Czy można żyć tysiące kilometrów od kraju, na trzech tysiącach metrów kwadratowych, a jednocześnie być doskonale zorientowanym w sprawach polskiego Kościoła? Można.
Huancayo to spore miasto. Mieszka w nim 300 tys. ludzi, górali z ludu Huanga. Proboszczem jednej z tamtejszych parafii jest Polak, ks. Maciej Słyż. W peruwiańskim mieście pracuje już sześć lat i nie myśli o powrocie. Jednocześnie świadomie i skutecznie posługuje się Twitterem, na którym obserwuje go blisko 8 tys. osób. To chyba najbardziej znany „twitterowy” misjonarz. Jak łączy pracę na misjach z aktywnym tweetowaniem? I co mu daje łączenie światów: realnego, misyjnego, z polskim – bliskim i odległym jednocześnie?
Decyzja
Ksiądz Maciej Słyż pochodzi z Białegostoku. I mimo kilku lat spędzonych w hiszpańskojęzycznym Peru po polsku mówi z akcentem... podlaskim, ładnie zaciągając i zmiękczając samogłoski. – Lubię to i wcale się tego nie wstydzę – śmieje się. – Co więcej, gdy mówię po hiszpańsku, ten akcent jest dla niektórych również wyczuwalny. Ale interpretują go jako akcent jednego z lokalnych peruwiańskich narzeczy…
Ksiądz Maciej wyjechał z rodzinnego Podlasia po pięciu latach kapłaństwa. Z błogosławieństwem rodziców. – Moja mama powiedziała, że gdy raz oddała mnie Panu Bogu, to już nie będzie zabierała. A moja decyzja o wyjeździe wyniknęła z dojrzewania w kapłaństwie. Jeszcze w seminarium działałem w kole misyjnym i misje były dla mnie ważnym tematem. Czułem, jak ważna jest praca Kościoła tam, gdzie brakuje powołań – opowiada. Ale przełomem była pewna Msza św. – Tak się złożyło, że odprawiało ją, łącznie ze mną, ośmiu księży. Ośmiu księży przed ołtarzem! Jednocześnie miałem świadomość, że w wielu kościołach nie ma ani jednego kapłana. To było mocne doświadczenie – w jakiś sposób… ciasno mi było przy ołtarzu. Więc postanowiłem znaleźć takie miejsce, gdzie księdza nie ma ani jednego – wspomina.
Zwykła miejska praca
W parafii Santa Cura de Ars – czyli Świętego Proboszcza z Ars – ks. Maciej pracuje już sześć lat. I jak mówi, to „zwykła praca miejska”. Tyle że wśród peruwiańskich górali i na wysokości ponad 3 tys. metrów. W Andach. – Jestem proboszczem parafii, do której formalnie należy 30 tys. mieszkańców, w niedzielę regularnie na Msze św. przychodzi 800–1000 osób. Tamtejsza mentalność jest zupełnie inna niż nasza. Lud Wanka to twardzi i dumni ludzie. I mają powód do dumy: nigdy nie zostali podbici przez Inków. Ale ta duma przejawia się i podczas ewangelizacji: „Jakiś gringo może sobie mówić, a my wiemy swoje”… Trudno to wytłumaczyć, ale im czasem nie mieści się w głowie, że można do kościoła chodzić raz w tygodniu. Dlatego dla najbardziej „opornych” robimy na przykład kilkutygodniowe spotkania, nauki, kursy – dotyczące chociażby etyki katolickiej. Na taki kurs moi parafianie uczęszczają, a w ten sposób mamy szansę, by zasiać ziarno... Cały czas szukamy sposobów dotarcia do większej liczby ludzi. Staramy się zrozumieć mentalność, ich styl życia, by ewangelizować odpowiednimi metodami, skutecznie po prostu – mówi ks. Maciej.
W wolnych chwilach ks. Maciej korzysta z Twittera. Jest bardzo aktywnym użytkownikiem, „ćwierka” nie tylko o misjach, ale również o bieżącej sytuacji w Polsce. – Zawsze miałem swobodę i łatwość w komunikacji. Widzę wielką wartość w możliwości rozmów z Polską i Polakami, komentowania wydarzeń, mam też głód informacji dotyczących mojego kraju, a Twitter jest skutecznym medium i właściwie nie potrzeba innych – opowiada ks. Maciej. – Udało mi się też namówić dwóch kolegów, również peruwiańskich misjonarzy, by założyli konto i pisali o swojej pracy. Nie potrafię pisać długich artykułów na temat misji, o tym, co robimy, ale przez Twitter udaje mi się przekazać sporo. To jakaś forma promocji naszego życia i powołania. A taka egzotyka najwyraźniej obserwującym się podoba.
Najwyraźniej, bo ks. Maciej ma obecnie blisko 8 tys. tzw. obserwujących, czyli osób, które śledzą jego wpisy na Twitterze. To prawdopodobnie swoisty rekord wśród tweetujących misjonarzy. – Twitter to miejsce wymiany poglądów, sporów, ale też ewangelizacji. Nowoczesne narzędzie docierania do ludzi. Ale i mnie jest to potrzebne – na obczyźnie, daleko od kraju, dobrze mieć taki skuteczny łącznik ze sprawami, którymi żyje moja ojczyzna.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.