To opowieść o wielkim pokornym cierpieniu. I jedynym marzeniu: podziękować za okazywane dobro.
Krystyna Kruk ma 63 lata, a od 20 lat ciężko choruje. To szmat czasu, ciągłe życie w cierpieniu. Jednak nie skarży się, przyjmuje ból z pokorą. A jej jedynym marzeniem jest... wdzięczność. Wdzięczność okazana lekarzom, którzy, jak mówi, uratowali jej życie. – Tak bym chciała podziękować, by cały świat o tym usłyszał – mówi cichutko, słabym głosem, pani Krystyna. Delikatna, drobna. – Doktor jest taki dobry, walczył i walczy o każdy centymetr mojej skóry. Udało się, bo pobłogosławiła Matka Boża...
Mimo że każdy ruch sprawia ból, a długa podróż to wielkie wyzwanie dla obolałego ciała, niedawno pani Krystyna wróciła z Jasnej Góry. Pojechała do Matki, by swoim zwyczajem podziękować.
Świadectwo w szpitalu
Pani Zuzanna choruje od 10 lat. W szpitalnym pokoju obok leżała pani Krysia. Tam się poznały, leżąc „sala w salę”. – Pewnego dnia znajoma poprosiła mnie, bym zerknęła na ciężko chorą, niesprawną pacjentkę obok, która potrzebowała pomocy. Zajrzałam do jej pokoju i... sercem zostałam. Poznałam panią Krysię, ciężko doświadczoną chorobą, cierpiącą, której skromność, pokora i cichość cierpienia mnie powaliły. Dosłownie...
Jedynym problemem Krysi, jak wspomina pani Zuzanna, było to, żeby innych pacjentek nie obudzić. Obawiała się, że za głośno jęczy w nocy, że przeszkadza. Starała się leżeć jak najciszej, bezszelestnie znosząc ból nie do zniesienia.
– Serce pękało, gdy patrzyłam na jej obolałe ciało. Na palce, którymi nie mogła nawet wybrać numeru telefonu, na cierpienie mierzone ciężkim wdechem i jeszcze cięższym wydechem. Jednocześnie widziałam jakąś pogodę i ciepło względem świata i innych ludzi. Mogłam się jedynie za Krysię modlić i... podziwiać ją.
Pani Zuzanna, od lat stała pacjentka szpitali, widziała różnych pacjentów. Jedni otwarci, inni zamknięci. Znoszący chorobę z większym lub mniejszym trudem. Pogodzeni z losem lub nie. – Ale nigdy nie widziałam takiej... świętości. Bo to jest dla mnie świętość, to chorowanie pani Krysi. Blask jakiś od niej bije, mimo tych maści, leków, bandaży. Może to górnolotnie zabrzmi, ale widziałam w niej cierpiącego Pana Jezusa. Jej postawa to świadectwo, że cierpienie przyjmowane w perspektywie krzyża da się znieść.
Modlitwa o cud
Niewielka miejscowość pod Łańcutem. Pani Krysia obecnie przebywa w domu, gdzie codziennie ma zmieniane opatrunki po przeszczepie skóry. Regularnie też pojawia się w szpitalu, na kontrole i dalsze leczenie.
– Miałam jakieś czterdzieści lat, gdy zaczęła się choroba. Początek był dziwny, nikt nie wiedział, co mi jest. Zaczęło się od palców, od rąk. Rany dostawałam, niegojące się rany – wspomina cichym głosem. Mówi powoli. – Jeździłam po lekarzach, różnych gabinetach. Diagnozę postawili: twardzina układowa skóry, choroba autoimmunologiczna. Właśnie na to choruję. Ale niewiele mi pomagali, a mój przypadek okazał się bardzo ciężki. W końcu groziła mi amputacja nóg. Niektórzy lekarze nie widzieli innego wyjścia...
Twardzina układowa skóry to rzadka i bardzo ciężka choroba autoimmunologiczna. Prowadzi do postępującego włóknienia skóry i narządów wewnętrznych, co zaburza ich funkcjonowanie. Układ odpornościowy chorego, zamiast chronić, niszczy tkanki organizmu. Choroba u każdego rozwija się inaczej. W przypadkach ciężkich prowadzi do poważnych powikłań, takich jak m.in. zanik skóry i paznokci, co może powodować skrócenie palców, owrzodzenia. Czasem pojawia się konieczność amputacji kończyn.
Gdy przyszła diagnoza, a potem stan się pogarszał, organizm był coraz słabszy, pani Krysia modliła się o cud. Żeby jej te nogi jednak ocalili. Żeby trafić na lekarzy, którzy znajdą lekarstwo, będą chcieli i potrafili walczyć.
– Modliłam się o ratunek. Aż kiedyś przyśniła mi się Matka Boża, nasza leżajska Matka Pocieszenia. Taka dobra, kochająca i dająca nadzieję... Czułam, że Matka mi pomoże. Doznałam wtedy poczucia, że nie jestem sama.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.