutów. Nie szedł na kompromisy z władzą. Kiedy udało mu się wyjechać za granicę, władze nie wpuściły go już z powrotem. Dziś można odnieść wrażenie, że podobnie niezłomną postawę zachowuje arcybiskup Hanoi, Józef Ngo Quang Kiet. Akurat w czasie naszego pobytu wyjeżdżał do Rzymu na leczenie. Od dłuższego czasu cierpi na wyczerpanie organizmu spowodowane bezsennością. Nieustanne życie w stresie z powodu agresji władz zrobiło swoje. Swojego pasterza, wyjeżdżającego na leczenie, żegnały setki wiernych nie tylko z jego diecezji. Arcybiskup miał odwagę powiedzieć na spotkaniu z władzami: „Wolność religijna jest prawem, a nie przywilejem”. Kiedy był ordynariuszem w Lang Son, pieszo chodził od parafii do parafii i prowadził działalność duszpasterską. Komuniści robili wszystko, żeby pozbyć się biskupa z Hanoi, zmuszając go do rezygnacji. Smutne jest trochę to, jak mówi o. Pascal, franciszkanin z Sajgonu, że w swojej stanowczości wobec władz jest właściwie samotny w Episkopacie. Całkiem niedawno zresztą mianowano koadiutora w Hanoi, z prawem sukcesji. To może oznaczać, że faktyczne odsunięcie abp. Kieta jest kwestią czasu.
Sajgon
W Wietnamie nikt chyba nie lubi nazwy Miasto Ho Chi Min ha. Krótsza i bardziej wdzięczna nazwa Sajgon nadal używana jest nawet na autobusach. Kiedy 30 kwietnia 1975 roku wojska Wietnamu Północnego wkroczyły triumfalnie do Sajgonu, przebijając czołgiem mur siedziby rządu południowego, wiadomo było, że zmiany nazw będą tylko jednym z elementów nowego porządku. Dziś miasto sprawia jednak wrażenie nowoczesnej metropolii, momentami przypominającej Boston. Nawet biegające po centrum szczury nie zmieniają faktu, że Sajgon pozostał symbolem kapitalistycznych ciągot partyjnych kacyków, którzy idąc w ślady chińskich komunistów, od 1986 roku próbują realizować „socjalizm wolnorynkowy”. Przed katedrą Notre-Dame wieczorem trzy ekipy wiernych na zmianę prowadzą czuwanie pod figurą Maryi. Pięć lat temu fgura miała płakać, jak twierdzą świadkowie. Odtąd codziennie trwa tutaj kilkugodzinna adoracja. Podobnie w kościele dominikanów, gdzie w tygodniu o 5 rano we Mszy św. uczestniczy blisko 80 osób, wieczorem już ponad 300. W całym Wietnamie do III zakonu dominikańskiego należy aż 100 tys. świeckich. Można odnieść wrażenie, że wolość religijna kwitnie.
Trochę inne światło rzuca na to ks. N., działający w ukryciu zakonnik z zagranicy. Z pochodzenia jest jednak Wietnamczykiem. Jego zgromadzenie nie jest uznawane przez władze. Nie mógł dostać się na studia, bo jego ojciec walczył w armii Wietnamu Południowego. Wyjechał na studia za granicą, tam przyjął święcenia. – Odprawiam po kryjomu Mszę, w domu, czasami w kościele z innymi księżmi, ale boję się, bo w każdej chwili mogą wejść i zapytać, czy mam pozwolenie – mówi ks. N. Jego ojciec po wojnie trafił do obozu reedukacyjnego, później zaczął zarabiać jako rikszarz, bo nie pozwolono mu pracować w zawodzie inżyniera. – Władze w Wietnamie są zupełnie odcięte od problemów ludzi. Znam takie rodziny, które nie mają nawet kilograma ryżu, bo ogromne jego ilości państwo oddaje Chinom. Co oni robią, spłacają dług za wsparcie w wojnie z Amerykanami? – pyta. Podobny problem widzi w oddaniu Chińczykom udziałów w kopalni aluminium na południu Wietnamu. Problemem jest również korupcja na najwyższych szczeblach władz, której nikt nie kontroluje. I ustępstwa wobec Chin w kwestii trzech okupowanych wysp. Działacze partyjni, którzy sprzeciwiali się temu, siedzą w więzieniu. – Bogacenie się jest mitem, to tylko elita, większość ludności jest bardzo biedna – mówi. – Wiem, że ryzykuję, spotykając się z tobą, ty też ryzykowałeś, przyjeżdżając tutaj i spotykając się ze mną. Ale ja się nie boję polityków. Jezus też się ich nie bał. Moim zadaniem jest służyć ubogim, nieść Ewangelię. Wierzę, że któregoś dnia sytuacja się zmieni.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
To nie jedyny dekret w sprawach przyszłych błogosławionych i świętych.
"Każdy z nas niech tak żyje, aby inni mogli rozpoznać w nas obecność Pana".
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.