Po co nam Bóg. O świecie pustych kościołów

Społeczeństwo bez wielkich ideałów, w którym ludzie żują gumę i wymieniają się ploteczkami, może istnieć, ale ja się boję takiego świata. Świat musi mieć sens.

Reklama

Fragment rozmowy z abp. Józefem Życińskim "Świat musi mieć sens" publikujemy za zgodą wydawnictwa Znak. Książkę można wygrać w naszym konkursie.

Po co nam Bóg. O świecie pustych kościołów   www.znak.com.pl Abp Józef Życiński, Aleksandra Klich: "Świat musi mieć sens. Ostatnia rozmowa." Wydawnictwo ZNAK Od Kościoła gremialnie odchodzą wierni. W Irlandii, w której liczba przypadków pedofilii wśród księży przerosła masę krytyczną, kościoły świecą pustką.

Ale ci ludzie, którzy w niedzielę nie idą do kościoła, dają datki na katolickie organizacje charytatywne. To znaczy, że zachowali poczucie wspólnoty i tę wspólnotę da się odbudować. W Stanach Zjednoczonych już to widać. Ludzie chodzą do kościoła, choć tam też zdarzyło się wiele bolesnych przypadków pedofilii czy molestowania. Wierni mogliby obrazić się na Kościół i ja bym taką reakcję zrozumiał. Ale Amerykanie na pytanie, dlaczego chodzą do kościoła, choć księża grzeszą, odpowiadają: „Bo my jesteśmy na tyle dojrzali, że rozróżniamy między Panem Bogiem a księdzem, który narozrabiał”. Mają świadomość, że do kościoła idzie się do Pana Boga, a nie po to, żeby sprawić przyjemność czy satysfakcję księdzu, który może być lepszy, gorszy albo najgorszy. To jest dla mnie wspaniały sygnał. Kościół na ziemi jest grzeszny, są w nim grzesznicy, ale to nie znaczy, że mamy obrażać się na Pana Boga. Wyobrażam sobie, że Kościół potrafi kształtować tego rodzaju pobożność. Że w dialogach księży i wiernych jest możliwe konsekwentne pokazywanie wizji Kościoła Chrystusa – otwartego, tolerancyjnego, rozumiejącego ludzkie słabości, upadającego i powstającego.

Martwi mnie natomiast, gdy zajmujemy się wyłącznie z jednej strony tropieniem grzesznych księży, a z drugiej narzekaniem, że świat jest już tak zepsuty, że nic nie da się uratować. Jestem przekonany, że chrześcijaństwo ma do odegrania wielką rolę w odbudowywaniu nadziei i sensu życia.

Jak to zrobić w świecie, w którym wszyscy czujemy się straszliwie samotni i jedyną rzeczą, której jesteśmy pewni, jest nietrwałość?

Nasza samotność, gorzka w świecie ziemskim, w boskiej perspektywie nabiera sensu. Viktor Frankl, nieżyjący już psychiatra i psychoterapeuta austriacki, wielki humanista, któremu daliśmy doktorat honoris causa na KUL-u, pisze, że potrzeba sensu jest najbardziej elementarną potrzebą człowieka. Jak matka czuwająca w nocy przy chorym dziecku, która nie odczuwa zmęczenia i nie liczy godzin, bo widzi sens swego czuwania. Widząc sens, można znieść nawet największe cierpienie. Frankl wiedział, co mówi – był więźniem Auschwitz.

Wszyscy, nie tylko wielcy chrześcijańscy mistycy, przechodzimy przez noc ciemną, żeby dotrzeć do tego, co najważniejsze. Cierpienie, poczucie bezradności, nietrwałości są do zniesienia tylko wtedy, gdy będziemy mieli nadzieję. Bez nadziei nic nie ma sensu. Nadzieja jest fundamentem wszystkiego. Ale to nie może być substytut, nie wystarcza wiara w to, że za miesiąc dostanę premię, uda mi się wymienić samochód na lepszy albo otrzymam odznaczenie z akademii nauk. To cukierki dla grzecznych dzieci.

Ostatnio wziąłem udział w konferencji w Hamburgu zorganizowanej przez „Die Zeit”. Naczelny pisma zapytał: „Po co nam właściwie Pan Bóg?”. Takie pytanie to konsekwencja przyjęcia się mentalności typu: my, ludzie, sami, na własną rękę, zorganizujemy sobie życie, zabezpieczymy się na starość, a jak będzie trzeba, przetniemy cierpienie. Odpowiedziałem prelegentowi: „A po co nam Mozart? Po co nam Einstein?”. Społeczeństwo bez wielkich ideałów, bez wzniosłych wartości, w którym ludzie żują gumę i wymieniają się ploteczkami, może istnieć, ale ja się boję takiego świata. Świat musi mieć sens.

Ależ są ludzie, którzy potrafi ą odnaleźć sens w życiu bez Boga. Realizują się w pracy zawodowej, pomagają innym, dokonują wielkich odkryć.

Rozumiem. Ale ja nie potrafię zbudować sensu życia bez Boga.

Żyjemy w kulturze, w której wstyd znaczy coś innego, niż znaczył jeszcze sto lat temu. Nie ma odwrotu od bezwstydu?

Ten proces jest głęboki, ale nie przesądzałbym, czy kierunek się nie zmieni, bo w dziejach świata nie takie rzeczy się zdarzały. Myślę, że nastąpi odwrót, gdy zostanie przekroczona pewna granica. Proszę spojrzeć, najbardziej powściągliwi w sprawach dotyczących aborcji, eutanazji i klonowania są Niemcy. Dlaczego? Bo mają za sobą doświadczenia ze straszliwą próbą zapanowania nad ludzkim życiem.

Po rewolucji obyczajowej w 1968 roku studentki amerykańskie wywieszały w akademikach transparenty z napisem: „Chcemy klasycznej rodziny”, a potomkowie tamtych rewolucjonistów dziś znowu bronią konserwatywnych wartości. Jestem realistą i wiem, że nie będzie powrotu do stanu, o którym ja bym marzył. Zanik wstydu, brutalne wejście w intymność – to już się stało, to się nie odwróci. W końcu podglądaczami takich programów jak Big Brother są nie tylko młodzi ludzie, ale też emeryci. Oni również patrzą przez dziurkę od klucza i przełykają ślinkę. Co będzie dalej, zależy od tego, jak potraktujemy sprawę podstawową – godność człowieka. Z bólem muszę przyznać, że więcej godności mają Afrykanie, którzy potrafią protestować przeciwko tego typu programom, niż Europejczycy, dla których godność staje się coraz bardziej pojęciem abstrakcyjnym. Tak samo jak honor. Za to z lubością zniżamy się do najniższych instynktów i usprawiedliwiamy uleganie im.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama