"Mój syn urodził się martwy w 32. tygodniu ciąży" – napisała nam pani Anna z Warszawy. Razem z innymi kobietami organizuje ona 15 października Dzień Dziecka Utraconego.
Kobiety z brzuchami, nie kryjcie się
Więc jak mam zachować się wobec rodziców w takim nieszczęściu, żeby ich nie ranić? – Wystarczy zwykła obecność. Żeby ktoś potrzymał za rękę, pozwolił się kobiecie wypłakać. Żeby powiedział, że to normalne, kiedy rodzice po poronieniu nie mają ochoty patrzeć na małe dzieci – mówi Monika Nagórko.
Edyta z Katowic dodaje: – Ważne, żeby po poronieniu znajomi się nie odsunęli. Bo oni czasem boją się do nas dzwonić, boją się sprawić nam przykrość – mówi. – Niektórzy unikają w rozmowie z nami tematu poronienia, rozmowy o dzieciach, żeby nam nie było przykro. Tymczasem bardzo się cieszę, kiedy przyjaciele o naszym Jacku pamiętają. Przykłady? Pewna pani profesor przysłała nam maila, że w intencji naszej i Jacka modlą się jej znajomi misjonarze. Koleżanka wspomniała mi, że słyszała piosenkę Urszuli, która jakoś się jej skojarzyła z moim Jacusiem – dodaje.
Ostatnio koleżanka Edyty wybierała się na zabawę. Edyta zażartowała: „A wypij tam za to, żeby mój Jacek był dobrym aniołkiem!”. – I następnego dnia dostałam sms-a: „Impreza była taka, że Jacuś będzie miał najdłuższe skrzydła w całym niebie”. O Jacku nie trzeba z nami mówić ze śmiertelną powagą. Myślę, że Jackowi też jest miło, że tutaj tylu ludzi ciepło o nim myśli – mówi.
Kiedy Edyta wróciła ze szpitala, sąsiedzi schowali wózek, który stał przed drzwiami. – Mówię im, że nie trzeba mnie aż tak chronić. Muszę w końcu zmierzyć się z widokiem dzieci, muszę chodzić po mieście. A nie noszę na szyi karteczki: „Kobiety z brzuchami, kryjcie się, bo ja cierpię”. Muszę przeżyć tę żałobę – mówi.
12 tygodni Serafinka
– Czułam, że jestem w ciąży – opowiada Angelika Korszyńska-Górny, wokalistka z grupy 2 Tm 2,3. – Zbadał mnie mój tata, znany ukraiński chirurg, i stwierdził: twoje dziecko ma 12 tygodni. Niedługo potem niosłam w domu ogromną deskę pełną domowego makaronu i niechcący uderzyłam mocno brzuchem w futrynę drzwi. Zaczęłam się zwijać z bólu. Nastąpił krwotok.
Po czterech latach powiedziała mężowi: – Grzesiu, ja już nie mogę tak żyć! Zaczęli się modlić. – I wtedy przyszło światło, delikatne potwierdzenie naszych intuicji i diagnozy lekarskiej: mam w niebie synka. Nazwaliśmy go Serafinek. Otworzyło się nam też słowo z Biblii. Opowiadało o władcy, którego Pan umiłował tak bardzo, że zabrał do siebie po 12 miesiącach rządzenia. Dostaliśmy z nieba trzy sygnały: po pierwsze mężczyzna, tak jak czułam, po drugie symboliczne dwanaście miesięcy jak dwanaście tygodni naszego synka, a po trzecie i dla mnie najważniejsze: Pan zabrał go nie dlatego, by wyrządzić nam krzywdę, ale dlatego, że bardzo go umiłował i nie mógł się doczekać, aż spotka się z nim w niebie – mówi.