Społeczeństwo bez wielkich ideałów, w którym ludzie żują gumę i wymieniają się ploteczkami, może istnieć, ale ja się boję takiego świata. Świat musi mieć sens.
Czym zmęczona?
Sukcesami. Spieszymy się, żeby dokonać nowego odkrycia czy udoskonalić produkt. Opowiadał mi kiedyś francuski genetyk, że w klinikach zdarza się coraz częściej eksperymentowanie, na przykład zapładnianie męskim nasieniem jajeczka szczurzycy. Taką hybrydę zabija się po kilku tygodniach. „Patrzę na to z przerażeniem, a dla moich kolegów taki szczuroczłowiek, którego życie kończy się po kilku tygodniach, to normalne” – mówił mi genetyk. Wszystko po to, żeby być skuteczniejszym w produkcji leków od konkurentów, by dostać pieniądze, grant. By nie dać się wyprzedzić. To tempo, jakiego jeszcze dwadzieścia lat temu zupełnie sobie nie wyobrażaliśmy. Coraz częściej zapominamy o tym, że jest jeszcze coś ważniejszego – człowiek i jego godność. Przecież w taki sposób ziszczają się najgorsze Orwellowskie wizje.
Znaleźliśmy się w pułapce wolności, w tym wolnego rynku?
Tak, proszę zobaczyć. Chcemy być wolni, ale boimy się terrorystów. Żądamy więc, by tę naszą wolność jakoś zabezpieczyć, byśmy czuli się bezpieczni. W efekcie jesteśmy kontrolowani za pomocą komórek, śledzeni za pomocą kamer. System, który ma nas zabezpieczać, zniewala nas. Tego procesu nie da się zatrzymać. Jednak trzeba strzec granic naszej godności i prywatności. Boję się świata, w którym bez poczucia odpowiedzialności moralnej, bez głosu sumienia można w imię sukcesu usprawiedliwić wszystko. Także zniewolenie dla naszego bezpieczeństwa.
Przyznał ksiądz, że Kościół, choć może lobbować za głoszonymi przez siebie wartościami, to nie powinien ich narzucać prawnie. Ciągle próbuje to jednak robić. Czy nie ma sprzeczności między Kościołem i demokracją?
Jest pewien konflikt między państwem demokratycznym i Kościołem, który ze swej natury jest hierarchiczny. Ale dla mnie rozwiązaniem problemu jest bardzo akcentowana przez Jana Pawła II myśl, że konieczne jest mocne rozdzielenie systemu państwowego od organizacji kościelnej. Jeśli tego nie zrobimy, będziemy mieli państwo teokratyczne, które jest nieszczęściem.
Komunizm był systemem totalitarnym, nie demokratycznym. Co Kościół polski zyskał w komunizmie?
Czymś ważnym i wielkim było zachowanie autonomii rodzin, względnej nieprzemakalności na propagandę. W Kościele zachowała się przestrzeń wolności, w której schronienie znajdowali i wierzący, i niewierzący.
A co stracił?
Stracił paradoksalnie na demokratycznej przemianie. Słychać słowa krytyki, że niepotrzebnie przeniesiono religię z salek katechetycznych do szkół. Że religia w szkole powoduje, że młodzi odchodzą z Kościoła. Ja jestem realistą. Żyjemy w wolnym obywatelskim społeczeństwie, ludzie mają wiele możliwości rozwoju, religia jest jedną z wielu. Katecheza w szkole była kołem ratunkowym, dzięki niej młodzi ludzie mają szansę zetknąć się z Ewangelią.
Gdyby jej nie było, młodych w Kościele byłoby jeszcze mniej, niż jest dziś?
Tak uważam. Świat się zmienia i nie wolno się na niego obrażać. Nie da się całe życie chodzić w krótkich spodenkach i patrzeć na świat oczami nastolatka. Czas płynie, spodenki się kurczą w praniu. Musimy umieć zaakceptować świat taki, jaki jest.
Liczy się ksiądz z tym, że za kilka lat w kościołach będzie jeszcze mniej ludzi?
Ja nie tylko liczę się z tym. Ja wiem, że tak będzie. Trzeba jednak tę sytuację traktować jak wyzwanie, a nie biadolić, że nadciąga apokalipsa. Co prawda wielu współczesnych ludzi przestało odczuwać potrzebę wiary w Boga, bycia we wspólnocie Kościoła, ale też wielu potrzebuje przeżyć duchowych. Oni są – jak to nazwał Czesław Miłosz – „bezdomnymi umysłami religijnymi”, nie wierzą w Kościół, ale w coś, co istnieje ponad nimi, ponad rzeczywistością realną. Pytanie, czy ci ludzie pozostaną sami ze swoim poszukiwaniem, czy Kościół wyciągnie do nich rękę.
Byłem ostatnio we Francji u Dominique’a Reya, który nim został biskupem, był w Paryżu kapelanem dziewcząt z placu Pigalle. Teraz pracuje na południu, na Lazurowym Wybrzeżu, na terenach, gdzie jeszcze niedawno kościoły stały zamknięte, bo nie było chętnych, by się w nich modlić. Odwiedziłem zakon cystersów, w którym mieszka dwudziestu czterech młodych zakonników. Budzą się codziennie o czwartej dziesięć, dwadzieścia minut później zaczynają pacierze. Ich opat, po ekonomii na Sorbonie, trafi ł do zakonu, przeszukując internet. To młodzi, spragnieni ducha ludzie, otwarci, mądrzy, oczytani. Świadomie wybrali drogę zakonną. Odprawiałem mszę w katedrze otoczonej muzułmańskimi sklepikami, byłem na wyświęcaniu dwunastu nowych księży.
To chyba niedużo?
Jak na tamtą sytuację bardzo dużo. Biskup Rey nie wyświęcał ich w katedrze, ale na parkingu. Leżeli na kocach w słoneczny sierpniowy dzień.
To znak, że można głosić Ewangelię inaczej niż z kościelnych ambon?
Tak, to znak, że nie jesteśmy zamknięci w katedrach. Cały świat jest Chrystusowy, a my, księża, idziemy nieść światło i łaskę w każdą rzeczywistość. Rey zaprosił mnie też na spotkanie modlitewne nawróconych: dziewczyn z ulicy, narkomanów, wielokrotnie rozwiedzionych biznesmenów. Te spotkania dały mi nadzieję. Zobaczyłem, że po kryzysie Kościół da radę się odbudować.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).