To opowieść o wielkim pokornym cierpieniu. I jedynym marzeniu: podziękować za okazywane dobro.
Jak mówi, „niemal cudownie” znalazła się niedługo potem w Krakowie. Została przyjęta do Szpitala Uniwersyteckiego na oddział chorób wewnętrznych i geriatrii.
– Najpierw przyjął mnie taki dobry doktor Korkosz. Pocieszył, dał nadzieję. I jemu też chciałabym podziękować. A potem zajął się mną młody doktor, Mateusz Wierdak. I jemu będę wdzięczna do końca życia. On się zawziął, ocalił mi nogi. A przy tym po prostu był wyrozumiały i taki... ludzki. Dzięki niemu miałam przeszczep skóry, który przyjmuje się powoli i potrzeba czasu, by przestało boleć. Ale doktor dał mi szansę! I ja się za niego modlę, ofiarowuję swój ból również w jego intencji.
Pani Krysia mówi, że wdzięczność to ważna sprawa. Że ludzie przyjmują wszystko, co dobre, jakby im się należało. I nie dziękują za to. Tymczasem za wszystko należy Bogu i dobrym ludziom dziękować. Człowiek cierpiący ma, według pani Krystyny, jeszcze inne zadanie. Teolog powiedziałby: tajemnica współcierpienia. Ale pani Krysia teologiem nie jest. Mówi prosto, od serca. – Jezus cierpiał za nas wszystkich. I my, ludzie cierpiący, powinniśmy Mu pomagać. Ja staram się Jezusowi pomagać swoim bólem. On miał rany i ja mam swoje rany. Oddaję Mu je – mówi pani Krysia cichutko. – Na krzyż patrzę, o tu, który wisi w pokoju. I ofiarowuję mój ból za wszystkich ludzi. Szczególnie za grzeszników. Ale też za moich dobrodziei – za mojego pana doktora, moje wspaniałe dzieci.
Dlaczego ona?
Pani Zuzanna dzwoni regularnie do pani Krystyny. Choć chora nie zawsze może długo rozmawiać.
– Pani Krysia szybko się męczy, trudno jej mówić, ale mimo to zawsze ma dla mnie dobre słowo, zawsze przeprasza, że musi się rozłączyć i odpocząć – pani Zuzanna wtedy odkłada słuchawkę i odmawia zdrowaśkę w intencji chorej szpitalnej przyjaciółki. – Chciałabym, żeby spełniło się jej marzenie: by mogła w tygodniku katolickim podziękować swojemu lekarzowi.
Codzienność walki z twardziną układową skóry bywa nieznośna. Szczególnie po przeszczepie. Konieczne są bardzo bolesne zabiegi zmiany opatrunku. Dzień w dzień. Konieczna jest stała opieka nad chorym.
– Dziękuję Panu Bogu, że dał mi czworo wspaniałych dzieci. Opiekują się mną, kupują leki. Bez nich nie dałabym rady – mówi wzruszona pani Krysia. – A ja się tak cieszę, bo gdy czasem lepiej się czuję, to i obiadek pomogę ugotować, i chociaż trochę posprzątam. Dobrze móc coś robić w domu...
Czy chociaż czasem zastanawia się, dlaczego akurat ją taka choroba spotkała? I czy czasem... ma o to pretensje do Pana Boga? – Pretensje? – powtarza pytanie, nieco zatrwożona, pani Krysia. – Nie, nigdy! Jednak dość długo pytałam Go: dlaczego ja?... Pytałam, modliłam się. W końcu przestałam pytać, zastanawiać się. To mi nic dobrego nie dawało, ludziom wokół mnie też nie pomagało.
Pani Krystyna pogodziła się z chorobą. I nawet gdy boli bardziej niż zwykle, stara się tego bólu nie okazywać. Skąd czerpie siły? – A sama nie wiem – pani Krysia zadumała się przez chwilę. – Może z góry? Od Pana Boga. On jest dobry, dobrego lekarza mi zesłał...
Niedawno pani Krystyna z synem i siostrą pojechała do Częstochowy. Do Maryi, Matki, która przecież pocieszenie zesłała i pomogła znaleźć ratunek dla nóg.
– Modliłam się długo przed Jej obrazem, modliłam się i dziękowałam. Na Jasnej Górze też zamówiłam Mszę św. dziękczynną. I prosiłam o dalsze błogosławieństwo – mówi spokojnie pani Krysia i leciutko się uśmiecha.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Każdy z nas niech tak żyje, aby inni mogli rozpoznać w nas obecność Pana".
Franciszek spotkał się z wiernymi na modlitwie Anioł Pański.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.