Ale mam chyba nietypowy typ ;)
Najważniejsze wydarzenia ostatnich dni? Oj, działo się to i owo. Ktoś coś powiedział, inny napisał. Dziś, gdyby nie to, że jest niedziela, wspominalibyśmy w liturgii świętego Jana Pawła II. A i owa niedziela nie byle jaka, bo tzw. niedziela misyjna. Mimo to wybierając najważniejsze wydarzenie ostatnich dni postawiłbym na... jesień. Serio, nie żartuję.
Pory roku, pogoda, to tematy które zazwyczaj interesują ogól ludzi najbardziej. I najbardziej ludzi dotykają. Chyba nie jest tak tylko dlatego, że tych wielkich, ważnych spraw i całej polityki można mieć czasem serdecznie dosyć. To, że świeci słońce czy pada deszcz, choć w swojej oczywistości tak prozaiczne, jest dla nas naprawdę ważne. Na wszystkich jakoś wpływa. Na to jak się ubieramy, jak się czujemy. I chyba też trochę otwiera nam oczy. Na sens tego wszystkiego, co się w nas i wokół nas dzieje.
Lubię jesienną żółtość klonów i czerwień buków. Wymieszane z dojrzałą zielenią świerków wyglądają tak radośnie. Lubię granat nieba i snujące się nad ziemią siwe mgły. Ale wiem, że są zapowiedzią końca kolejnego roku. Coraz więcej będzie wokół szarej wilgoci, marne reszki jagód na górskich polanach złapie pierwszy mróz. Co pozostanie po zarozumiałych wiosennych zapowiedziach, kiedy świat wybuchając zielenią zdawał się wieszczyć radosną przyszłość? Co pozostało po ciepłych dniach lata, kiedy w spokoju mogliśmy zbierać owoce owych wiosennych obietnic? To już przeszłość. Do następnej wiosny, do następnego lata...
Ten coroczny cykl zmian jest świetną alegorią naszego życia. I nie myślę o tylko jednej jego wiośnie, jednym lecie i jednej jesieni. Takich wiosen, lat i jesieni, po których nieuchronnie przychodziła na długie miesiące zima, w życiu wielu z nas było już więcej. No bo ile razy była już wiosna, gdy wydawało się, że teraz to wszystko będzie już lepiej? Ile lat, podczas których cieszyliśmy się owocami tych obietnic, nie przejmując się pojawiającymi się od czasu do czasu burzami? Ile jesieni, które, choć piękne, były zapowiedzią nieuchronnego końca tego etapu życia? Ile zim, po których jednak, najpierw nieśmiało, ale potem z wielką siłą wybuchała nowa wiosna?
Myślę w tym kontekście o Kościele i jego duszpasterskich wysiłkach. Myślę o Polsce i próbach uczynienia z niej sprawiedliwego domu dla nas wszystkich. Tyle już było nadziei, tyle radości. Tylko potem nieuchronnie i nie do końca zrozumiale nadchodziła jesień: schyłek zapału, idei, działań, który zawsze kończył się mroźną stagnacją zimy. A potem znów budziła się wiosna. Podobna, a jednak inne niż wszystkie poprzednie...
Piszę o tym bo mam wrażenie, że wielu z nas o sprawach wiary czy polityki myśli jak o budowie domu. Tu mamy fundament, tam ściany, trzeba postawić strop, wprawić okna i drzwi... Mija parę lat, a tu okazuje się, że choć do końca prac daleko, trzeba poprawić fundamenty, parę ścian przebudować. A potem ten dach jednak zrobić inny, no i oczywiście znów wstawiać okna, drzwi. Inne niż wcześniej planowaliśmy, może nawet lepsze... I tak bez końca. Bo życie... cóż, bardziej niż plac budowy przypomina owe zmieniające się pory roku. Ciągle trzeba zaczynać od nowa, ciągle na nowo trzeba zbierać owoce kiedy się pojawią, ciągle na nowo trzeba doświadczać niewystarczalności i już bezowocności tego co było i przechodzić przez czas rzadko pogodnej zimy do nowej wiosny.
Takie jest właśnie całe nasze życie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.