Jesteśmy jednym wielkim obozem koncentracyjnym – mówią o sobie wietnamscy katolicy
Życie ulicy w centrum miasta Buldożery w klasztorze
Przy katedrze i seminarium stoi budynek zabrany Kościołowi. Teraz działa tam państwowa szkoła podstawowa. Kwestie własności są jednym z głównych pól konfliktu na linii państwo–Kościół. Niedaleko katedry w małym parku stoi budynek, w którym do lat 50. mieściła się nuncjatura apostolska. Komuniści przejęli go wraz z zerwaniem stosunków dyplomatycznych z Watykanem, które do dziś nie zostały odnowione. To właśnie zwrotu budynku dawnej nuncjatury domagali się 2 lata temu katolicy w czasie pokojowej demonstracji i czuwania modlitewnego. Było to największe publiczne wystąpienie katolików od kilkudziesięciu lat. Skończyło się interwencją policji i pobiciami. – Studenci biorący udział w tej demonstracji zostali spisani i mają wystawioną złą opinię moralną na uczelni – mówi nam jedna z uczestniczek tamtych wydarzeń. Jest sobota, dziewczyna właśnie wyszła z wypełnionej po brzegi katedry, gdzie skończyła się wieczorna Msza św. Średnia wieku uczestników – 25 lat
I niekończące się kolejki do konfesjonałów. – Media cały czas nas atakują i oczerniają, a my nie mamy możliwości bronić się – mówi. Katolicy w Wietnamie faktycznie nie mogą posiadać swojej prasy, radia czy telewizji. Na południu kraju działa tylko podporządkowana całkowicie władzom gazeta „Katolik i Naród”, tworzona przez garstkę „katolików-patriotów”, wykorzystywanych propagandowo w atakach na biskupów.
Życie ulicy w centrum miasta Katolicy nie mogą również prowadzić szkół, z wyjątkiem podstawówek, ani szpitali, nie są dopuszczani do pracy w administracji publicznej i w policji. – Przecież my nie chcemy robić żadnej rewolucji, tylko modlimy się o wolność dla Wietnamu – ciągnie temat studentka. – Modlimy się też za komunistów, w naszych sercach nie ma nienawiści – dodaje od razu. – Ja się przyznaję, że właściwie nie wiem nic o naszych politykach. Wiem wszystko o Baracku Obamie, a nie mam nawet pojęcia, jak się nazywa premier Wietnamu! – mówi z rozbrajającą szczerością. – Władze często mówią, że zabierają jakiś teren kościelny, bo to jest potrzebne dla dobra wspólnego. W porządku, jeśli to ma być szpital czy szkoła. Ale jeśli zabiera się Kościołowi budynek i organizuje w nim hotel lub dom rozrywki, to o jakim dobru wspólnym mówimy – pyta retorycznie.
Z punktu widzenia leninowskiej ideologii, obowiązującej w tej kwestii w Wietnamie, sprawa jest prosta: nie ma własności prywatnej, bo każdym skrawkiem ziemi i każdą nieruchomością w imieniu ludu zarządza państwo i jeśli uzna, że należy zmienić przeznaczenie terenu, to postępuje jak prawny właściciel. Według tej logiki m.in. trwa wyburzanie dawnego Kolegium Papieskiego w Dalat w środowym Wietnamie. W jego miejscu ma powstać nowoczesny kompleks rozrywkowy. Buldożery rozjechały również klasztory w Thien An, Vinh Long, Long Xuyen i Nha Trang. Z nakazem oddania praktycznie za bezcen domów i ziemi władze zwróciły się w tym roku do parafan z Con Dau, na przedmieściach Da Nang w środkowym Wietnamie. Opuszczenia domu zażądano również od sióstr Miłośniczek Krzyża Świętego w Sajgonie. Udało nam się dotrzeć do nich. Odmówiły poddania się decyzji władz. Teraz czekają na ciąg dalszy. Z powodu tej samej logiki problemy od lat mają redemptoryści z parafi Tai Ha w Hanoi.
Codzienna adoracja pod katedrą w Sajgonie Parafa „reakcjonistów”
Ojciec Peter Nguyen Van Khai kilkakrotnie zapewnia mnie w SMS-ach: „Nie bójcie się, Bóg jest z nami, my się też nie boimy”. To w odpowiedzi na moje obawy, czy rzeczywiście swoją wizytą nie ściągniemy dodatkowych kłopotów na parafę redemptorystów. Nie chodzi przecież o nas. My wrócimy do Polski, oni zostaną na miejscu. Parafa Tai Ha to dzisiaj chyba najbardziej znane środowisko katolików w Wietnamie. I jedno z najbardziej podpadających władzom.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
To nie jedyny dekret w sprawach przyszłych błogosławionych i świętych.
"Każdy z nas niech tak żyje, aby inni mogli rozpoznać w nas obecność Pana".
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.