Na kłopoty Papczyński

Nie szła mu nauka, wyleciał nawet ze szkoły, a później został cenionym nauczycielem. Chciał zreformować swój zakon, ale bracia okrzyknęli go wichrzycielem, a nawet wsadzili do więzienia. Polski błogosławiony nie pasuje do łzawych, cukierkowych żywotów świętych.

Reklama

Fale Dunajca zalewały maleńką łódkę. Górale zacisnęli dłonie na wiosłach. W łodzi skuliła się kobieta w widocznej ciąży. Była przerażona. Wśród wirów i wysokich fal zaczęła się gorliwie modlić. Błagała o ocalenie. Wzywała na pomoc Maryję i powierzała Jej życie swojego nienarodzonego dziecka. Oj, gdyby wiedziała, jakie to błogosławieństwo wyda owoce…

Ten przeklęty alfabet!
Janek urodził się 18 maja 1631 r. w Podegrodziu, starej sądeckiej wsi położonej na brzegu Dunajca. Często widział matkę z różańcem w dłoniach, pomagał jej też dekorować drewniane beskidzkie kapliczki. Gdy skończył się czas beztroskich zabaw i trzeba było posłać Jasia do szkoły, pojawił się problem. Chłopak w żaden sposób nie mógł przebrnąć przez elementarne nauki. Jego starszy brat Piotr uczył się wzorowo, dla Janka nauka alfabetu była koszmarem. Ojciec machnął ręką: Nie ma sensu posyłać go do szkoły. Niech uczy się lepiej fachu. I tak w przyszłości będzie kowalem jak ja. I posłał chłopaka na łąkę. Miał paść owce.

Janek czuł się upokorzony. Górale widywali go często, jak siedząc na zielonych łąkach, modlił się. I wówczas zdarzyło się coś, co zaskoczyło całą rodzinę. Nadzwyczajna łaska (jak chcą biografowie), a może zwykły góralski upór sprawiły, że Jasiek potajemnie wrócił do szkoły i zaczął się znakomicie uczyć. Podobno alfabet wykuł w ciągu jednego popołudnia! Odtąd nie miał już problemów z nauką.
Kto by pomyślał, że niebawem wyrośnie na nauczyciela i autora poczytnych podręczników, a nawet na kandydata na ołtarze, do którego modły zanosić będą uczniowie, którzy najchętniej szkoły omijaliby szerokim łukiem.

W rynsztoku
Młody Jan Papczyński skończył szkołę w Podegrodziu, Nowym Sączu, a później wyruszył do Jarosławia i dalej na wschód, do Lwowa. Bardzo chciał uczyć się w tutejszym kolegium jezuitów. Spotkało go jednak ogromne rozczarowanie. Nie został przyjęty. Nie miał listów polecających. Pozostał samotny w ogromnym rozpędzonym mieście. By przeżyć, zaczął udzielać korepetycji. Lato 1648 wspomina jak koszmar. Najpierw na cztery miesiące zwaliła go z nóg wysoka gorączka, a potem całe ciało pokrył paskudny świerzb. Był tak odrażający, że rodzina, u której wynajmował pokój, wyrzuciła go na bruk. Wylądował na ulicy. Wałęsał się zziębnięty po zaułkach miasta, przymierając głodem. Dotknął dna. Przy życiu trzymała go jedynie modlitwa. Doskonale odnajdywał się w krzyku psalmisty: „Z głębokości wołam do Ciebie, Panie”. I wówczas nieoczekiwanie spotkał nieznajomego towarzysza, który zaopiekował się nim. Jan trafił do domu. Wrócił do pełni sił.

Sobieski na kolanach
Po nauce w pobliskim Podolińcu spróbował jeszcze raz sił w kolegium jezuitów we Lwowie. Tym razem został przyjęty. Radość studiowania nie trwała długo. Gdy do miasta zbliżyli się zbuntowani kozacy, Papczyński ruszył do kolegium w Rawie Mazowieckiej. Miał 23 lata. Życie stało przed nim otworem. Rodzice mieli już gotowy plan: chcieli go ożenić z bogatą panną. Janek niemal zwiał ze swego wesela. Przez góry uciekł do spiskiego Podolińca i zapukał do klasztoru pijarów. Chciał zostać zakonnikiem.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama