Nie miały łatwego życia. Ale swoim dzieciom chcą przychylić nieba. Napisały o tym książkę…
Ale pisanie to działało nie tylko na matki, ale również na dom: zarówno siostry, jak i opiekunów. Kiedy jedna z mam, Malwina, spisała swoją historię, poruszyła wiele osób, wywołała łzy. Dla Malwiny było to… dziwne. Mówiła, że nie rozumie, jak ktoś może przejąć sie jej historią. Przecież „uniosła” swoje życie, przeżyła, dała radę mimo wielkich przeciwności. I sądziła, że nie ma w tym nic wyjątkowego. – Dopiero poruszenie innych osób, ich łzy spowodowały to, że Malwina sama zaczęła płakać i spotkała się ze swoim bólem – opowiada s. Magdalena. – Dotarło do niej, że to, co wydarzyło się w jej życiu, zło, którego doświadczyła od najbliższych, nie było czymś normalnym. Było jej krzywdą i cierpieniem, nie miało prawa się stać. Jednak zdała sobie też sprawę, że mimo dramatycznego życia wychodzi na prostą, jest silna.
Matki pisały w pokojach, często po nocach. Wtedy, kiedy dzieci spały, a w gwarnym za dnia domu panowała cisza. – Trzeba było oczywiście pilnować, ponaglać, by dotrzymały terminów – śmieje się s. Magdalena. – Początkowo szło to bardzo powoli. Spisywały historie na kartkach, odręcznie, potem na sali warsztatowej przepisywały je na komputerze. A my zachęcałyśmy je i wierzyłyśmy coraz mocniej, że się uda.
Krzywdzące stereotypy a rzeczywistość
Mieszkanki domów samotnych matek bywają wyzywane i określane mianem patologii. – Zbyt łatwo się je ocenia, rzuca się w nie kamieniem. Szybko przypina im się łatkę kobiet łatwych do zdobycia, niezaradnych – tłumaczy s. Magdalena. – Taka opinia to często ich codzienność, do której przywykły. Mnie łamie to serce, gdy wracają z płaczem z miasta, bo właśnie ktoś w autobusie zmierzył je wzrokiem, osądził z pogardą, ocenił, że nie potrafią wychowywać swoich dzieci, bo na przykład były głośne w tramwaju. A najsmutniejsze jest to, że te mamy potem same siebie nie szanują. Nie wierzą w siebie.
Tymczasem trzeba przecież maksimum odwagi, by spakować jedną torbę, zabrać dzieci i uciec w nocy przed partnerem, który bije, pije, grozi. – Potrzeba odwagi, by za pieniądze otrzymane na… aborcję od ojca dziecka kupić bilet, wsiąść w samolot i z wielką niepewnością zapukać do drzwi naszego domu, nie mając nic, nie wiedząc o nas nic, ratując w ten sposób swoje nienarodzone dziecko – mówi s. Magdalena. – Zapewniam, że żadna z naszych matek nie marzyła o swoim obecnym życiu. Ale wszystkie walczą o nowe.
Nie tak dawno pod opiekę sióstr antonianek trafiła Sandra. Miała za sobą liczne ucieczki: najpierw z domu dziecka, potem z młodzieżowych ośrodków wychowawczych, nadzór kuratora. Nie poddawała się resocjalizacji. – I dopiero macierzyństwo ją zmieniło. Pamiętam słowa sędzi na rozprawie: „Po co te wszystkie ośrodki? Macierzyństwo cię uratowało, Sandro”. I miała rację – wspomina s. Magdalena.
Dziś mimo koszmarnego dzieciństwa i złych przeżyć Sandra jest wspaniałą mamą, mimo że córeczkę urodziła w wieku 17 lat. Nie miała doświadczenia w wychowywaniu dziecka, ale wiedziała, czego jej zabrakło w życiu i to dała swojej córce – miłość. Ta młoda mama jest kwiatem Pana Boga – tak jak i inne samotne matki…
Podopieczne domu i opiekunowie mają nadzieję, że książka przełamie stereotyp patrzenia na samotne mamy. Jest jeszcze jeden jej wymiar: została zadedykowana śp. Karolinie i jej córkom, Kai i Zosi. – Ostatnia historia „Żyłam najlepiej jak potrafiłam” spisana jest przeze mnie. Opowiada o Karolinie, która zmarła trzy i pół roku temu. To historia o tym, jak Pan Bóg przedziwnie wszystkim kieruje. Tam, gdzie po ludzku życie kończy się dramatycznie, bo młoda matka umiera na raka, zostawiając dwie malutkie córeczki, rodzi się nowe życie i szczęście dla Kai i Zosi, bo Bóg nie zapomina o swoich dzieciach i zawsze się o nie troszczy – mówi s. Magdalena. I zachęca do lektury.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Choć ukraińska młodzież częściej uczestniczy w pogrzebach niż weselach swoich rówieśników...
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).