Bez Boga w sercu elżbietanki nie mają co ruszać z posługą potrzebującym. Będzie to może ludzkie, humanizujące, ale czy wciąż ewangeliczne...
Siostry elżbietanki świętują właśnie 175-lecie powstania swego zgromadzenia, a jednocześnie 10-lecie beatyfikacji swej założycielki Marii Luizy Merkert. Popularnie nazywana jest Nyską Samarytanką i Matką Ubogich. Jej duchowe córki, które z Nysy rozproszyły się na cały świat wróciły w tych dniach do kolebki zgromadzenia, by nie tylko świętować piękne jubileusze, ale i zastanowić nad swą przyszłością i dostosowaniem pozostawionego im charyzmatu do dzisiejszych czasów. Innymi słowy pytają się, jak współcześnie mogą zaradzić ludzkiej biedzie, bo taki właśnie cel zostawiła im bł. Maria Luiza. Na swe czasy była rewolucjonistką. Szła tam, gdzie wcześniej nie pojawiła się żadna zakonnica. Do chorych i potrzebujących w ich domach. Co więcej dziewczęta, które postanowiły iść za jej przykładem uczyła, że mają pomagać każdemu potrzebującemu niezależnie na jego płeć, pochodzenie, religię i narodowość. Budziło to podziw, ale i wiele sprzeciwu, także wśród ludzi Kościoła. Tym myśleniem o kilka długości wyprzedziła Sobór Watykański II i przetarła szlak choćby Matce Teresie - inne czasy, inne realia życia, jednak to samo zadanie służenie człowiekowi choremu i ubogiemu, nie tylko materialnie, ale i duchowo.
Założycielka powtarzała swym siostrom, że „jeśli nie odstąpią od ofiarnego posługiwania biednym i potrzebującym nie zabraknie im Bożego błogosławieństwa”. Wśród powierzonych im zadań zostawiła i to, by „otwierały się na miłość Jezusa i nią darzyły innych”. W codziennym zabieganiu, podejmowaniu kolejnych aktywności i odważnym otwieraniu nowych misji w najtrudniejszych zakątkach świata, to zadanie napełniania się Bogiem łatwo można stracić z oczu. Jednak bez tego cała ta elżbietańska krzątanina nie miałaby większego sensu. Bo elżbietanki – jak podkreślił w czasie jubileuszowych uroczystości bp Andrzej Czaja - przede wszystkim muszą być napełnione Bogiem. Bez tego nie ma co ruszać z posługą, bo będzie ona być może ludzka i humanizująca, ale czy wciąż ewangeliczna…
Dopiero potem można zrobić kolejny krok na drodze przekładania charyzmatu Nyskiej Samarytanki na dzisiejsze czasy. A nowych bied i potrzebujących niestety nie brakuje. Nie brakuje też na szczęście i nowych rąk do pracy. I w ten głos nowego elżbietańskiego pokolenia też warto się wsłuchać, bo jak powtarzał św. Jan Paweł II - często Pan objawia komuś młodszemu co jest najlepsze. Wyzwań i potrzebujących na pewno im nie zabraknie na kolejne 175 lat. Byle z Bogiem w sercu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.