„Jeżeli wychodząc z Groty, postanawiasz więcej jej nie opuszczać pozostając wewnętrznie przywiązanym do skały cały twoje życie, za każdym razem, gdy myślami powrócisz do niej, odnajdziesz ten wzrok pełen miłosierdzia dla ciebie i odkryjesz w Bernadecie wzór niezwykłej wierności Pani pełnej współczucia i zadziwiającego objawienia Boga dla naszych czasów” - bp Dominique You, Brazylia.
Lourdes jest jednym z tych nielicznych sakralnych miejsc, o których można mówić bez końca. Lourdes zadziwia, tak jak zadziwia odkrywanie Boga. Wszak odkryć Lourdes, wpatrywać się w oblicze Niepokalanej – to znaczy odkrywać wciąż na nowo tajemnicę samego Stwórcy, Jego niezgłębionego miłosierdzia i miłości, która w tym miejscu objawia się w przedziwny sposób. Zgłębiać tajemnicę Lourdes znaczy również odkrywać sens i cel cierpienia, które od zawsze jest wpisane w dzieje człowieka.
Najświętsza Maryja Panna, jak poucza Jan Paweł II w „Salvifici Doloris”, całym Swoim życiem złożyła godne naśladowania świadectwo ewangelii cierpienia, znosząc z wiarą udręki i troski dnia codziennego. Wszystkie cierpienia, które złączyły się w Niej jakby w jedno, nieprzerwane pasmo, świadczą nie tylko o Jej niewzruszonej wierze, ale stanowią Jej wkład w dzieło powszechnego zbawienia. Już od momentu Zwiastowania dostrzega w Swoim macierzyńskim powołaniu „przeznaczenie”, aby uczestniczyć w sposób jedyny i niepowtarzalny w posłannictwie Swego Syna. Po wszystkich wydarzeniach publicznej działalności Syna, w której uczestniczyła jakby w ukryciu, ale zawsze z całą wrażliwością Swego serca, właśnie na Kalwarii Jej cierpienie u boku cierpiącego Jezusa osiągnęło stopień przechodzący ludzką wyobraźnię. Jako świadek męki Syna, dzięki obecności i jako jej uczestniczka poprzez współcierpienie, Maryja dała jedyny w swoim rodzaju wkład w ewangelię cierpienia.
Ewangelia cierpienia oznacza nie tylko obecność cierpienia w Ewangelii, jako jednego z tematów Dobrej Nowiny. Oznacza ona zarazem objawienie zbawczej mocy i zbawczego sensu cierpienia w mesjańskim posłannictwie Chrystusa, z kolei zaś w posłannictwie i powołaniu Kościoła. Bernadeta Soubirous, przez którą Matka Boża przekazała orędzie światu w Grocie Massabielle, niejednokrotnie doznawała wielorakich cierpień: choroby, nędzy w rodzinie, słabej pamięci i problemów z nauką, wrogości otoczenia, szyderstw i wyśmiewania.
Doświadczenia, z jakimi musiała się zmierzyć skromna wizjonerka, nauczyły ją, że cierpienie jest czymś bardziej jeszcze podstawowym od choroby, bardziej wielorakim. Mimo swej trudnej sytuacji życiowej nigdy nie była nastawiona na korzyści materialne, nigdy też nie wzięła od nikogo ani grosza, mimo iż po tym, jak stała się „sławna”, wielu wpychało jej pieniądze do kieszeni. Zawsze opowiadała o Pani z prostotą i przejęciem. Nigdy też nie miała zamiaru zmuszać kogokolwiek do wiary w to, co opowiadała za wszelką cenę. Wszystko kwitowała stwierdzeniem: „Polecono mi Wam to powiedzieć”.
Dnia 28 maja 1861 roku po raz pierwszy własnoręcznie napisała wyjątkowy dokument: historię początku objawień Pięknej Pani. Taka jest jego treść: „Poszłam na brzeg rzeki Gave zbierać chrust z dwiema innymi dziewczynkami, które przeszedłszy przez wodę zaczęły płakać. Zapytałam je, dlaczego płaczą? Odpowiedziały, że woda jest bardzo zimna. Poprosiłam je, żeby mi pomogły nawrzucać kamieni do wody, przez które mogłabym przejść bez zdejmowania butów; odpowiedziały, że muszę zrobić tak jak one. Poszłam, więc trochę dalej, żeby zobaczyć czy mogę gdzieś przejść suchą nogą. Nie udało mi się. Wróciłam, więc przed grotę, żeby zdjąć buty. Ledwo zaczęłam i nagle usłyszałam szum. Odwróciłam się w stronę łąki i zobaczyłam, że gałęzie drzew są nieruchome. Ponownie zaczęłam zdejmować buty i znowu usłyszałam ten sam szum. Podniosłam głowę i spojrzałam na grotę.
Zobaczyłam Panią ubraną na biało: miała białą suknię z niebieskim paskiem i na każdej stopie złotą różę i tego samego koloru łańcuszek łączący paciorki jej różańca. Kiedy zobaczyłam to wszystko, przetarłam oczy; myślałam, że mi się przywidziało. Włożyłam rękę do kieszenie, gdzie nosiłam różaniec. Chciałam się przeżegnać, ale ręka opadała mi zanim zdołałam ją podnieść do czoła. Pani uczyniła znak krzyża. Wówczas moja ręka zadrżała i mnie również udało się przeżegnać. Zaczęłam odmawiać różaniec. Pani przesuwała paciorki, ale usta jej nie poruszały się. Kiedy skończyłam, Pani nagle znikła. Zapytałam towarzyszące mi dziewczynki czy nie widziały czegoś? Odpowiedziały, że nie i nalegały, by im powiedzieć, o co chodzi. Więc powiedziałam, że widziałam Panią ubraną na biało, ale nie wiem, kto to był i że nie wolno im o tym opowiadać. Następnie powiedziały mi, że nie powinnam tu więcej przychodzić: Powiedziałam im, że nie”.
Pierwsze lata w młynie szczęścia
Nawet najmniejszy strumyk całej „krainy Lourdes” zasilał młyn. Jeden z tych strumyków – Lapacca – napędzał koło młyna Boly. Nazwa młyna pochodziła od dawnego angielskiego właściciela. Ten młyn miał też inną nazwę, jakby późniejszy przydomek, o wiele bardziej wymowny: młyn szczęścia”. Ta nazwa jest owocem historii, która zdaje się przesiąkać ściany miejsca, gdzie Bernadeta spędziła pierwsze dziesięć lat swego życia. Dla niej miłość rodziców była jej „witaminą wzrastania”.
Bernadeta, podobnie jak jej rodzeństwo, urodziła się z autentycznej i prawdziwej miłości Franciszka Soubirous i Luizy (Ludwiki) Castérot, którzy pobrali się 9 stycznia 1843 roku. Natychmiast młoda para wprowadziła się do młyna Boly. Było to wówczas miejsce zamieszkania i środek utrzymania rodziny Castérot. Nagła śmierć młynarza zostawiła wdowę, młodego syna i cztery córki pozostające wciąż do wydania za mąż, w tym Luizę, drugą córkę, która miała 17 lat. W „klanie” Soubirous nie było żadnego spadku do podziału. Cały majątek był do odziedziczenia przez 34 letniego Franciszka. Jego ślub z Luizą Castérot odbył się wbrew zwyczajom, ponieważ Luiza była młodszą córką. Chciano go więc chętnie ożenić z Bernardą, najstarszą córką pani Castérot. Jednak upartość Franciszka doprowadziła do tego, że teściowa musiała ustąpić i dać matczyne błogosławieństwo właśnie Luizie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).