W Polsce jest ich około 300. Na całym świecie około 85 tysięcy. Znacznie więcej mają sympatyków. Nie afiszują się ze swą przynależnością, ale jej nie ukrywają. Po prostu nie chcą się wyróżniać. Chcą zostać świętymi. Należą do Opus Dei – Dzieła Bożego.
Znów zrobiło się o nich głośno. Poprzednio media pełne były tekstów na ich temat w roku 2002. 6 października Jan Paweł II kanonizował założyciela. Nazywał się Josemaría Escrivá de Balaguer. Był hiszpańskim księdzem. Tym razem sprawcą fali zainteresowania Dziełem Bożym jest pisarz.
Miliony ludzi na świecie zaczytują się książką Dana Browna „Kod Leonarda da Vinci”. Autor tego sprawnie napisanego kryminału dwóch spośród licznych czarnych charakterów – bezwzględnego mordercę i bardzo ambitnego biskupa – uczynił członkami Opus Dei. A o samej instytucji tak napisał jeszcze przed prologiem w notce zatytułowanej „Fakty”: „Opus Dei, papieska prałatura personalna, to żarliwie religijne stowarzyszenie katolików, które niedawno było na cenzurowanym po doniesieniach prasowych o indoktrynacji, stosowaniu przymusu oraz niebezpiecznych praktyk umartwiania ciała. Ostatnio, kosztem 47 milionów dolarów, ukończono budowę siedziby Opus Dei przy Lexington Avenue 243 w Nowym Jorku”.
Opus Dei jest „na cenzurowanym” właściwie od początku. Vittorio Messori nie zawahał się użyć określenia „czarna legenda”. Najczęstsze zarzuty? Tajemniczość, niejawne działania, elitarność, niebezpieczna autonomia, tradycjonalizm, triumfalizm (którego wyrazem ma być „pospieszna” beatyfikacja założyciela Opus Dei), skupianie się na pracy nad sobą, zamykanie na innych, przypisywanie kobietom podrzędnej roli, rozbijanie rodzin...
Czarna legenda
Ks. Józef Alonso, członek Opus Dei pracujący w Krakowie, uważa, że „czarna legenda” instytucji paradoksalnie zrodziła się w Kościele. Jest efektem między innymi niezrozumienia Dzieła przez część księży i zakonników już u samych początków. Podobnie twierdzi Messori. A jeden z numerariuszy mówi, że nieporozumienia wokół Opus Dei biorą się z nieprecyzyjnych sformułowań używanych przez ludzi piszących i mówiących na jego temat w mediach.
Ks. prał. Piotr Prieto, aktualny wikariusz regionalny Opus Dei w Polsce, uważa, że niezwykle ciekawe byłoby przeanalizowanie mechanizmów utrwalania się nieprawdziwych opinii o Dziele. „Mam wielu znajomych wśród dziennikarzy i oni mi mówią, że przy pisaniu kopiują jedni od drugich...” – wskazuje jedną z przyczyn. Lektura artykułów na temat Opus Dei, które ukazały się w ostatnich kilku latach w polskiej prasie, potwierdza to przypuszczenie. Kopiowany jest przede wszystkim sposób pisania o Dziele, sugerujący, że autor bardzo się starał, ale nie zdołał przedrzeć się przez zmowę milczenia. Jeśli pojawiają się w artykułach członkowie Dzieła, to zwykle bez nazwisk. A to zawsze jest podejrzane. No bo dlaczego „proszą o nieujawnianie nazwiska”? Co mają do ukrycia?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.