Chiński sen

W Polsce ziścił się sen, którego u nas bałam się śnić – mówi siostra Jana, zakonnica z Chin, córka Czang Si, czyli pełnego nadziei. – Zobaczyłam tłumy wiernych i krzyże przy drogach.

Reklama

Teraz mówią: „Bóg cię pokochał, wszystko ci sprzyja, niech tak będzie”. Tata s. Iwony – Wu De Czang – co znaczy Człowiek z zasadami – ma już 70 lat. A mama Siou Jun mimo tego samego wieku jest do dziś piękna jak jej imię (w tłumaczeniu Piękna Chmurka). Oboje gorliwie praktykują, tak że od razu poparli wybór córki. Ojciec, emerytowany nauczyciel, jest autorytetem dla całej wsi. Do dziś starsi przychodzą do niego po radę, a 30-osobowa grupka dzieciaków, żeby przygotować ich do szkoły. Zawsze był dla niej wzorem, nie tylko dlatego, że ojciec jest szanowany w chińskiej rodzinie, ale za to, jaki był. Sama do szkoły średniej musiała chodzić dwa kilometry piechotą i to cztery razy w ciągu dnia, bo zarządzano przerwę na obiad. Dziś pomaga księdzu w pracy duszpasterskiej, oprócz tego jest mistrzynią postulatu.

Chciała być pisarką
S. Franciszka przez dwa lata studiowała literaturę i język ojczysty, ale nie próbujemy rozmawiać o chińskiej zakazanej literaturze podziemnej. Jej dziadek od strony taty, katolik, został zamordowany za wiarę podczas rewolucji kulturalnej. Ojciec Wang Ju Czeng, jak jego imię oznaczające kamień nefrytu, nie bywa ostry, jest gładki, miły w obyciu. I, jak o nim mówią, jest niezłomny w zasadach. Skończył podstawówkę, zna pismo, ale nie pozwolono mu dalej się uczyć, bo był wierzący. Dziś przychodzą do niego z całej wsi, żeby pisał im podania do władz. Nauczyła się od niego bezinteresowności. Zawsze pomagał krewnym, sąsiadom, choć mama narzekała, że mało go w domu. Mama Jen Sue Men, co znaczy Ucząca się od kwiatu śliwy, była wzorem dla córki, nie poddawała się trudnościom. Bo w Chinach śliwy kwitną nawet w zimie.

Rodzice pracowali jako robotnicy najemni. Kiedy miała 12 lat, spotkała po raz pierwszy katechizujące zakonnice ubrane, tak jak ona teraz, w granatowe stroje. Coś ją do nich ciągnęło. Ale jej, wtedy 15-latce, rodzice zaplanowali ślub. Dali nawet pieniądze przyszłemu małżonkowi (potem kilka lat pracowała w szpitalu, żeby je spłacić). Zbuntowała się i zamiast na wesele, pojechała robić maturę. Marzyła, że zostanie pisarką, ale po powrocie do domu czekało ją pole. Nie mogła znaleźć pracy i wtedy ktoś przypomniał jej o zakonie. Dziś prowadzi katechezę dla wiernych i zakonnic. Wstąpiła do zakonu, żeby odpłacić za miłość Jezusowi. – W Chinach jest tylu ludzi, a niewielu o Nim wie – mówi.

S. Hiacyntę do zakonu przyprowadziła Ewangelia św. Mateusza, którą czytała jej dawna zakonnica, pracująca przy ich kościele (po rewolucji kulturalnej zmuszono ją do małżeństwa). S. Iwona od dzieciństwa studiowała Pismo Święte. – Poruszyły mnie do głębi słowa Jezusa na krzyżu „Pragnę!” – zwierza się . – I teraz chcę nieść Mu pociechę. – Tu jest lepszy klimat niż w Chinach, lepiej się oddycha – chwali Polskę s. Franciszka. – U nas tylko pora sucha i deszczowa, mało zieleni. – Chcę się tu nauczyć żarliwości wiary i zawieźć ją do Chin – deklaruje s. Iwona. – U nas stale jest lęk, że czegoś nam zakażą – skarży się s. Hiacynta. Zauważyły, że polskie siostry poświęcają więcej czasu na modlitwę. Teraz razem z nimi jeszcze więcej modlą się za swój Kościół.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama