O wyrwaniu z depresji i krokach, które warto uczynić w ciemności, mówi Adrian Wawrzyczek.
Marcin Jakimowicz: „Weź się ogarnij. Zrób coś z sobą” – słyszałeś takie podpowiedzi?
Adrian Wawrzyczek: Wielokrotnie. Samemu nie da się tego zrobić, dziś już to wiem. Depresja to nie walka na własną rękę. Trzeba skorzystać z pomocy specjalisty, lekarza, psychiatry. Wiem, wiem, to temat tabu i wielu ludzi wstydzi się tego, ale chcę im podpowiedzieć: nie warto się męczyć. „Weź się ogarnij” – takie słowa początkowo bardzo mnie irytowały. Ale przychodzi taki moment w chorobie, gdy po prostu trzeba się wziąć w garść.
W każdej rodzinie znajdzie się jakiś „wujek dobra rada”, który rzuci: z takimi trzeba ostro, a nie cackać się jak z jajeczkiem…
Zdarzają się tacy ludzie. Myślę, że to oni mają problem. Łatwo radzić w nie swojej sprawie. Takie rady bardzo podcinają skrzydła. „Zrób z sobą coś”. Ale co? Doświadczyłem w życiu czterech rzutów choroby. Przychodziła w kluczowych momentach: przy przejściu z podstawówki do szkoły średniej (nikt nie chciał uwierzyć, że taki młody, uzdolniony chłopak może mieć depresję) i przy zmianach pracy. Zawsze w chwili, gdy musiałem zmierzyć się z nauczeniem się wielu nowych rzeczy pod presją czasu. Z przeładowaniem, ze zmianą.
Ostatnio nastąpił piąty rzut depresji – 0:4 Górnika z Cracovią.
Nie wiem, czy akurat z tego da się wyjść. (śmiech)
Jakie były symptomy choroby?
Początkowo wydawały się niegroźne. Proste, prozaiczne sprawy, podobne do zwykłego zapominalstwa, roztargnienia. Nie mogłem sobie przypomnieć, czy zamknąłem drzwi… W pracy miałem odpowiedzieć na 15 e-maili, a odpowiedziałem na 10. Potem było znacznie gorzej. Totalne rozkojarzenie, brak skupienia, duże trudności ze snem i wszędobylskie uczucie psychicznej męki. Umysł bombardowany tysiącami bodźców odmawiał posłuszeństwa. A cały otaczający świat robi wszystko, byśmy nie mieli chwili skupienia i ciszy.
Po co mi wypełniona nudą cisza? Mam pod ręką Facebooka…
To dobrze, że masz Facebooka! Jak z każdym dobrem, które wymyślono, ważne jest, jak z niego korzystasz. Jako dziennikarz pracujący w mediach społecznościowych cieszę się, że ułatwiają one komunikację z ludźmi. Tyle że widzę też ich ciemną stronę, zagrożenia. Wszechobecność informacji, bombardowanie newsami. Po co ci one? Pomagają w życiu? W podejmowaniu decyzji? W odpoczynku? W samodzielnym myśleniu? W wyciszeniu, skupieniu?
Media skupiają się na wielkich przełomach, rewolucjach, na ludziach, którzy mają swoje 5 minut w świetle reflektorów, a ty jako drogę wyjścia z kryzysu proponujesz małe kroczki, drobne decyzje, wierność w małych rzeczach... Ludzie chcieliby od razu przenosić góry.
Małe kroki są kluczowe. Proste zmiany w codziennym życiu mogą dokonywać prawdziwej rewolucji. Dlaczego? Bo stopniowo przekształcają się w nawyki, a te zmieniają życie.
„Zostałem uzdrowiony z przewlekłej depresji” – piszesz. Co się stało?
Gdy w mojej chorobie nie widać było przełomu, lekarka powiedziała: „Od poniedziałku szpital. Widzimy się za kilka dni”. Odpowiedziałem: „Nie zgadzam się. Jadę na rekolekcje. Do najlepszego lekarza, jakiego znam. Do Jezusa”. Zdobyłem się na odwagę i powiedziałem jej to wprost. Pomyślałem: „Jezu, jeśli mi nie pomożesz, za tydzień zamykam się w szpitalu i poddaję lekarzom”. Skończyło się tak, że po tygodniu poszedłem na ósmą do roboty na szesnastogodzinny dyżur. Pracowało mi się tak dobrze jak nigdy wcześniej. Byłem zdrowy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).