Ignacjański surwiwal

Połączenie rekolekcji ignacjańskich z surową ascezą w dzikich dolinach polskich gór to nowa, praktyczna odsłona klasyki chrześcijańskiej duchowości.

Reklama

Gdy św. Antoni wychodził na pustynię, nie mógł nawet podejrzewać, że jego decyzja będzie rewolucyjna i da początek potężnemu ruchowi monastycznemu, który znacząco wpłynie na życie Kościoła i duchowość chrześcijańską w kolejnych wiekach. Nie mógł tego wiedzieć, a jednak tak się stało. W krótkim czasie Bóg wyprowadził na miejsce odosobnienia, z dala od wygód miasta, ogromne rzesze pustelników, którzy porzucając komfortowe warunki życia, podjęli walkę duchową poprzez umartwianie ciała. Motywy ucieczki od świata były przeróżne, ogólnie jednak zakorzenione w głębokiej wierze w Boga i akceptacji walki przeciwko zwierzchnościom, mocom i władzom. Bardzo szybko martwe, odludne tereny ożyły życiem eremitów, a pustynia paradoksalnie stała się monastycznym miastem. Z perspektywy życia Kościoła była to rewolucja, a jej głównym motywem – pragnienie Boga i głęboka asceza, jako droga oczyszczenia z tego, co Boga zasłania. Jak pisze Derwas J. Chitty, sensem wyjścia na pustynię była nie tyle walka ze swoją fizycznością, ile „przeciwko przewrotności i duchowemu złu panoszącemu się w miejscach Bożych”. Pierwszym z tych miejsc jest serce człowieka. Oczyszczenie to miało się jednak dokonywać przez pracę nad własną duchowością. Czyż to wezwanie nie jest aktualne również dzisiaj?

Pięć kilometrów za końcem świata

Kiedy w pewien słoneczny, wrześniowy poranek wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę Beskidu Niskiego, na miejsce organizowanych przez Piotra Słabka i o. Jana Koniora SJ rekolekcji surwiwalowych, nie miałem pojęcia, co zobaczę u celu podróży. Przyznam, że nazwa trochę mnie zniechęcała. Lubię wymagające wyprawy w dzikim, górskim terenie, ale akurat zbitka słów „rekolekcje” i „surwiwal” brzmiała… nieco marketingowo. Ostatecznie jednak nie o surwiwal tu chodzi, a o ascezę – praktykę, która poprzez wymagające warunki otwiera drogę do serca. Surwiwal to doświadczenie, które testuje przede wszystkim naszą fizyczność i psychikę, asceza natomiast wykracza dalej – jej istotą i celem jest doświadczenie duchowe.

Podróż ze Śląska zajęła jakieś pięć godzin. Było to jednak pięć godzin, które przeniosło mnie w zupełnie inny, zapomniany świat opuszczonych łemkowskich wsi. Po południu dotarłem na parking w Wołowcu – maleńkiej osadzie w gminie Sękowa w powiecie gorlickim. Na samym pograniczu Małopolski i Podkarpacia. Przyjeżdżając tu ze środka przemysłowej aglomeracji można doznać szoku. Na Górnym Śląsku nawet wsie są ogromne. Wołowiec to kilka domów, drewniana cerkiew schowana pośród drzew i bajeczne krajobrazy Beskidu Niskiego. Ludzi prawie nie widać. Przebiega tutaj granica Magurskiego Parku Narodowego.

Na parkingu spotykam kilka osób z plecakami. – Na rekolekcje z postem? – pada pytanie.

To pierwsza grupa uczestników czekająca na organizatorów. Jedzą właśnie ostatni posiłek przed rekolekcjami. Przez kolejnych pięć dni będą nie tylko się modlić, ale też w całkowitym milczeniu zmagać z trudami postu wodnego – zero jedzenia od wtorku do niedzieli. Coś niespotykanego w naszym fastfoodowym świecie.

Oczekiwanie wykorzystujemy na rozmowy. Większość grupy pochodzi ze Śląska, ale są też osoby z Lubina, Rzeszowa, Krakowa, spod Warszawy, a nawet z Białegostoku. Kobiety i mężczyźni. W przeróżnym wieku. Każdy z inną motywacją i doświadczeniem. Dla niektórych to pierwsze w życiu rekolekcje oparte na ćwiczeniach duchowych św. Ignacego Loyoli, ale są i tacy, którzy uczestniczyli już wielokrotnie w rekolekcjach ignacjańskich. Nigdy jednak w tak surowych warunkach.

