Odróżnianie Ewangelii od własnych poglądów bywa trudne. Ale jest konieczne.
Parę dni temu Radio Watykańskie przytoczyło opinię kardynała. Josepha Tobina, ordynariusza Newarku (w Stanach Zjednoczonych), że „duchowość wielu amerykańskich katolików ogranicza się do praktyk religijnych, np. uczestnictwa w niedzielnej Mszy, a właściwa i prawdziwa wiara została wyeliminowana z przestrzeni publicznej, domu i codziennego życia”. Co konkretnie miał na myśli mówiąc o właściwej i prawdziwej wierze można się domyślać czytając dalszy ciąg owej krótkiej notatki.
Przyznaję, westchnąłem. Mam wrażenie, że podobny problem dotyczy też Kościoła w Europie i w Polsce. Co gorsza, odnoszę wrażenie, że dotyka on nie tylko „letnich chrześcijan”, ale i tych zaangażowanych gorliwców. Najjaskrawszy przykład? Pojawiające się z ich ust tu i ówdzie twierdzenie, że sprzeciw wobec przyjmowania uchodźców jest... zgodny z Ewangelią. Ja rozumiem, że można do jej ideałów nie dorastać. Sam nie dorastam, choć całe życie niby staram się rosnąć. Rozumiem, że można szukać wymówek, by nie wprowadzać jej w życie, że można próbować jej przesłanie zmiękczać, że można mówić o potrzebie rozsądku itd itp, ale twierdzić, że Ewangelia każe nam przed uchodźcami zatrzaskiwać drzwi? Że pozwala nam wszystkich ich traktować jako podstępnych morderców? Ratunku!...
Wczoraj z kolei przeczytałem inną informację. O tym co powiedział kardynał Christoph Schönborn z Wiednia. Jego zdaniem „jednym z największych zagrożeń jest to, iż w wielu krajach Europy «umacniają się tendencje nacjonalistyczne i większość uzyskują partie prawicowe». A m.in. Brexit i separatystyczne dążenia Katalonii dowodzą, że Unia Europejska jest «coraz bardziej krucha»”.
Nie wiem czy do końca się z Księdzem Kardynałem zgadzam. To znaczy zdaję sobie sprawę, że nacjonalizm jest wielkim zagrożeniem dla Europy. Sporo nieszczęść z jego powodu już na Europę spadło. I wiem, że jest zagrożeniem tym większym, im "udaniej" przebiera się za chrześcijaństwo; udaje prawdziwą wiarę, niemiłosiernie naginając przy tym ewangeliczne przesłanie. Z drugiej jednak strony nie uważam, że to „tendencje nacjonalistyczne” i „prawicowość” są najgorsze. W dużej mierze są zresztą naturalne, czego wymownym świadectwem jest kibicowanie podczas rozgrywek sportowych swoim, nie obcym. Dla mnie równie, a może i bardziej niebezpieczne są ideologie wyrażające się dziś w różnych absurdalnych społecznych projektach. Prawo do życia? Tak, jeśli matka tak zdecyduje. Małżeństwo? Cudowne, jeśli mogą je zakładać wszyscy „kochający inaczej”, ale to zwyczajne, to opresja wobec kobiet. Trójpodział władzy? Tak, jeśli podda się temu, co mówią mądrzejsi. Żaby i komary? Won człowieku, one są u siebie, a ty na Ziemi jesteś gościem (albo i najeźdźcą). Kochamy też latające na wolności wilki, dziki, niedźwiedzie i żubry, o ile nie rozszarpują naszych zwierząt gospodarskich, nie ryją naszych ogródków i nie pałętają się po naszych lasach, czyniąc zwyczajny spacer mało bezpieczną przygodą. Te wszystkie pomysły dla Europy i świata też są groźne. Jak każde stawianie swoich wymysłów ponad prawa boskie.
Projekt europejski nie ma przyszłości, jeśli nie wróci na drogę chrześcijaństwa. Tyle że wszyscy – i lewicowcy i centryści i prawicowcy – chcąc wprowadzić ją na tę drogę, musimy zacząć od przemiany naszych własnych serc i umysłów. I oczywiście na tym nie skończyć...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.