Po co nam Bóg. O świecie pustych kościołów

Społeczeństwo bez wielkich ideałów, w którym ludzie żują gumę i wymieniają się ploteczkami, może istnieć, ale ja się boję takiego świata. Świat musi mieć sens.

Reklama

Kultura wstydu to jednak często kultura fałszu. Mówienie prawdy o na przykład grzechach znanych ludzi to kulturowe oczyszczenie.

Któryś ze średniowiecznych autorów radził, by przeciwdziałać pokusom ciała, wyobrażając sobie system trawienny pięknej kobiety. Cel uświęca środki? Moim zdaniem brutalne wkraczanie w intymność, jakie postuluje dzisiejsza kultura, to realizowanie takiej średniowiecznej antropologii. Gdyby ją zastosować, współczesnymi piewcami prawdy byliby plotkarze z magla. Są rzeczy i sprawy pod specjalną ochroną. Nie można handlować prywatnością, wystawiać na sprzedaż intymności. Tego od nas wymaga nie tylko savoir-vivre, ale głównie poczucie szacunku dla drugiego człowieka. Kultura europejska rodziła się na Areopagu, w wymianie argumentów, w poszukiwaniu podstawowych wartości. Dlatego głoszenie tezy, iż w imię prawdy wolno mówić nam wszystko, prowadzi w ślepy zaułek. Chyba że chcemy, żeby nasz świat zamienił się w magiel. Milczenie bywa złotem.

Myślę, że nie ma co filozofować. Chodzi o to, że to brutalne wkraczanie w intymność, odzieranie człowieka z tajemnicy, obnażanie jego słabości, grzechów i mówienie o wykroczeniach po prostu świetnie się sprzedaje. To jest komercja, która z zimnym wyrachowaniem wystawi na sprzedaż wszystko. Gdyby dwadzieścia lat temu zapytać kogoś, kto bezwzględnie chce ujawnić tajemnicę drugiego człowieka, na przykład w filmie: „Czy gdyby o pana żonie albo matce mówiono w taki sposób, w jaki pan przedstawia inne kobiety w swoich filmach, zgodziłby się pan na to?”, usłyszelibyśmy: „Nie”. A dziś słyszymy pokrętne, unikowe odpowiedzi. Chrześcijaństwo broni i będzie broniło intymności człowieka w imię jego godności.

Czyli ktoś, kto nie jest chrześcijaninem, spokojnie może pozwolić sobie na więcej.

Nie. Moim zdaniem demokracja nie narzuca relatywizmu. Są jednak granice stosowania praktyk demokratycznych. Nie można wszystkiego przegłosować – na przykład obiektywnych, uniwersalnych wartości. Na międzynarodowym spotkaniu w Jerozolimie rzuciłem kiedyś propozycję, byśmy w przygotowywanej deklaracji wyłożyli obronę uniwersalnych wartości. Na co jedna z Amerykanek zaoponowała: „Proszę wybaczyć, ale ja nie wierzę w żadne uniwersalne wartości”. Odpowiedziałem, że to nie jest kwestia wiary, ale racjonalnej argumentacji. Ona zaś poprosiła, żebym podał przykład jakiejś uniwersalnej zasady. Ja na to: „Natura kobieca nie jest gorsza od męskiej”. Ona była feministką. Zamilkła. Równie uniwersalnymi zasadami są równość ludzi czy potępienie antysemityzmu. To są fundamenty naszej kultury. Głęboko nie zgadzam się z klasykiem neopragmatyzmu Richardem Rortym, dla którego nie ma jednej wspólnej natury ludzkiej, nie można operować słowem „ludzkość”. Istnieją bowiem na przykład grupy etniczne, które mają swoje zasady. To prowadzi do świata absurdu, w którym nie ma prawdy, nie ma uczciwości, nie ma solidarności. Niestety, taki sposób myślenia się rozplenia.

Po innej konferencji zaproponowałem, żeby napisać oświadczenie odwołujące się do encykliki Jana Pawła II Redemptor hominis. I okazało się, że dorośli, wykształceni ludzie wiedzący, co to kredyt, ubezpieczenie, budżet, nie wiedzą, co oznacza słowo „godność”. Oderwaliśmy się od kluczowych pojęć. Nie wiemy też, co to jest honor, uczciwość, powściągliwość. A godność jest przecież fundamentem naszej kultury, kształtuje nasz stosunek do drugiego człowieka. Jest w Starym i Nowym Testamencie, jest u Kanta. To godność uniemożliwia instrumentalne traktowanie drugiego człowieka. To dla ludzkiej godności cierpiał Chrystus. A dla nas już nic nie znaczy? Jeśli nic, to – jak pisał Leszek Kołakowski – zasada „Nie torturuj bliźnich” będzie miała taką wartość jak zasada „Trzymaj nóż w prawej ręce”. Można nie torturować, ale jeśli się uprzesz, proszę bardzo, potorturuj sobie. No bo to będzie tylko łamanie konwenansu. Moja podstawowa pretensja do Rorty’ego brzmi: jeśli nie ma uniwersalnych wartości, to dobry jest i antysemityzm, i kanibalizm. Nie chcę żyć w świecie, który rządzi się takimi zasadami. To przerażający świat, bo wyprany z uniwersalnych wartości, tych, które sprawiają, że jesteśmy ludźmi.

Gdy w Papieskiej Radzie Kultury zaproponowaliśmy, żeby z okazji ogłoszenia deklaracji praw człowieka przygotować specjalne oświadczenie, przedstawiciel Korei i Wietnamu powiedział, że dla tamtych narodów to nie będzie miało żadnego znaczenia. Bo dla Wschodu prawa człowieka to abstrakcja wymyślona na styku tradycji filozofi i europejskiej i religii chrześcijańskiej. Więcej, dla nich nie istnieje pojęcie osoby ludzkiej. Ale to nie znaczy, że mamy sobie odpuścić. Przeciwnie, chrześcijaństwo ma w takiej sytuacji bardzo wiele do zrobienia, żeby obronić humanizm, który dla nas jest czymś absolutnie oczywistym. Problem w tym, czy zmęczona Europa będzie w ogóle zainteresowana obroną.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama