Wiara pchnęła ich w tę drogę. Trudności pojawiły się już na początku, a jednak przejechali w 56 dni przez 14 krajów, pokonując 11 256 km z Fatimy przez Nordkapp i Moskwę do Gdańska.
To był projekt duchowo-historyczno-rowerowy z mocnym akcentem na duchowy – podkreślają Zbyszek Czajka (58 l.) i Janek Kostuch (64 l.). Ich wyprawa trwała od 13 maja do 21 lipca 2017 r. W marcu br. została nominowana do nagrody Kolosa w kategorii „Wyczyn roku”. Inspiracją do wyruszenia w drogę była 100. rocznica objawień fatimskich. – Za motto obraliśmy słowa Maryi wypowiedziane w Fatimie: „Niech łaska Boża będzie waszą siłą”. Pamięć o tym, ile łaski doświadczyliśmy na trasie, pozostanie w nas na zawsze – przyznają. I choć ostatecznie Kolosa nie otrzymali, przyznają, że wyczyn fizyczny, jakim było pokonanie długiego dystansu w stosunkowo krótkim czasie, to „blade tło” tego, co udało się osiągnąć. – Ważne jest to, że przez tę drogę uświadomiliśmy sobie, jak wielkie znaczenie miało orędzie fatimskie dla losów Europy i świata. Droga była dwumiesięczną modlitwą na rowerach. Nam nie chodzi o to, aby zaistnieć, ale aby dzielić się świadectwem – twierdzą.
Mała góra, wielka góra
Zbyszek pochodzi z Sopotu, gdzie prowadzi własny biznes. Janek jest emerytem z Garcza na Kaszubach. Na rowerach wyczynowo jeżdżą od kilku lat. Janek też biega w maratonach. Ostatnio zajął pierwsze miejsce w zawodach na Cyprze. – Nawet mi Mazurka Dąbrowskiego chcieli grać – śmieje się. Z przyjaciółmi zawiązali grupę pielgrzymkową o nazwie „Homoviator” (człowiek w drodze, pielgrzym). Organizują wspólne wyjazdy rowerowe o charakterze pielgrzymkowym. Mówią o nich „podróże z wiarą”. Cały dystans na rowerach pokonali we dwóch. – Do Berlina towarzyszył nam Adaś Korwel, a wcześniej, do Barcelony, Ania, Ula i Ela, które były na spotkaniu z papieżem. Wsparciem logistycznym (samochód-sypialnia, posiłki, części zapasowe do rowerów) aż do Sankt Petersburga był Tobiasz Żuchewicz.
Gdy startowali z Fatimy, Janek nabawił się zapalenia płuc. – Chcieliśmy dotrzeć do Berlina i Moskwy w pierwsze soboty miesiąca. A tu napatoczyła się choroba Janka. Nie byłem pewny, czy powinniśmy ruszać na trasę – mówi Zbyszek.
Janek nie dawał za wygraną. Naciskał, aby jechać. Zanim dotarli do sanktuarium La Salette, Janek już pluł krwią. – Miałem wiarę – mówi Janek. – Różaniec pomagał pokonywać góry. Cały Różaniec to podjazd pod dużą górę, kilka dziesiątek to mała góra. Jedynie zawierzenie pchało nas w drogę. A płuca jeszcze do Nordkapp męczyły.
Dzień zaczynali o świcie. Jechali przez 3, 4 godziny, krótka przerwa ok. 10.00 na śniadanie, potem ok. 14.00 obiad i dalej w trasę. – Zaopatrzenie stanowiły banany, ryż i musli, jogurt. Dużo warzyw i sałatek. Jak się dało, jechaliśmy nawet do 23.00, robiąc 270 km w ciągu dnia. Na spanie i odpoczynek pozostawało 4–5 godz. na dobę – opowiada Zbyszek. Są wprawieni w długich dystansach. Ich rekord, zrobiony rok wcześniej, to 390 km w ciągu jednego dnia. – To było z Suchowoli do Sopotu. Wtedy podjęliśmy wyzwanie dla uczczenia pamięci ks. Jerzego Popiełuszki. Jechaliśmy z Moskwy.
Podczas trasy fatimskiej warunki pogodowe im sprzyjały. – Czasem się zagalopowaliśmy. Wiatr jest najlepszym sprzymierzeńcem, a największym wrogiem jest lęk. My, jak złapiemy wiatr w plecy, to nie ma zmiłuj się, jedziemy maksymalnie.
Podkreślają, że najważniejsze jest przygotowanie. – Przed wyjazdem w lutym i marcu przejechaliśmy 2 tys. km. To dużo. Do tego codziennie bieganie. Jest ważne, aby oddech był nieprzytłoczony. Nawet w naszym wieku przystosujesz organizm do takiego wysiłku. Wytrzymałość można wypracować. Ona jest potrzebna.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.