– Przy bocznym wejściu do kościoła leżała sterta martwych ciał, wystawały z niej dziecięce nóżki w pomarańczowych skarpetkach. Uświadomiłem sobie, że możemy skończyć tak samo – wspomina ks. Stanisław Kicman.
Pokój na plebanii tonie w książkach. Kiedy wchodzimy do środka, w oczy natychmiast rzucają się okładki trzech z nich: „Pamiętnik jednego życia”, „Pokonać strach”, „Wiadomości zapisane sercem”. Napisali je Czesław i Monika Kicmanowie oraz ich syn Stanisław, którzy szczęśliwie przeżyli rzeź Woli. Podczas wydarzeń mających miejsce od 5 do 7 sierpnia 1944 r. Niemcy zamordowali od 30 tys. do 65 tys. Polaków.
Cała rodzina uprowadzona z okupowanej stolicy spędziła kilka miesięcy w różnych obozach koncentracyjnych i obozie pracy. Po wojnie powróciła do kraju i postanowiła zadbać o przekazanie innym historii o niemieckich zbrodniach. W 1996 r. rodzice ks. Stanisława odeszli. Od tamtego czasu kapłan sam kontynuuje ich wspólne dzieło. – Nie chcę robić z siebie bohatera, w momencie wybuchu powstania warszawskiego miałem zaledwie 7 lat. Jedyną moją zasługą jest to, że przeżyłem i... że mam dobrą pamięć. Świadectwa z tamtego czasu ciągle są bardzo potrzebne – mówi.
Ksiądz Stanisław z precyzją odtwarza szczegóły wydarzeń sprzed 73 lat. Nie brakuje w nich chwil powstańczych triumfów, ale większość wiąże się z ogromnym cierpieniem naszych rodaków. – Długo nosiłem w sobie nienawiść do Niemców, ale później w moim sercu coś drgnęło. Wybaczyć nie znaczy jednak zapomnieć. Dlatego jako katecheta co roku oprowadzałem swoich uczniów szlakiem martyrologii Woli – opowiada kapłan. Ks. Stanisław ma jednak coraz większe trudności z chodzeniem, bo śpiąc w zimnych wagonach i barakach, zachorował na reumatyzm i z tego powodu doznał czasowego paraliżu nóg. W obydwu kolanach ma protezy.
Czas nadziei
Wola, ul. Dworska 7, pierwszy dzień sierpnia. Cała rodzina z napięciem czeka na wybuch powstania. Rodzice ks. Stanisława są żołnierzami AK. Mama działa jako łączniczka, ojciec walczy w oddziałach bojowych. Oboje pracują w branży telekomunikacyjnej. W walkach ma wziąć udział tylko ojciec przyszłego księdza.
W czasie obiadu do drzwi puka łączniczka i przekazuje Czesławowi Kicmanowi, że ma się stawić o 16.00 na ul. Smolnej. Mężczyzna ze skrzynki na węgiel wyjmuje pistolet, zakłada płaszcz i żegna się z rodziną. – Mama płakała. Tata zapewniał, że niedługo się zobaczymy, pewnie za tydzień. Spotkaliśmy się dopiero za 1,5 roku – opowiada ksiądz.
Nieopodal kamienicy, w której mieszkali Kicmanowie, na rogu ulic Karolkowej i Dworskiej znajdowała się szkoła. W czasie okupacji stacjonowała tam niemiecka jednostka transportowa. Powstańcy postanowili odbić budynek. Strzelanina rozpoczęła się jeszcze przed Godziną „W”, mały Stanisław i jego mama obserwowali ją z okna mieszkania sąsiadów. Niemcy skutecznie odpierali atak karabinem rkm, ale jednemu chłopakowi udało się zastrzelić żołnierza obsługującego broń. Naziści nie pozostali dłużni – zamordowali go w bramie. W reakcji na to wydarzenie mama Stanisława napisała krótki wiersz, do którego wymyśliła melodię. – Ta piosenka idzie ze mną przez całe życie – przyznaje duchowny i zaczyna cicho śpiewać: „Na ulicach Warszawy wśród gromów, gdzie się broni Niemców dzika chmara. Tam powstaniec padł przy moim domu, gdy nam, dzieciom, gmach szkolny wyzwalał”.
3 sierpnia mieszkańcy kamienicy dowiadują się, że okupanci mordują wszystkich na Woli, ulica po ulicy. Tymczasem powstańcy zajmują zakłady Philipsa, szpital żydowski i szkołę. Wśród sąsiadów panuje euforia: kilkuletni chłopcy wyrywają się do walki, mały Stanisław także. – Kiedy jednak mama powiedziała, że zanim wyjdę, musimy się pożegnać, zacząłem płakać– mówi ze śmiechem kapłan. Najgorsze dni rzezi Kicmanowie spędzają w domu, do końca nieświadomi tego, co się dzieje. Zimny prysznic przychodzi 8 sierpnia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.