Jest powiedzenie: „Różańcem się prosi, szkaplerz się nosi”. Nie ma takiego ubioru, który bardziej niż szkaplerz byłby wart noszenia.
Gdy Jan Paweł II umierał, nic nie działo się przypadkowo. Był wieczór wigilii święta Miłosierdzia Bożego, a trudno o datę bardziej pasującą do tego nadzwyczajnego pontyfikatu. Ale nie tylko to pasowało. Trwała jeszcze pierwsza sobota miesiąca, dzień szczególnie poświęcony Maryi, Tej, której konający papież od młodości powtarzał: „Totus Tuus”. W chwili rozstania z tym światem miał na sobie, jak zawsze, Jej szatę – szkaplerz. Te dwa kawałki brązowego materiału, jeden z wizerunkiem Jezusa, drugi Matki Bożej Szkaplerznej, połączone tasiemkami, towarzyszyły mu przez całe życie. Każdego dnia i każdej nocy, zawsze. Tak nosi się szkaplerz – i tak się w nim umiera.
Gwarant: Maryja
No właśnie – dobrze się umiera w szkaplerzu. „Kto umrze odziany szkaplerzem świętym, nie dozna ognia piekielnego” – głosi niesłychana obietnica.
– Ale kto mi to gwarantuje? – usłyszał kiedyś pełne sceptycyzmu pytanie Grzegorz Bociański z Radia eM. Adresatem pytania był jego ojciec, który rozmawiał akurat o szkaplerzu z „katolikiem średnio praktykującym”. – Maryja – odpowiedział po prostu. Rozmówcę zatkało.
Tak jednak jest – gwarantem obietnicy dla tych, którzy przyjęli szkaplerz, jest Matka Boża. Ale są i dalsze obietnice. W drugiej Matka Boża zapewnia swoją opiekę „co do duszy i ciała w tym życiu i szczególną pomoc w godzinie śmierci”. Trzecia sięga nawet poza granicę doczesnego życia: „Każdy, kto pobożnie nosi szkaplerz święty i zachowuje czystość według stanu, zostanie wyprowadzony z czyśćca osobiście przez Matkę Bożą w pierwszą sobotę po swej śmierci” – obiecuje Maryja.
Ten tzw. przywilej sobotni został zatwierdzony w 1322 roku przez papieża Jana XXII i był potwierdzany przez wielu papieży. Podobnie pieczęć Kościoła uzyskały pozostałe obietnice, a także fakt, że przynależność do Szkaplerza wiąże się z udziałem w dobrach duchowych zakonu karmelitańskiego.
Przełom
Wstępem do tego wszystkiego był ciężki kryzys. Doświadczyli go mnisi Zakonu Braci Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel. Był XIII wiek, dogorywało łacińskie Królestwo Jerozolimskie. Karmelici, zagrożeni przez Turków, musieli opuścić swój matecznik – górę Karmel w Ziemi Świętej. To tam, na stoku wzniesienia wsławionego pobytem Eliasza, „proroka jak ogień”, rozwinęli swoją duchowość. W Europie nie umieli odnaleźć swojej tożsamości.
Przełom przyszedł w nocy z 15 na 16 lipca 1251 roku. Święty Szymon Stock, generał karmelitów, zdesperowany wiszącą nad zakonem groźbą kasaty, zwrócił się o ratunek do Maryi. „Kwiecie Karmelu, śliczna Winnico, tylko Ty jesteś, Splendorze Nieba, Wieczną Dziewicą!” – niosły się w ciszy nocy słowa modlitwy, która wkrótce stanie się hymnem Flos Carmeli. Wtedy, jak mówi tradycja, ukazała się Szymonowi Maryja. „Umiłowany synu! Przyjmij szkaplerz twojego zakonu. Przywilej dla ciebie i karmelitów. Kto w nim umrze, to jest w szkaplerzu, nie zazna ognia wiecznego. Oto znak zbawienia, ratunek w niebezpieczeństwach, przymierze pokoju i wiecznego zobowiązania” – powiedziała, wskazując płat materiału, który do tej pory zakonnicy nosili w charakterze fartucha dla ochrony przy pracy.
Szymon Stock, pouczony przez Maryję, udał się do Innocentego IV. Papież musiał być pod wrażeniem usłyszanego przesłania, bo wydał list, w którym polecał biskupom zakon karmelitański. Odtąd zakon zaczął się dynamicznie rozwijać. Okrywająca korpus i plecy zakonników prostokątna tkanina stała się szkaplerzem – szatą Maryi.
Szansa dla wszystkich
Wkrótce także ludzie świeccy zapragnęli nosić szatę Maryi – i otrzymali taką możliwość. Stolica Apostolska uznała szkaplerz za jeden z sakramentaliów, czyli za znak pomocny w uświęcaniu życia. Dostosowany do noszenia w najróżniejszych warunkach, stał się wśród katolików niezwykle popularny. Ta popularność, mimo upływu wieków, nie maleje. Potwierdzają to członkowie zakonów karmelitańskich.
– Ludzie od lat przychodzą do klasztoru i proszą o możliwość przystąpienia do Szkaplerza, a w dniu uroczystości Matki Bożej Szkaplerznej przyjmują go całymi grupami – przyznaje s. Agnieszka, przeorysza Karmelu w Gdyni-Orłowie. – Zawsze wtedy pytamy, czy wiedzą, czym jest szkaplerz i czy są odpowiednio przygotowani do jego przyjęcia – mówi. Przypomina, że nie można traktować szkaplerza jak talizmanu, zauważa jednak, że zazwyczaj ludzie proszący o szkaplerz są dobrze zorientowani i świadomi, czym on jest. Niedawno na s. Agnieszce zrobił wrażenie e-mail od kobiety, która przyjęła w dzieciństwie szkaplerz i przez wiele lat starała się żyć według wskazań Kościoła. Szkaplerz jej w tym pomagał, później jednak ta kobieta uwikłała się w kolejne niesakramentalne związki. Nie śmiała już nosić szkaplerza, ale powiesiła go gdzieś na widoku. „Widzę, że odeszłam od przykazań Boga i szkaplerz, który nosiłam, cały czas jest dla mnie wyrzutem sumienia” – napisała.
– Myślę, że to jest szansa dla tej kobiety. Jeśli ona jako punkt odniesienia w swoim życiu podaje szkaplerz, to istnieje nadzieja, że Matka Boża, upominając się o nią, doprowadzi ją do nawrócenia – komentuje przeorysza z Gdyni.
Bo ostatecznie o to właśnie chodzi w Szkaplerzu – żeby chodzić w łasce Bożej tak, jak się chodzi w ubraniu. Im bliższe ciała jest to ubranie, tym bardziej niezbędne, i dobrze, gdy człowiek o tym wie. Dlatego też wielu papieży, od średniowiecza po czasy najnowsze, potwierdzało prawdziwość związanych ze szkaplerzem obietnic Maryi. Kościół uznał zgodność treści nabożeństwa szkaplerznego z Objawieniem Bożym, przywiązał do niego odpusty i zezwolił na wiarę w niebiańskie pochodzenie szkaplerza.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).