„Czy nie uważasz tego za grzech, gdy chrześcijanina zabija się na ofiarę pod chorągwią demonów?” – pisał ostro do cesarza św. Brunon.
Książę kijowski Włodzimierz Wielki ostrzegał Brunona, żeby „nie szedł do tak nierozumnego ludu”. Powoływał się nawet na jakieś senne widzenie dotyczące misjonarza, które podobno Włodzimierza przestraszyło. „Na Boga, proszę cię, abyś na moją hańbę nie tracił młodego życia. Wiem, że jutro przed trzecią godziną bezowocnie, bez powodu zakosztujesz gorzkiej śmierci” – powtarzał jeszcze przy pożegnaniu. „Na to odparłem: oby Bóg otworzył ci raj, jak ty nam otworzyłeś drogę do pogan” – zapisał Bruno. Mała grupka misjonarzy odwróciła się i ruszyła przez step ku siedzibom Pieczyngów. „Widzenie” księcia okazało się bzdurą. Misjonarze przez następne dwa dni bez przeszkód maszerowali ku siedzibom Pieczyngów. Przeszkody pojawiły się... dopiero trzeciego dnia. Zostali uwięzieni.
Trzy razy prowadzono ich na egzekucję. Ostatecznie jednak „przedłużono [nam] czas życia aż do chwili, gdy zgromadzi się na zebranie cały lud [zwołany] przez gońców” – relacjonował później Bruno. – „Smagają nas jak konie. Nadbiega niezliczone pospólstwo z oczyma krwi żądnymi i wydaje przeraźliwy krzyk: tysiącem toporów, tysiącem mieczów dobytych z pochwy nad naszymi karkami grożą, że potną nas w kawałki. Dręczono nas aż do nocy, wleczono w różne strony, dopóki możni [tego] kraju, którzy w walce wydarli nas z ich rąk, wysłuchawszy naszego oświadczenia, przekonali się jako ludzie rozsądni, że wkroczyliśmy do ich kraju w dobrym zamiarze. Tak jak rozkazał przedziwny Bóg” – zapisał. Przez następne 5 miesięcy Bruno chodził po kraju i opowiadał o Jezusie. Około 30 Pieczyngów zostało chrześcijanami. Bruno wyświęcił dla nich biskupa i poszedł dalej. Przedtem pomógł w zawarciu pokoju między Pieczyngami a księciem kijowskim.
Przyjaciele Polacy
Następnym przystankiem była Polska. Bruno nie mógł jednak pójść dalej, do Słowian Połabskich, bo w tym rejonie wciąż trwała krwawa wojna Polaków z Niemcami. Niemcy walczyli w przymierzu właśnie z pogańskimi Słowianami Połabskimi. Bruno napisał więc z Polski list do niemieckiego króla Henryka II. Zwracał się w nim do Henryka z szacunkiem i pokorą. Jednak kiedy doszedł do sprawy Henryka z Polakami, wybuchnął: „Lecz oby bez utraty łaski króla wolno było tak powiedzieć: czy godzi się prześladować lud chrześcijański, a żyć w przyjaźni z pogańskim? Co za ugoda Chrystusa z Belialem? (...) Jakim czołem schodzą się święta włócznia i chorągwie diabelskie tych, którzy poją się krwią ludzką? Czy nie uważasz tego za grzech, gdy chrześcijanina – zgroza mówić to – zabija się na ofiarę pod chorągwią demonów?”.
W liście tym Bruno napisał też o swojej przyjaźni dla polskiego księcia Bolesława Chrobrego. Namawiał Henryka do zgody z nim. Są też w liście poruszające zdania świadczące, że Bruno nie był straceńcem szukającym śmierci, a na misje gnało go coś innego: „o ile święty Bóg raczy zmiłować się za wstawiennictwem błogosławionego Piotra, nie chcę zginąć, gdyż będąc sam w sobie nieobyczajnym i złym, pragnąłbym z łaski Bożej stać się dobrym. Proszę jak w modlitwie, aby wszechmocny i miłosierny Bóg zarówno mnie, starego grzesznika, poprawił, jak i Ciebie z dnia na dzień coraz lepszym czynił królem, a dobre dzieło oby nigdy nie przepadło”. – Kto jest odważny, ten ryzykuje. Odwaga Brunona wynikała z zawierzenia siebie Bogu – mówi biskup ełcki Jerzy Mazur, który chce przypomnieć Polakom postać św. Brunona. – To patron na dzisiejsze czasy, bo nam też trzeba odwagi, żeby dzisiaj przyznawać się do wiary i świadczyć o niej życiem. Aktualne dzisiaj jest też to, że św. Brunon dążył do budowania jedności Europy na wartościach ewangelicznych – mówi z pasją.
Głowa w rzece
Bruno bardzo nie chciał umierać w łóżku. I taki los nie był mu przeznaczony. Zimą na przełomie 1008 i 1009 roku przeszedł przez zamarznięte mazurskie bagna, żeby dostać się do kraju pogańskich Jaćwingów. Towarzyszyli mu inni księża, tłumacze, pewnie też służący. W sumie było ich 18. Początek misji był udany: Bruno ochrzcił w którymś z mazurskich jezior lokalnego władcę Nehtimera i jego otoczenie. Podobno było to około 300 osób. Stamtąd misjonarze przeszli na ziemie następnego władcy. Jednak tym razem przyjęto ich wrogo. Tubylcy zabili wszystkich misjonarzy oprócz jednego, którego oślepili i puścili wolno. Odciętą głowę Brunona z Kwerfurtu poganie wrzucili do rzeki. Nie jest pewne, czy chodzi o którąś z mazurskich rzek, czy też stało się to już dalej, na pograniczu dzisiejszej Białorusi i Litwy. Już się tego nie dowiemy. Ciało męczennika wykupił Bolesław Chrobry i pochował pod jednym z klasztorów. Nikt w XI wieku nie zapisał, gdzie konkretnie. Być może kości św. Brunona leżą do dzisiaj w Przemyślu albo w Górach Świętokrzyskich, w klasztorze na Świętym Krzyżu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).