Wędrówki ludów dzieją się niebywale długo, nawet setki lat. Co mamy do zrobienia?
Zaprosili mnie przed kilku dniami benedyktyni z Biskupowa na uroczystość swego Patriarchy. Z kazaniem. Wróciła historia – zdawać by się mogło, że bardzo dawna historia – wszak św. Benedykt odszedł z tego świata w roku 547 – minęło 1471 lat! Jeśli jednak uświadomić sobie sytuację, wieloraką sytuację tamtego świata, tamtych czasów to...
Kończy się epoka chwiejnej stabilizacji politycznej i militarnej. Kończy się ład świata oparty na uznanym od wieków systemie prawnym. Kończy się model społeczno-ekonomiczny, dominantą staje się wojna, najazdy obcych ludów i wieloraka walka. Kończy się płaszczyzna porozumienia językowego. Kończą się kanony piękna w sztuce, a może i sama sztuka się kończy. Kończy się model i znaczenie rodziny. Wreszcie kończy się, a co najmniej przycicha religijny spór między chrześcijaństwem i niechrześcijańskimi ale „swoimi” tradycjami. Bo nowe spory się rodzą.
To, oczywiście, wybiórczy i uproszczony opis. Opis czego? Opis jakiejś epoki, cząstki dziejów naszej części świata. Których czasów? Czy naszych, przełomu drugiego i trzeciego tysiąclecia? Czy czasów sprzed półtora tysiąclecia, czasów św. Benedykta? Bez uściślenia elementów nakreślonej wyżej charakterystyki nie można dać odpowiedzi, o którą epokę chodzi. Tak bardzo podobne do siebie. W wielu obszarach właściwie identyczne mimo zewnętrznych różnic technicznych, komunikacyjnych, administracyjnych, monetarnych, wojennych.
Istotne problemy tamtej epoki zaczynamy mieć i dziś. Włącznie z zalewem naszej części świata przez przybyszów z innych krain, innej cywilizacji, innego języka, innej kultury, innej religii. Tamtą epokę historia nazwała czasem wędrówki ludów. Nie pierwszej zresztą w dziejach i nie ostatnią – choć po raz pierwszy na taką skalę i liczebną, i cywilizacyjną. Na naszych oczach zaczęła się kolejna wędrówka ludów. I nie zatrzymamy jej – takie stwierdzenie wydaje się nie tylko uprawnione, ale i konieczne nieuchronnością dziejów.
Co powoduje wędrówkę ludów? Możemy wyciągać wnioski z podobieństwa epok – tamtej i naszej. Najważniejsza jest kumulacja w czasie kilku zjawisk. Pierwszym jest schyłkowość, rozsypywanie się dotychczasowej cywilizacji w wielu płaszczyznach jej istnienia i funkcjonowania. Główną rolę odgrywa w tym osłabienie i zanikanie wartości spajających i ożywiających społeczne więzi. Aż po negowanie, że jakiekolwiek wartości w ogóle istnieją. Tak dzieje się na naszych oczach.
Innym czynnikiem jest przeludnienie niektórych obszarów, trwałe zmiany klimatyczne grożące głodem i walkami o codzienny byt. Ze świata docierają wieści, że są gdzieś krainy „mlekiem i miodem płynące”. Czemu by zwiadowców nie posłać i nie spróbować tam osiąść. Tak było od starożytności, tak jest i dziś. Inna jest skala zjawisk, inne środki techniczne, ale jednakowo silna determinacja.
Niejeden inny powód był i jest przyczyną wędrówek ludów. Czy istnieją w człowieku i ludzkiej zbiorowości powody wewnętrzne? Jakiś trudny do wyrażenia, niedefiniowalny program, który pod wpływem impulsu się uaktywnia. Dotykam spraw parapsychologii społecznej, pozanaukowej, nawet pozaempirycznej. Ale czy niemożliwej?
A co z tym wspólnego ma św. Benedykt? Otóż to, że jego dzieło stało się zaczątkiem powstawania w wielu krajach klasztorów – ośrodków kondensacji dawnej tradycji, kultury, nauki, wiary, modlitwy, społecznych więzów. Te ośrodki były małe, nawet maleńkie. Ale rozpowszechniały się nieustannie. Były bardzo różne – od pustelni po ogromne opactwa. Z pnia benedyktyńskiego wyrosły inne gałęzie. Wspomnę gałąź dość późną, ale dla Europy szczególną – zakon cystersów z jego perfekcyjną siecią komunikacji pomiędzy klasztorami.
Otóż te wszystkie „jądra kondensacji” wartości, stylu życia – a wszystko oparte na chrześcijańskiej wierze i obyczaju, z czasem z niezwykle silnym poczuciem misji, spowodowały, że tamta, sprzed wieków wędrówka ludów nie zniszczyła tego, co zostało z poprzedniej epoki. Tak powstała Europa – choć sama nazwa przeniesiona w tamte czasy jest pomysłem późniejszym.
Wędrówki ludów dzieją się niebywale długo, nawet setki lat. Tak było kiedyś. Dziś wszystko jakby przyspieszyło. Będzie to jednak proces trwający wiele pokoleń. Co mamy do zrobienia? Na pewno funta kłaków niewarte są pomysły polityków. A tak naprawdę ważne jest tworzenie naszkicowanych wyżej „jąder kondensacji” wartości. A jest ich już wiele i bardzo różnorodnych. Religijnych i społecznych. Tylko pytanie: czy jest ich dostatecznie wiele? Czy będą rosły w liczbę i duchową siłę? Czy będą miały poczucie misji zarówno ewangelizacyjnej jak i cywilizacyjnej? Czy nie zdominuje ich głupota ludzi prymitywnych żyjących z dnia na dzień od jednej uciechy do drugiej?
Na koniec strofa hymnu z uroczystości św. Benedykta:
Gdy nadszedł koniec dawnego porządku
I nowa ziemia rodziła się w bólu,
Stanąłeś, ojcze, na czasów granicy,
By chronić dobro.
„Chronić dobro”. Tylko tyle i aż tyle.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Opisuje swoje „duchowe poszukiwania” w wywiadzie dla„Der Sonntag”.
Od 2017 r. jest ona przyznawana również przedstawicielom świata kultury.
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.