Z ojcem Szymonem Hiżyckim OSB rozmawia Jacek Zelek.
Szymon Hiżycki OSB: Dla św. Nikodema Hagioryty i św. Makarego z Koryntu wrogiem była Encyklopedia francuska, a jednocześnie powodem stworzenia tej antologii, tak dzisiaj dla nas – zabrzmi to trochę przewrotnie – Filokalia może się stać przeciwieństwem Internetu.
Jacek Zelek: Dlaczego?
Mówiąc dokładniej, chodzi mi o pewną mentalność, która wypływa z Internetu. Już wyjaśniam: jak kiedyś pewnym ideałem była idea oświecenia (szukanie odpowiedzi w Encyklopedii)…
…taka dzisiejsza Wikipedia?
Właśnie – tak teraz wszystkiego szukamy w Internecie, podobnie jak w przypadku Encyklopedii, w czasach Makarego i Nikodema. Nie krytykuję wszystkich aspektów korzystania z Internetu, ponieważ sam go używam. Jednak chodzi mi o sprowadzenie całego życia do relacji w sieci – to mi się nie podoba. Internet stał się swego rodzaju, przynajmniej dla niektórych, stylem życia, czyli redukcją naszych zachowań, rozmów i relacji do kontaktu z innymi poprzez komunikator na Facebooku. Chodzi mi o odarcie z wartości pewnych zasadniczych postaw człowieka (np. rozmowa z drugą osobą zastąpiona „rozmową” on-line). Wszystko to prowadzi do pewnej powierzchowności życia, ponieważ – takie jest moje zdanie – nic nie zastąpi spotkania z żywym człowiekiem, tak jak i z żywym Bogiem.
Bardzo bym chciał, aby polska Filokalia stała się wezwaniem dla człowieka, aby prowadził życie bardziej głębokie, aby miał odwagę skonfrontować się z samym sobą, z drugim człowiekiem i ostatecznie z Bogiem.
Czyli Filokalia, pozostając dalej na poziomie porównań internetowych, jest taką wersją drukowaną wyszukiwarki Google.
Jest w tym jakaś analogia. Jak w wyszukiwarce pływasz po oceanie możliwości, podobnie i Filokalia staje się dla czytelnika pomocą w wyjściu z problemów, a przynajmniej we wskazaniu środków zaradczych, jak uporządkować swoje życie. Autorzy Filokalii pisali to wszystko na podstawie własnego doświadczenia swoich upadków, swoich sukcesów, smutków i radości. Pokazali pewną nić, za którą można iść. Nie bali się o tym pisać, może nie były to długie traktaty teologiczne, ale jedno jest pewne: są to teksty przemyślane i przepracowane na bazie własnego doświadczenia. Dlatego Filokalia wymaga od nas nieustannej lektury, takiego „przeżuwania”, ciągłego interioryzowania tekstu, czyli dokładnie odwrotnej postawy w stosunku do tej, jaka jest nam dzisiaj proponowana przez Internet, gdzie wszystko pływa po powierzchni; karmimy się szybkimi, pustymi informacjami, bez jakiejkolwiek refleksji, pędzimy, ale dokąd? A pośród tego wszystkiego jest Filokalia, która wymaga pewnego studium, ciągłego powracania do niej na nowo. To jest tak, jak z moim ulubionym autorem, Diadochem z Fotike, którego cały czas czytam, porównuję z innymi wydaniami, modlę się tymi tekstami i staram się wprowadzać te zalecenia ascetyczne do własnego życia. Mimo tego, że jest to propozycja, która idzie wbrew powszechnym przekonaniom, uważam, że jest to droga do wyrobienia w sobie solidnej duchowości. Dodałbym jeszcze jedną rzecz: Filokalia przypomina nam nie tylko o tym, kim jest Bóg, ale także o tym, kim jest człowiek i jaki jest cel jego życia na tej ziemi. Wierzymy, że jesteśmy stworzeniem dobrego Boga, że jesteśmy na Jego obraz i podobieństwo i naszym celem jest zjednoczenie z Nim, coraz dalej idące upodobnienie się do Niego. To jest chrześcijańska wizja człowieka, do której nieustannie trzeba wracać.
Jednak Filokalia wymaga pogłębionego zrozumienia, jest tutaj mnóstwo trudnych pojęć, które dzisiaj inaczej rozumiemy.
To prawda. Siatka pojęciowa w Filokalii jest mocno rozbudowana i to, co rozumiano w języku greckim, raczej odbiega od rozumienia tego, co oferuje nam język polski XXI wieku. Na tym polega trud tłumacza, którego jednym z zadań jest odpowiednie dobieranie słów, tak by oddać znaczenie tego określenia, jakiego użył autor danego dzieła. Na szczęście w pracy nad tłumaczeniem Filokalii nie jesteśmy sami: pewne opracowania i materiały są dostępne i wspierają nas w zamiarze właściwego przełożenia słów z języka greckiego na język polski.
Wspomnijmy tutaj choćby greckie pojęcie „umysł”.
