Aby znaleźć się na terenach misyjnych, wcale nie trzeba wyjeżdżać z Europy. Wystarczy minąć naszą południową granicę i udać się do Czech. Ten piękny kraj, któremu zawdzięczamy chrześcijaństwo, jest obecnie niemal całkowicie zlaicyzowany.
Antykatolicyzm wpisany w tożsamość
A nie jest to zadanie proste. Czechy, w odróżnieniu od Polski, swoją tożsamość narodową w XIX wieku budowały nie na katolicyzmie, a przeciwnie, na wrogości wobec niego. Husytyzm był ich nieustanną inspiracją, a polityka Habsburgów, którzy wykorzystywali Kościół do germanizacji, także nie budziła sympatii dla katolicyzmu.
Większość działań niepodległościowych toczyła się więc pod nośnym hasłem: „Precz z Wiedniem, precz z Rzymem”. W efekcie czeskość została skojarzona (na trwałe) z antykatolicyzmem. A najlepszym na to dowodem jest fakt, że w dniu stworzenia Czechosławacji tłum zburzył ogromną statuę maryjną na praskim rynku. Krótko potem Kościół katolicki opuściło prawie milion wiernych, przyłączając się do Czechosłowackiego Kościoła Narodowego.
Krótki okres niepodległości i wolności, choć niewątpliwie zmienił częściowo obraz czeskiego katolicyzmu (na co wpływ miała choćby działalność grupy czeskich poetów i pisarzy metafizycznych związanych z Kościołem), nie doprowadził do zmiany jakościowej i znormalizowania stosunków z Watykanem. A lata komunizmu ostatecznie zniszczyły Kościół. Sowieci wybrali bowiem Czechosłowację na miejsce, w którym przetestowany zostanie model całkowitego zniszczenia Kościoła, zakazania jego działalności i zepchnięcia go do podziemia. I ten model (przynajmniej w Czechach, bo już nie na Morawach i Słowacji) udał się. Czesi stali się (nie bez wpływu poprzednich doświadczeń historycznych) najbardziej zlaicyzowanym narodem Europy.
Polska misja
Polska i Polacy, spłacając dług sprzed tysiąca lat, gdy to Czesi przynieśli nam chrzest, angażują się w ewangelizację Czech. 12 proc. duchownych w tym kraju to Polacy, a czeska młodzież katolicka korzysta z rekolekcji i formacji w naszym kraju. Wszystko to sprawia, że – jak mówi abp Duka – czescy katolicy nie mogą nie być polonofilami. Ale my, Polacy, nie powinniśmy spoczywać na laurach. Czechy obrazują bowiem (mimo całej odmienności kulturowej i historycznej), jakie niebezpieczeństwa czekają na zadowolone z siebie narody i wspólnoty religijne. I co może nas czekać, jeśli nie podejmiemy wytrwałej pracy nad ewangelizacją następnych pokoleń także w naszym kraju.
Polonia w Pradze doskonale pokazuje, że wcale nie jesteśmy wolni od niebezpieczeństwa przyspieszonej laicyzacji. Na 20 tys. Polaków mieszkających w Pradze z parafiami (polską i czeskimi) ma związek mniej więcej 2 tys. Reszta w szybkim tempie upodabnia się do Czechów. I niewykluczone, że jeśli nie pogłębimy naszej wiary i o wiele mocniej nie zaangażujemy się w misje, podobny proces za kilkanaście lat zaczniemy obserwować także w Polsce. I również u nas kościoły zamienią się w muzea. Czego ani sobie, ani przede wszystkim swoim dzieciom nie życzę.