Przystanek V. Uczniowie rozpoznali Pana przy łamaniu chleba.
To musiał być niezwykły wieczór. Słońce pewnie zachodziło tak samo, jak zachodziło wiele razy wcześniej. Ale kończył się właśnie dzień pełen niesamowitych wrażeń. Najpierw po bólu ostatnich dni ta niesamowita wieść, którą rankiem przyniosły kobiety: Jezus zmartwychwstał! Nie, to chyba niemożliwe, ale... Grób jest pusty. To pewne. Gdzie podziało się ciało? Jeśli ktoś je wykradł, oni, a zwłaszcza Apostołowie, powinni coś na ten temat wiedzieć... A potem ten Wędrowiec, który tak dobitnie wyjaśnił im, że przecież Święte Pisma mówiły, że Mesjasz miał zostać zabity, a dopiero potem zmartwychwstać. Niewątpliwie dodał im otuchy. Jak nie zaproponować Mu, by nie szukał noclegu, ale zanocował u nich?
Potem ten, wydawało się, zwykły, wspólny posiłek. Podczas którego Nieznajomy bierze chleb, łamie go, odmawia błogosławieństwo i im podaje. I w tym momencie kończy się zwykłość. To przecież ON! To zmartwychwstały Jezus! Ale w tym momencie znika. Jak niespodziewanie się pojawił, tak niespodziewanie tracą Go z oczu. Nie, nie przywidziało im się! To naprawdę był ON! Nie ma już wątpliwości! Jak mogli nie zauważyć tego wcześniej!
Czekali na wyjaśnienie się całego tego zamieszania wokół pustego grobu Jezusa, a tu nagle okazało się, że to właśnie oni będą mogli potwierdzić rewelacje kobiet! Jak, mimo późnej pory, nie ruszyć natychmiast z powrotem do Jerozolimy? Nieważne, że ciemno! W takich okolicznościach tych jedenaście kilometrów przebiegną uskrzydleni!
Co działo się w ich sercach podczas tej drogi, trudno sobie wyobrazić. Czy po euforii przyszła obawa, co właściwie powiedzą pozostałym uczniom? Czy znajdą zrozumienie? Jak wytłumaczą, że najpierw Go nie poznali, jak wyjaśnią, że nagle zniknął? Nie wiadomo. Ale postanowienia nie zmienili. Tyle że zanim zdążyli pozostałym uczniom cokolwiek powiedzieć, usłyszeli, że w międzyczasie zobaczył też Pana Piotr. Tak, teraz mogli już bez obaw powiedzieć, że i im w tak dziwny sposób się ukazał...
Ból ostatnich dni całkiem już zniknął. To, co rano brzmiało jeszcze w swoim optymizmie całkiem nieprawdopodobnie, bo przecież takie rzeczy się nie dzieją, teraz okazuje się faktem. Już rozumieli Marię Magdalenę. Już wiedzieli, że naprawdę wszystko się zmieniło. Tak, ich Mistrz pokonał śmierć. I choć pewnie nie bardzo jeszcze wiedzieli, jakie to będzie miało konsekwencje, przyszłość stała się tak jasna, jak jasnym nie był żaden z cudownych dni publicznej działalności Jezusa w Galilei. Pierwsza noc dalszej części ich wyjątkowo jasno wyglądającej przyszłości...
W naszym życiu... Cóż... Też bywają takie chwile, kiedy „ma się ku wieczorowi i dzień się już nachyla”; gdy słońce zaczyna gasnąć, a z zakamarków wychodzą nocne lęki. No to co, że tyle słyszeliśmy o Bożym planie zbawienia każdego człowieka i że objaśniano nam, iż ból, cierpienie i śmierć także w naszym życiu nie będą miały ostatniego słowa? To tylko nadzieje. Nadchodząca noc je przyćmi. I zrodzi pytania o ich zasadność. Chyba że... Chyba że wcześniej sam Jezus siądzie z nami przy stole i powie, że to prawda: że śmierci już nie ma, że czeka nas zmartwychwstanie i życie wieczne.
Nie, raczej przed śmiercią twarzą w twarz Jezusa nie zobaczymy. Pozostanie ukryty w drugim człowieku, w swoim słowie, a zwłaszcza w Eucharystii. Będzie nas karmił samym sobą i pozostanie nawet wtedy, gdy inni nas opuszczą. Ale ta brzmiąca tak nieprawdopodobnie, że aż prawdziwie historia uczniów rozpoznających Jezusa przy łamaniu chleba to mocna nadzieja, że i w nocy naszych lęków rozbłyśnie kiedyś radość. Że jak oni zyskamy tę pewność: tak, nasze życie zmienia się, ale nie kończy! Jakie będzie, jeszcze nie wiadomo, ale przyszłość faktycznie jest wyjątkowo jasna!
Możesz też zobaczyć pozostałe teksty z cyklu Drogi Światła
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Piotr Sikora o odzyskaniu tożsamości, którą Kościół przez wieki stracił.