Czy ksiądz z dwudziestoletnim stażem może oglądać film o dziewczynie idącej do karmelu ze łzami w oczach? Nie wiem czy może. Mnie się zdarzyło.
Właściwie wszystko przemawia za tym, żeby to nie był film religijny. No i naprawdę poruszający polskiego widza. Raczej przypomina ciekawostkę. Kogo tak naprawdę może obchodzić szwedzka katoliczka wybierająca życie w kontemplacyjnym klasztorze? Oczywiście, jako ciekawostka, że w Szwecji są katolicy, mało tego, że jest klasztor karmelitański, to tak. W dodatku autorka filmu od razu się przyznaje, że nie jest osobą religijną, czyli istota zjawiska, które próbuje pokazać, najprawdopodobniej jest jej obca. A jednak nie. „Siostra”, godzinny dokument, opowiadający o młodej szwedzkiej katoliczce Marcie, wybierającej życie w klasztorze karmelitańskim, to film zadziwiająco religijny. To film o wierze i jej znaczeniu w życiu człowieka.
Film, który widzowie zobaczyli w zeszłym roku, powstawał przez wiele lat. I chociaż główną bohaterką jest Marta, karmelitanka, w rzeczywistości oglądamy opowieść o rodzinie. Rodzinie, dla której wiara nie jest dodatkiem lub ozdobnikiem, ale treścią życia. Katolicka rolnicza rodzina żyjąca w Szwecji traktuje wiarę tak poważnie, że ma nawet własną kaplicę. Kaplicę z niewielkim dzwonem.
„Siostra” nie jest słodziutką opowieścią o tym, jak to dobrze być katolikiem, o tym, jak grzeczne i wierzące są wychowane w katolickiej rodzinie dzieci i że możliwe jest niebo na ziemi. Film pokazuje nie tylko Martę, która wierzy tak mocno, iż decyduje się poświęcić się całkowicie Bogu, ale również jednego z jej braci, który ma z wiarą ogromne problemy i zadaje mnóstwo niewygodnych – także dla jego rodziców – pytań. Pytań, które nie są obce tysiącom ludzi na świecie. Na przykład dlaczego Bóg nie pomógł w zamachu na Hitlera.
Wydawałoby się, że jako ksiądz, a więc człowiek, który sam wie, co to jest powołanie do służby Bogu, nie mam powodu szczególnie przeżywać sposobu, w jaki Marta odkrywa swe powołanie i jak na nie odpowiada. Dokładnie odwrotnie. Bo też dzieje jej powołania i jej odpowiedzi na Boże wezwanie zostały w filmie pokazane w sposób nadzwyczaj szczery. Marta wie, że jej decyzja to również rezygnacja w wielu dobrych rzeczy, do których jako człowiek ma pełne prawo. Marta rozumie, że istnieje coś takiego, jak poświęcenie.
Oglądając film „Siostra” kilka razy łapałem się na tym, że porównuję Martę do byłych betanek z Kazimierza Dolnego. Na pozór mnóstwo podobieństw. A jednak nie. W Marcie nie można się doszukać tej sztucznej egzaltacji, którą emanował problematyczny klasztor ani podporządkowania grupie, jej przywódcy itp. Trywializując można powiedzieć, że dla Marty „przywódcą” jest Jezus. Ale nie należy trywializować, dlatego trzeba powiedzieć, że we wszystkim, co dziewczyna robi, widać jej miłość do Chrystusa. Miłość ze wszystkimi jej problemami. Ze szczęściem, ale i cierpieniem.
I jeszcze jedno. Marta bardzo często się uśmiecha. Szczerze.
W Gościu Niedzielnym Edward Kabiesz dziwi się, że filmu „Siostra” nie pokazała dotychczas polska telewizja publiczna. Też się dziwię. Ale dodam: dobrze, że postanowiła go pokazać religia.tv. Ten film trzeba pokazywać. Zwykłym polskim katolikom. Takim jak ja.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.