Urodził się w Malezji, ale jest Chińczykiem. W dzieciństwie modlił się w buddyjskiej świątyni. Wykształcenie zdobył w Wielkiej Brytanii. W Polsce, w Łodzi, został katolickim księdzem. Oto niesamowita historia ks. Jana Marii Chun Yean Choonga.
Ks. Edward wyjaśnił, że się cieszy tym, że ja się cieszę. To niby prosta rzecz, ale stale trzeba jej się uczyć. Ale gdzieś w nim trwała walka wewnętrzna dawnego z nowym. Modlił się po chińsku do Buddy: „Namo Amitabha”, to znów „Zdrowaś Maryjo”. Aż wreszcie przyszedł spokój. Pierwszy raz, kiedy z wielką chęcią wrócił do zapomnianej lektury książki o Miłosierdziu Bożym. Drugi, kiedy oglądał w telewizji Jana Pawła II wprowadzającego wiernych w III tysiąclecie. – Kiedy ten starszy, schorowany człowiek otwierał drzwi Bazyliki św. Piotra, rozpłakałem się – mówi. – Następnego dnia powiedziałem ks. Edwardowi, że chcę być katolikiem. Dowiedział się, że może przyjąć równocześnie chrzest, Komunię i bierzmowanie. Chciał, żeby odbyło się to w rodzinnych stronach ks. Edwarda. Ks. Edward pojechał w czerwcu do kraju, żeby załatwić dyspensę u biskupa łódzkiego i akurat wtedy dostał zawału. Lekarz zabronił mu jechać do Anglii, ale on nie chciał zostawić parafian i wrócił. – Dwa tygodnie później zmarł – mówi ksiądz. – Wtedy pierwszy raz byłem naocznym świadkiem śmierci.
Jan umiłowany
Na chrzcie wybrał imię Jan. – Dowiedziałem się, że to najmłodszy z apostołów, najbardziej umiłowany. Też chciałbym być taki – tłumaczy. Na drugie „Maria”, bo urodził się 8 grudnia, w Niepokalane Poczęcie. A na bierzmowaniu – Edward, po zmarłym księdzu. To przykład jego życia spowodował, że zaraz po jego śmierci postanowił zostać kapłanem. Ale wielu mu odradzało. Tak się złożyło, że w tym samym roku skończył studia licencjackie i musiał wrócić do Malezji. Bardziej był przybity tym, że nie będzie spotykał się z Polakami, niż tym, że opuszcza Europę. W Kualalumpur zamieszkał razem z bratem i rozpoczął pracę w firmie „Bosch”. – Okazało się, że niedaleko domu znajdowała się ambasada polska – wspomina. – Poszedłem i wszyscy się zdziwili, że Malezyjczyk mówi po polsku. Dostałem trochę czasopism. Przydała się też płyta z pieśniami patriotycznymi w wykonaniu Bernarda Ładysza. W Malezji żyje 4 proc. katolików. Chodził do kościoła. Ale udało mu się dostać stypendium doktoranckie w Bolton, w Anglii, gdzie, jak się okazało, też była polska misja. – Po przyjeździe rzuciłem bagaże i pobiegłem szukać kościoła – opowiada. Na uczelni robił karierę.
Dostał pracę przy interesującym projekcie, zastąpił z wykładami profesora. – Można powiedzieć, że miałem słodkie życie – opowiada. Miał zrobić doktorat z biznesu, z zarządzania małymi i średnimi przedsiębiorstwami. Ale sam okazał się przedsiębiorczy i zmienił w życiu wszystko. – Studiowałem ekonomię doczesną, a teraz Bożą – śmieje się. – Po 2 i pół roku moje powołanie kapłańskie tak się odezwało, że nie mogłem czekać. Kiedy jego profesor chciał go zatrudnić w swojej firmie, postanowił odmówić. – Bo jeśli nie teraz, to kiedy? Profesor się nie złościł, tylko mu pogratulował, że będzie żyć w zgodzie z własnym sercem, a on nie może. – Normalnie poszedłem za miłością – mówi. Od dziecka chciał być marynarzem. Dziś w Łodzi jest wikarym w parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).