Czy można żyć tysiące kilometrów od kraju, na trzech tysiącach metrów kwadratowych, a jednocześnie być doskonale zorientowanym w sprawach polskiego Kościoła? Można.
Polska z Twittera
O ks. Macieju na Twitterze zrobiło się głośno, gdy wypłynął skandal związany z byłym księdzem – homoseksualistą z Watykanu. Też Polakiem. Wielki skandal i wielkie zgorszenie. – Ja wtedy napisałem parę razy, że postawa owego byłego księdza to nie jest norma. Że jestem zdrowym mężczyzną, nie mam kobiety, pracuję, jestem misjonarzem, kocham ludzi i Pana Boga – opowiada ks. Maciej. – Nie miałem pojęcia, że Twitter to podchwyci. Po prostu czułem, że muszę dać świadectwo i się wypowiedzieć…
Ale portal podchwycił. W krótkim czasie ks. Maciej zyskał wielu obserwujących. I z odbiorcy stał się również nadawcą. – Myślę, że pisanie o… normalności, zwykłej posłudze księdza, misjonarza ma wartość. Ludzie to czytają i to do nich trafia. Oczywiście mam zwolenników, ale również przeciwników, wręcz hejterów. Jest to jednak konsekwencja działania w internecie.
Pozostaje pytanie: jakim językiem, szczególnie z tymi ostatnimi, rozmawiać. – Nie mam problemów z granicami, ale raczej z wyborem stylu. To wyzwanie, bo jestem księdzem, staram się być człowiekiem kulturalnym. Ale czasem emocje ponoszą i trudno zachować spokój, gdy ktoś prowokuje czy pisze agresywnie, niekiedy kompletne bzdury. Należy więc dostosować tak formę, by z jednej strony wypowiedź była celna, z drugiej – na poziomie. Bez wulgaryzmów, bo nie chcę mieć „ścieku” na własnej tablicy, we własnej dyskusji. Jestem na Twitterze, by coś od siebie ludziom dawać, ale nie zamierzam taplać się w błocie wyzwisk i nienawiści. Takie próby szybko ucinam.
Bywa, że internauci piszą do ks. Macieja prywatne prośby i listy: o modlitwę, o wsparcie, opisują jakąś sytuację rodzinną. – Prawda jest taka, że niektórzy stracili zaufanie do księży w zakrystii. Jeszcze inni po prostu wstydzą się pójść do swojego księdza w parafii. Czasem łatwiej, przynajmniej na początku, porozmawiać anonimowo. Mimo że „rozmowa” między Polską a Andami wydaje się dość egzotyczna...
Być może jednak po takim wirtualnym kontakcie łatwiej będzie pójść do spowiedzi czy znaleźć kierownika duchowego w realnym świecie.
Dwie perspektywy
Początki na misjach najłatwiejsze nie były. Jak mówi ks. Maciej – najpierw odliczał czas do zakończenia kontraktu. Teraz już nie odlicza. – I na razie nie myślę o powrocie. Czuję się w swojej parafii potrzebny, poznałem ludzi, polubiłem ich i śmiem twierdzić, że oni mnie też. Polubiłem tamtejszą przyrodę, choć muszę przyznać, że my, Europejczycy, możemy mieć problem z aklimatyzacją. Wysoko w górach krew się zagęszcza i bywa, że czujemy się gorzej. Wtedy zjeżdżam na kilka dni do Limy, żeby odpocząć od wysokości.
Plebania ks. Macieja to także… nieformalny dom polski w tej części Peru. To coś w rodzaju hostelu dla polskich księży pracujących w rejonie Andów. Przyjeżdżają tu kapłani z różnych zakątków Andów, również z wiejskich, bardziej dzikich stron, zrobić zakupy, podleczyć się, odpocząć. I pobyć razem, zjeść coś dobrego, bo… polskiego. Ks. Maciej świetnie gotuje i stara się, o ile to możliwe, gotować również polskie dania. A święta? Zawsze razem, zawsze przy polskich potrawach i z polskimi kolędami, tradycjami. Wcześniej, właśnie z wakacyjnego pobytu w Polsce, ks. Maciej przywozi… przyprawy. Żeby bigos smakował jak bigos, a barszcz – jak prawdziwy barszcz. – To nasz wkład w misje. Nasza praca, miejska, jest jednak dużo bardziej komfortowa niż praca w głębokich Andach. Dlatego regularnie przyjmujemy u siebie innych księży, żeby ich wesprzeć – opowiada ks. Maciej. – W centralnej strefie Andów pracuje stale około 20 polskich kapłanów. Przyznam, że dopiero tutaj, na misjach, poznałem wartość wspólnoty kapłańskiej, braterstwa w kapłaństwie. W Polsce czasem o to trudno, bo jest nas wielu, nie mamy chęci, a może czasu na spotkania. Jeśli coś wyniosę z misji, to właśnie troskę o wspólnotę kapłańską.
Peru, ale i cała Ameryka Łacińska, zmaga się z kryzysem powołań. Wiele parafii w ogóle nie ma księży – kościoły są zarządzane przez siostry zakonne. – Warto o tym pamiętać. Naprawdę są miejsca, gdzie księża są ogromnie potrzebni. Na razie pracuję w mieście i nie „gdybam”, co będzie ze mną dalej. Jeśli jednak będzie potrzeba, to zmienię miejsce pracy i posługi. Mówiąc szczerze, sporo jest we mnie już… mentalności tamtejszej, góralskiej: nie zastanawiam się, co będzie jutro. To trochę takie andyjskie carpe diem. To peruwiański sposób patrzenia na świat: za bardzo nie myśleć do przodu, nie przejmować się. Ktoś nad tym wszystkim czuwa, a ja się dostosuję do decyzji…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.