Niedawno w Pławniowicach odbyło się spotkanie nadzwyczajnych szafarzy Komunii świętej, którzy jako pierwsi w Polsce zostali do tej posługi ustanowieni 19 lat temu. Przyjechali z żonami, bez których zgody i wsparcia nie podjęliby się tego zadania.
– Jest już kilka takich rodzin, do których chodzę przez kilkanaście lat – mówił Franciszek Mańka z parafii katedralnej w Gliwicach. – Chodziłem do męża, on zmarł, teraz chodzę do żony… Jestem w wielu przypadkach traktowany jak członek rodziny. Wielu ludzi z jednej strony potrzebuje Pana Jezusa i czekają na ten moment, ale z drugiej strony – szczególnie osoby samotne – potrzebują kontaktu, wiadomości z parafii, żeby wiedziały, co się dzieje. Dla takich osób, które nie mogą wyjść z domu, my jesteśmy w pewnym sensie łącznikami z całym życiem parafialnym. – Zauważyłem, że u tych ludzi jest zupełnie inna hierarchia wartości. To, za czym my gonimy, co nam zaprząta głowę, dla nich już jest nieważne – podkreślił Stefan Hajda z parafii św. Józefa w Krupskim Młynie. – Oni mają swoje życie, życie wiary. Myślę, że przez te lata, chodząc do chorych, bardzo wiele ja sam na tym zyskałem.
Ręce drżą nadal
Z rozdawaniem Komunii jest jak z pierwszą miłością. Po latach można odtworzyć wszystkie szczegóły. Stefan Hajda pierwszy raz udzielał Komunii w poniedziałek na Mszy św. roratniej. – Pamiętam, że ręce mi tak drżały, że pomyślałem, że jak tak dalej pójdzie, to pożytku ze mnie nie będzie. Myślę, że to przejęcie zostało do dzisiaj, pomimo tych 19 lat…
– Do dziś drżą mi ręce, jak mam wziąć kielich z Przenajświętszym. To jest naprawdę wrażenie nie do opisania: trzymać w ręce Pana Boga – mówił z kolei Tadeusz Łakomy, który posługuje w parafii św. Wawrzyńca w Zabrzu-Mikulczycach razem ze swoim teściem. – Na początku nie włączaliśmy się od razu. Tylko w wielkie święta: w Wielkanoc i Boże Narodzenie pomagaliśmy przy komunikowaniu – zauważył Franciszek Mańka. – To jest niesamowite przeżycie, ten moment pierwszego kontaktu z Hostią, z Panem Jezusem.
Drżące ręce albo pot na czole, gdy Hostia upada – to doświadczenia, które mimo upływu lat pozostają. Jest też smutek, gdy szafarze spotykają się z brakiem poszanowania Najświętszego Sakramentu u ludzi, którym służą. Ale są też piękne świadectwa głębokiej wiary, które im pomagają.
Ludwik Szuba tak wspomina swoje pierwsze pójście z Przenajświętszym do parafian: – To były dwie osoby, panie, szwagierki, obie Franciszki – opowiada. Szedł ze strachem, nie wiedział, jak zostanie przyjęty. Szybko się jednak okazało, że ksiądz wszystko dobrze przygotował. Pomodlili się, pośpiewali, a po Komunii „pogodali”. Starsza pani Franciszka pozostawiła po sobie wielki skarb – modlitwę, której nauczyła swojego szafarza. On ją odmawia do dziś, przy różnych okazjach. Ze wzruszeniem wyrecytował ją też w Pławniowicach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.