Przed nami ostatni etap drogi, choć już w Wołowcu wydaje się, że dotarliśmy na samiuteńki koniec świata. Pięć kilometrów pieszo, górską ścieżką wzdłuż potoku Zawoja. Grupa obładowana plecakami, torbami i namiotami po drodze kilka razy przekracza rzeczne brody, by po około godzinie dotrzeć na miejsce, które będzie dla nich w kolejnych dniach pustynią. Tym miejscem jest Nieznajowa – opuszczona łemkowska wieś, a w zasadzie to, co po niej zostało. Jeszcze 75 lat temu tętniła życiem: mieszkało tu kilkaset osób, działały dwa młyny, dwie cerkwie, mała elektrownia wodna, szkoła, karczma, urząd pocztowy i liczne gospodarstwa. W 1945 r. komuniści wysiedlili wszystkich do ZSRR. Dziś to jedna z najbardziej dzikich dolin w Małopolsce. Pamięci strzegą tylko stare nagrobki na zarośniętym cmentarzu i wystrzeliwujące spośród zarośli kamienne greckokatolickie krzyże.

Na zboczu, wśród traw, stoi już duży namiot bazowy, który będzie pełnił funkcję kaplicy i sali konferencyjnej. Uczestnicy będą mieszkać każdy w swoim namiocie. Rozbitym na tyle blisko od pozostałych, by być w zasięgu wzroku, ale też na tyle daleko, by zachować charakter pustelni. Tak jak u egipskich eremitów. Takich rekolekcji w Polsce jeszcze nie było.

Z powodu Ewagriusza i wycieczek z żoną

Piotr Słabek, pomysłodawca rekolekcji surwiwalowych, od lat jest zafascynowany ojcami pustyni, posługuje również na rekolekcjach ignacjańskich. Już przed laty postanowił spróbować połączenia tych dwóch duchowości. Dlaczego? – Ojciec nauki o praktykach ascetycznych Ewagriusz z Pontu traktuje je jako narzędzie służące do integracji wewnętrznej umysłu, psychiki i duszy człowieka z jego ciałem – mówi. – Wraz z wieloma współczesnymi teologami i myślicielami odnoszę wrażenie, że modlitwa ciała i praktyki ascetyczne oparte na trudzie i żmudnej pracy zostały zapomniane. Post stopniowo wraca do łask, ale często za przyczyną zaleceń dietetyczno-zdrowotnych. Człowiek jest jednak istotą psychofizyczno-duchową, i taki wymiar ma post – wpływa nie tylko na ciało, ale również na życie duchowe – podkreśla. Przypomina, że asceza jest narzędziem w pracy nad sobą, a nie mechanizmem autozbawienia: – Praktyki ascetyczne same w sobie nie skutkują naszym zbawieniem. Zbawia nas Jezus Chrystus, lecz nasz trud pracy wewnętrznej i praktyk ascetycznych jest papierkiem lakmusowym świadczącym o tym, czy nasza decyzja osobistego przyjęcia Jezusa jako naszego Pana i Zbawiciela była prawdziwa i rzeczywista.

Nie jest przypadkiem, że rekolekcje zorganizowano właśnie w tej dolinie. Piotr upatrzył ją sobie, kiedy przez lata wędrował z żoną po Beskidzie Niskim. – To miejsce jest idealne na tego rodzaju rekolekcje. Jest jednym z najbardziej odludnych, często przez wiele dni nie zapuszcza się tutaj żaden człowiek. Można w spokoju podjąć trud ascezy i modlitwy w bezpośrednim kontakcie z dziką przyrodą, ze światem stworzonym przez Boga, który odbija Jego piękno – mówi.

Wartość ascezy

Rekolekcje w Nieznajowej były projektem pionierskim. W przyszłym roku zorganizowane będą dwa cykle rekolekcji surwiwalowych – pierwszy będzie oparty na ignacjańskim fundamencie, drugi – na materiałach z I tygodnia ćwiczeń duchowych św. Ignacego. Choć rekolekcje ignacjańskie w połączeniu z surową ascezą w dzikim terenie są propozycją wyjątkową i z pewnością nie dla każdego, Piotr razem z o. Koniorem i o. Augustynem przygotowują też łagodniejsze propozycje. Ich celem jest ponowne odkrycie wartości chrześcijańskiej ascezy. Jedną z nich będzie sesja „Asceza i wolność” – kilkudniowe rekolekcje w Wielkim Poście, zorganizowane w jednym z domów rekolekcyjnych w Beskidzie Wyspowym. W czasie tych rekolekcji uczestnikom zaproponowany zostanie jeden dzień postu wodnego.

Czy warto wprowadzić w swoje życie praktyki ascetyczne? Ci, którzy odważyli się na ten krok, są przekonani, że tak. Bo asceza z modlitwą odsłania nasze słabości i maski. Kiedy one opadną, wtedy łatwiej doświadczyć obecności Boga w swoim życiu.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama