Jezus w pudełku po aspirynie

Aresztowana Leokadia zawahała się przed wyjściem na spacerniak. Okna okolicznych milicyjnych bloków były oblepione ludźmi. Bo Leokadia miała na sobie... habit zakonny.

Reklama

Siostra Leokadia siedziała w więzieniach w Chełmie oraz w Krzywańcu w Lubuskiem. W Chełmie tak ostro protestowała, kiedy kazano jej oddać habit, że naczelnik więzienia machnął ręką. – Nie wstydzicie się nosić habit w więzieniu?! – próbowali ją jeszcze zawstydzić funkcjonariusze więzienni. – Czego się mam wstydzić, mojego stroju zakonnego? Przecież ja jestem niewinna, to wy się wstydźcie – odpowiadała zdecydowanie Leokadia. W więzieniu w Krzywańcu było inaczej. Kiedy odmówiła zdjęcia habitu, naczelnik rozkazał strażniczkom, żeby przebrały siostrę siłą. Leokadia ani się nie broniła, ani im nie pomagała. Stała nieruchomo. Strażniczki zdjęły jej habit. Zdziwiły się, że pod welonem siostra nosi piękny warkocz. Dały jej więzienną spódniczkę i bluzę w kolorze ciemnego wrzosu, z granatowym kołnierzykiem.

– 17 listopada zmarł mój tatuś. Ale mnie z Krzywańca nie puścili na pogrzeb – wspomina siostra. – Jednak i więźniarki, i strażniczki traktowały mnie bardzo życzliwie. Kiedy byłam w pobliżu, strażniczki wszystkich traktowały łagodniej. Raz stałam w ostatnim rzędzie, kiedy szłyśmy na widzenie. Oddziałowa, na którą mówiłyśmy „Osa”, rozbierała więźniarki do naga, żeby sprawdzić, czy czegoś nie przemycają. Nagle zobaczyła mnie, siarczyście zaklęła, i kolejnych więźniarek już nie rozbierała. Kiedy doszła do mnie, spytała tylko, czy coś mam. Ja na to: „Tak, pięć listów”. A ona: „Proszę podawać tak, żeby nie było widać” – śmieje się Leokadia. – Mam wielki dług wdzięczności za życzliwość i wobec obsługi, i wobec więźniarek. Spłacam ten dług w ten sposób, że do dzisiaj codziennie się za nich wszystkich modlę – mówi.

Naczelnik więzienia w Krzywańcu wyraźnie Leokadii unikał po ich ostrym starciu na powitanie. Jednak nie protestował, gdy rodzone siostry Leokadii, Monika i Jadwiga, też zakonnice, przyjeżdżały w odwiedziny dwa razy częściej, niż było dozwolone. Raz w miesiącu wręczały jej niepozorne pudełko po aspirynie. W pudełku leżał Pan Jezus – w postaci konsekrowanej hostii. Leokadia wzbudzała w sobie akt żalu, przyjmowała Komunię i zaraz oddawała siostrom pudełko. – Przez resztę dnia adorowałam Jezusa – wspomina.

Gdy Leokadia wychodziła już na wolność, poszła pożegnać się z naczelnikiem. – Zbladł. Powiedziałam: „Dziękuję, że mnie tu przechowaliście”. On na to: „Ale niepotrzebnie się kłóciliśmy”. Mówię: „Pan naczelnik bronił swojego, a ja swojego. Wiem, że pan miał rozkaz z góry”. I widziałam, jak temu człowiekowi ulżyło. Podał mi rękę, wreszcie się uśmiechnął i powiedział: „Obyśmy się już nigdy nie spotkali w takich okolicznościach” – wspomina siostra Leokadia. Leokadia uważa, że duchowo niewiele więźniarkom pomogła. – Zakonnica rozgrzeszenia nikomu nie da. A w więzieniu kobiety nie chcą też żadnego moralizowania. Jedyne moje świadectwo, że ten habit tak długo utrzymałam... – zastanawia się. – No i ta wspólna modlitwa. Kiedy się modliłyśmy, więźniarki same wsłuchiwały się w siebie. Może i Pan Bóg miał jakiś plan, że się znalazłam w więzieniu? – mówi.



Za: Gość Niedzielny 14/2007
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama