Rozmowa z matką Jolantą Olech, do 2007 roku przełożoną generalną Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego i przewodniczącą Konferencji Wyższych Przełożonych Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych w Polsce
- Na świecie spada liczba powołań do życia konsekrowanego. Czy ten proces dotknął również Polskę?
- W Polsce ten proces wygląda inaczej niż np. w krajach Europy Zachodniej. Nie było u nas w okresie posoborowym załamania podobnego jak na Zachodzie. Co więcej, istnieje powszechne przekonanie, że Polska jest krajem bogatym w powołania. To jest prawda, ale tylko w pewnym sensie. Niewątpliwie fenomenem w skali światowej jest zjawisko licznych powołań do kapłaństwa, przede wszystkim diecezjalnego. Jednakże powołania do żeńskiego życia konsekrowanego nigdy w Polsce nie były liczne, może z wyjątkiem okresu międzywojennego. Ale chyba nawet wtedy nie przekroczyliśmy liczby trzydziestu kilku tysięcy zakonnic, co nie stanowi wielkiej liczby dla katolickiego kraju. Dla porównania - w latach 60. i 70. XX wieku w Hiszpanii było ok. 160 tysięcy zakonnic; we Włoszech ok. 150 tysięcy, nie wspominając już innych krajów! Od kilku dziesiątków lat obserwujemy w Polsce spadek ogólnej liczby zakonnic. Nie ma on charakteru rewolucyjnego, niemniej jest systematyczny. Liczba wstąpień do zgromadzeń zakonnych zmniejsza się, wymierają liczne pokolenia przedwojenne, a więc i ogólne cyfry są mniejsze.
- Jaka jest skala wystąpień z zakonów?
- Nie jest ona wielka. Najwięcej oczywiście jest odejść kandydatek i postulantek. W tym okresie bowiem zarówno dziewczęta przychodzące do klasztoru powinny dokonać rozeznania, czy rzeczywiście jest to ich miejsce, jak też samo zgromadzenie powinno zastanowić się, czy osoba przychodząca powinna kontynuować życie zakonne. Jest to zjawisko potrzebne i prawidłowe. Nie każdy bowiem jest powołany do tego rodzaju życia. W następnych etapach formacji (nowicjat, okres zobowiązań czasowych) ten procent się zmniejsza. Odchodzi też pewien, stosunkowo niewielki procent osób po ślubach wieczystych. Odejścia oczywiście były i będą zawsze. Mówiąc językiem Pisma Świętego, nosimy wielki skarb życia konsekrowanego w glinianych naczyniach…
- Opuszczenie klasztoru w wieku 40 czy 50 lat to z jednej strony życiowy dramat, ale chyba też dowód odwagi?
- Zawsze trzeba przyjrzeć się motywacjom. Każde odejście po ślubach wieczystych jest wielkim dramatem osoby odchodzącej, rodziny zakonnej i Kościoła. Motywacje z reguły są tak skomplikowane, że trudno je jednoznacznie oceniać. Bałabym się klasyfikowania ich w kategoriach “odwagi”, choć może tak być, gdy ktoś świadom swej pomyłki i niemożności życia zobowiązaniami życia zakonnego w końcu decyduje się na radykalne cięcie. Z reguły, gdy jest taka możliwość, a same okoliczności odejścia na to pozwalają, staramy się o podtrzymanie kontaktu. Czasem ludzie wracają, przynajmniej duchowo, po wielu latach, często pozostają w kontaktach przyjaźni z pojedynczymi siostrami. W decyzjach o odejściach bardzo wiele zależy od motywacji przyjścia do zakonu. Dlaczego podejmuję takie życie, czego w nim szukam, czego się spodziewam? Jeśli te motywacje w zasadniczych zrębach są bardzo utylitarne, to i szansa na wierność pozostaje słaba. Na przykład ktoś pragnie zdobyć wykształcenie, pozycję w życiu. Otrzymuje w zgromadzeniu solidne wykształcenie i odchodzi, aby wykorzystać zdobytą szansę ułożenia sobie życia poza klasztorem. Nie są to może częste sprawy, ale istnieją. Proszę pamiętać, że zabezpieczenie materialne w klasztorze nie jest bogate, ale za to solidne. Może to wpływać na motywacje. Mamy tego typu doświadczenia, na przykład z krajów misyjnych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).