Na szlakach św. Jakuba wiodących do Santiago de Compostela coraz tłoczniej. Coraz więcej osób przez miesiąc, z plecakiem i kijem w ręku, podąża śladami muszli i żółtej strzałki. Dla jednych jest to przygoda, innych prowadzi pragnienie zyskania odpustu. Jeszcze inni chcą sprawdzić, jak rodził się „Pielgrzym” Paula Coelho.
Każdemu jego kamień
Jest na Camino miejsce szczególne. Krzyż, pod którym pielgrzymi zostawiają dźwigane od początku podróży kamienie. Drobne kamyki i całkiem spore okruchy skał symbolizują grzechy – im cięższy grzech, tym większy powinien być kamień.
Mój jest niewielki, lecz bardzo do mnie przywiązany. Mimo usilnych starań nie udaje mi się go znaleźć po ciemku w kieszeni plecaka i dołożyć do kopca. Cruz de Ferro zostaje z tyłu, a mój balast wciąż przypomina o swojej obecności, podskakując w plecaku w rytm zupełnie niesymbolicznych wyrzutów sumienia.
Decyduję się na spowiedź w języku francuskim. W krótkim czasie opracowuję nową regułkę: „Żałuję za grzechy, których nie pamiętam i za te, które pamiętam, ale nie umiem ich nazwać po francusku”. Nie muszę z niej korzystać. Tuż przed wejściem do Santiago znajduję polskiego księdza. Bóg ma poczucie humoru. I tylko kamień przywiozę do domu.
Trzech pielgrzymów z Polski
Sennymi uliczkami szlak prowadzi do serca Santiago de Compostela. Każdy pielgrzym wchodzi do katedry, oddaje pokłon św. Jakubowi i obejmuje figurę Apostoła na znak przyjęcia wiary przez niego przekazywanej. Wypełniający świątynię radosny gwar cichnie tylko pod- czas Eucha- rystii, dopóki nie zostanie rozkoły- sana olbrzymia kadzielnica – Botafu-meiro.
„Trzech pielgrzy- mów z Polski” – ksiądz przed Mszą informuje, ile osób zakończyło Camino. Dziś te słowa dotyczą także mnie. W jednej ręce compostelka, w drugiej – dłoń innego pielgrzyma. I tylko serce nieśmiało tęskni za ciszą w Drodze. Trzymane przez spowiednika dziecko penitentki wyciąga rączki do przechodzących.
Koniec ziemi
Fisterra – koniec ziemi. Niewielka miejscowość nad Atlantykiem, dawniej uważana za koniec lądu, dziś wyznacza koniec Camino de Santiago. Według legendy, tutaj do skalistych brzegów przybiła łódź z ciałem Apostoła. Tutaj też znajduje się słupek z cyfrą „0”, a ocean wyrzuca na brzeg słynne muszle.
„Pielgrzym zaczyna Drogę, nie wiedząc, co robi, i kończy ją, poznając siebie i Jezusa”. Czy ja Go poznałam? Zobaczę, gdy opadną mgły.
artykuł z numeru 40/2006 Gościa Niedzielnego
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
» | »»