To klasyczne pojęcie, które w grece oddane jest przez słowo noûs. To nie jest tak do końca tożsame z naszym rozumieniem umysłu. W języku greckim określenie to nie dotyczy mózgu: jest to o wiele bardziej głębokie pojęcie, dotykające zarówno tej strony ludzkiej, jak i boskiej, oznaczające jądro osobowości, czyli to, kim dany człowiek tak naprawdę jest i czym się w życiu kieruje. Dlatego też tego typu trudne słowa i określenia wymagają komentarza. W tekście naszego tłumaczenia oznaczone są gwiazdką i odsyłają do słownika na końcu przekładu. Ze względu na skrótowość podanych informacji w słowniku, do pomocy mamy również bibliografię, która ma wskazać niezbędną literaturę.
A jak wygląda sprawa z przygotowaniem teologicznym tłumacza?
Tłumacz ma być filologiem, i to jest jego główne zadanie. Natomiast już redaktor zajmuje się uściślaniem pojęć, przygotowaniem wstępu, słownika i bibliografii. I tutaj, akurat w przypadku Filokalii, wykształcenie teologiczne, specjalistyczne, jest wymagane. Jednak trzeba też zaznaczyć, że cały proces jest związany ze współpracą tłumacza i redaktora, np. przy uzgadnianiu pojęć.
Pojawia się również język filozofii.
Pamiętajmy, że dla wielu autorów te dwa pojęcia, teologia i filozofia, nie wykluczają się nawzajem. Wynika to z historii, faktem jest bowiem, że to teologia w pewnym sensie wypłynęła z filozofii i przez długi czas posługiwano się nimi wymiennie.
Interesuje mnie jak, od strony praktycznej, wygląda proces tłumaczenia i redakcji. Krok po kroku…
Na samym początku czyta się tekst w oryginale, kolejnym punktem jest zrozumienie go, a następnie próbuje się dany tekst opowiedzieć po polsku. I dopiero gdy zrozumiesz i przełożysz sobie to w głowie po polsku, możesz rozpocząć proces tłumaczenia.
I co dalej?
W samym już procesie tłumaczenia niezwykle ważne jest, aby dobrze uchwycić styl samego autora, jakimi pojęciami się posługiwał i potem starać się wiernie oddać to po polsku. Przykład: nasz tłumacz Cezary Dobak, pracując nad tekstem Pseudo-Antoniego Wielkiego, zetknął się z niezbyt wyszukanym stylem greckim, dlatego też w polskim przekładzie celowo zostały użyte, w pewnych fragmentach, słowa i określenia w stylu takim, jaki został zastosowany w oryginale (możemy się spotkać z takimi słowami, jak „głupek”, „ignorant” itp.). Użycie niezgrabnych słów w przekładzie nie jest efektem tego, że tłumacz sobie nie radził, ale wynika z niezgrabności języka w tekście oryginalnym.
A teraz może parę słów o samym procesie redakcyjnym.
Czytam całość, analizując słowo po słowie. Na jednym ekranie mam tekst grecki, na drugim tekst przekładu, porównuję i jednocześnie zaznaczam słowa, pojęcia, które będą wymagały komentarza, czy też umieszczenia w słowniku. Przykładowo: w tekście przekładu mamy słowo „medytować”, a w języku greckim jest to oddane za pomocą meléte.
W dosłownym tłumaczeniu meléte znaczy…
Jest to bardzo skomplikowane określenie, które zarówno może oznaczać ćwiczenie, wysiłek, jak również recytację. I składając to wszystko razem, możemy je oddać jako: recytować tekst na głos. Podobnie jak łaciński odpowiednik meditari. Nie chodzi o to, że usiądę i będę się zastanawiał, o co w tym tekście chodzi, tylko wypowiadam tekst na głos jeszcze raz. Gdy w starożytności retorzy pracowali, uczyli się tekstu na pamięć i potem stali przed lustrem i je recytowali. Podobnie i mnisi, ćwiczyli i uczyli się na pamięć całych fragmentów z Pisma Świętego, a potem je recytowali, nie w znaczeniu bezmyślnego powtarzania słów, ale by jeszcze lepiej zrozumieć dany fragment. Im więcej razy powtórzę dane słowo lub tekst, na więcej szczegółów zwrócę uwagę. Podobnie jest w Rozmowie XIV u św. Jana Kasjana, gdzie jest mowa o wiedzy duchowej, do której nie dochodzi się poprzez mądrość świecką, tylko poprzez cnotliwe życie i medytację; człowiek zastępuje złe myśli dobrymi słowami z Pisma Świętego poprzez nieustanną recytację Bożego Słowa.
I to wszystko trzeba zmieścić w krótkim komentarzu, tak żeby czytelnik wiedział, o co chodzi, i by go przestrzec przed złą interpretacją danego zwrotu.
*
Wstęp Pseudo-Antoni Wielki, Izajasz Anachoreta. Wybór z I tomu Filokalii Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC
Franciszek spotkał się z wiernymi na modlitwie Anioł Pański.
Symbole ŚDM – krzyż i ikona Matki Bożej Salus Populi Romani – zostały przekazane młodzieży z Korei.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.