Lourdes – nadzieja cierpiących

„Jeżeli wychodząc z Groty, postanawiasz więcej jej nie opuszczać pozostając wewnętrznie przywiązanym do skały cały twoje życie, za każdym razem, gdy myślami powrócisz do niej, odnajdziesz ten wzrok pełen miłosierdzia dla ciebie i odkryjesz w Bernadecie wzór niezwykłej wierności Pani pełnej współczucia i zadziwiającego objawienia Boga dla naszych czasów” - bp Dominique You, Brazylia.

Reklama

Historia Viviane
W niedzielę 14 października 2001 o godz. 22:00, po przeszło czterech latach walki z rakiem, Viviane odeszła. Od wielu miesięcy leczyła się w paryskim domu, pozostając pod opieką szpitala Centre Francis – Xavier Bagnoux. Wokół łóżka chorej było dziesięć osób, z czego siedmioro to jej dzieci i ich współmałżonkowie. Wnuki Viviane zjawiły się wszystkie po południu, żeby ją po raz ostatni zobaczyć. Córka Gaëlle trzymała odchodzącą matkę za rękę. Wszyscy w milczeniu śledzili jej oddech, który stawał się coraz wolniejszy. Po ponad pięciominutowej przerwie w oddychaniu mąż Viviane odwrócił się do dzieci, mówiąc im: „Otóż i koniec”. Trudno było mu znaleźć jakieś słowa. W końcu odeszła ta, którą kochał przez czterdzieści lat. Zaproponował więc, żeby się pomodlić razem przy zmarłej słowami tekstów przewidzianych na wieczór 14 października w miesięczniku „Magnificat”. Czytając je był bardzo wzruszony. Wydawało się, że zostały one jakby specjalnie wybrane na ten dzień:

„Pamiętaj na Jezusa Chrystusa, potomka Dawida! On według Ewangelii mojej powstał z martwych.[…] Dlatego znoszę wszystko przez wzgląd na wybranych, aby i oni dostąpili zbawienia w Chrystusie Jezusie razem z wieczną chwałą. […] Jeżeliśmy bowiem z Nim współumarli, wespół z Nim i żyć będziemy” (2 Tm 2,8,10 – 11).

„I będę oglądać Jego oblicze, a imię Jego – na ich czołach. I [odtąd] już nocy nie będzie. A nie potrzeba im światła lampy i światła słońca, bo Pan Bóg będzie świecił nad nimi i będą królować na wieki wieków” (Ap 22, 4 – 5).

Pogrążonemu w smutku mężowi Viaviane przychodziły w tym momencie dwie sprzeczne myśli. Z jednej strony ogromny smutek, gdy uświadamiał sobie, że odtąd nie zobaczy już tej, która była niego wszystkim, z drugiej zaś strony odczuwał ulgę na myśl, że jego żona nie będzie już cierpiała i doznaje pokoju. Był głęboko przekonany, wręcz pewien, że Viviane połączy się bezpośrednio z Bogiem, w którym złożyła swoją ufność i wiarę, wiarę, która ją podtrzymywała przez całą chorobę.

W roku 1955 sam był operowany na raka, który został wykryty znacznie wcześniej niż u Viviane. Z tej okazji po raz pierwszy obydwaj uczestniczyli w pielgrzymce do Lourdes organizowanej z myślą o chorych na nowotwory. Od tego momentu Matka Boża zajęła ważne miejsce w ich życiu. Powracali do Lourdes wraz z pielgrzymką chorych na raka jeszcze przez kolejne dwa lata. W 1998 roku towarzyszyli już tylko myślą wszystkim swoim przyjaciołom, którzy pojechali do Lourdes.

Viviane była wówczas hospitalizowana, w izolatce, po intensywnej chemioterapii zastosowanej po drugiej operacji. Przez trzy kolejne lata znowu przeżywali w Lourdes te wyjątkowe chwile pielgrzymki. Jednak stan zdrowia Viviane ciągle się pogarszał. W roku 2000 była już na wózki inwalidzkim, a rok później przyjmowała namaszczenie chorych na noszach w bazylice św. Bernadety (naprzeciw Groty Massabielle) z rąk biskupa. Głęboko pragnęła przeżyć tę ostatnią pielgrzymkę i w cztery tygodnie później odeszła w pokoju. To dzięki pielgrzymce organizowanej dla chorych na raka, Viviane wraz z mężem poznali Anne – Marie Jaouen i bardzo szybko między kobietami nawiązała się prawdziwa przyjaźń.

Anne – Marie mieszkała w Breście (region Bretania), gdzie przyczyniła się do organizacji pielgrzymek z udziałem ludzi chorych na raka. Na początku października 2000 roku mąż Viviane zdał sobie sprawę z tego, że nie może już zostawić żony samej w domu, ponieważ traciła równowagę wskutek przerzutów do mózgu. Tego samego dnia Anne – Marie zadzwoniła z Berestu, żeby zapytać o zdrowie przyjaciółki. Wtedy dowiedziała się, że stan jej zdrowie jest bardzo poważny. Yann (mąż Viviane) miał poważny problem: nie mógł przecież zostawić żony bez opieki, a sam musiał jeszcze chodzić do pracy. Anne – Marie, widząc powagę sytuacji, dobrowolnie zaproponowała pomoc w opiece nad chorą Viviane. W dwa dni później była już na miejscu, z małą walizką i pozostała w domu chorej przyjaciółki przez rok, aż do jej śmierci.

Yann przekonał się, że w Lourdes dzieję się i inne cuda niż uzdrowienia ciała. Ta sama Anne – Marie przyzwyczaiła ich do codziennej wspólnej lektury tekstów proponowanych przez miesięcznik „Magnificat” (odpowiednik naszego „Oremus”). Dlatego też wydawało mu się naturalne, żeby przeczytać teksty przewidziane na dany dzień tego wieczoru, kiedy umarła Viviane.

Rok później, w 2002 roku, na zakończenie pielgrzymki z chorymi na raka, którą po raz pierwszy przeżył bez Viviane, ojciec Julia poprosił Yanna, by przejął od niego kierownictwo pielgrzymki. Od razu zrozumiał, że nie może odmówić. Odtąd widok biało–zielonych chustek, jakie nosi w Lourdes 5000 pielgrzymów chorych na raka, którzy przybywają do tego miejsca z całej Francji, Belgii i Monako, stał się dla niego źródłem głębokiej radości, symbolem nadziei i wiary w życie, które nigdy się nie kończy i które pozwoli jemu (i nam) kiedyś odnaleźć tych wszystkich, których się kochało tutaj na ziemi.

Dziś Yann Pivet jest dyrektorem pielgrzymek do Lourdes, które każdego roku organizuje z myślą o chorych na choroby nowotworowe.
«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama