Urodził się w Malezji, ale jest Chińczykiem. W dzieciństwie modlił się w buddyjskiej świątyni. Wykształcenie zdobył w Wielkiej Brytanii. W Polsce, w Łodzi, został katolickim księdzem. Oto niesamowita historia ks. Jana Marii Chun Yean Choonga.
Ksiądz Jan do Łodzi sprowadził z Chin czajniczek do parzenia herbaty. Purpurowa glina, z której jest zrobiony, na zawsze przejmuje aromat liści. Przypomina samego księdza, który po przyjęciu katolicyzmu nie potrzebuje już niczego. Ks. Jan wsypuje do czajniczka, najważniejszego przy parzeniu herbaty, porcję liści. Zalewa je wrzątkiem, a potem polewa wodą czajnik, żeby się rozgrzał. Odlewa pierwszy napar, który oczyszcza i rozluźnia liście. Ustawia przed nami kieliszki, wewnątrz z porcelany, na zewnątrz z gliny. – Herbatę można zalewać kilka razy, nie pije się jej po to, żeby gasić pragnienie, ale żeby przy niej rozmawiać – mówi. – A teraz mamy morze herbaty – rozlewa do kieliszków ulung sprowadzoną z Malezji.
Sam urodził się tam 33 lata temu w Kuantan, 5 minut od brzegu południowo-wschodniego Morza Chińskiego. – Odkrywam swoje korzenie przez parzenie herbaty – opowiada. Siedzimy na podłodze na haftowanych poduszkach ułożonych na japońskich matach tatami. Na ścianie uśmiechnięta chińska Matka Boża przywieziona z Szanghaju. Z głośników płynie chińska klasyczna muzyka na cytrze. – To wszystko po to, żebym czuł się jak w domu – wyjaśnia. – A przecież wiara katolicka jest dla księdza nowym domem – mówię. – Tak, tylko daję mu inny wystrój – uśmiecha się.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).