Mylenie miłości z naiwnością ma miejsce najczęściej wtedy, gdy dana osoba nie potrafi bronić się przed człowiekiem, który ją krzywdzi, i gdy tę swoją bezradność czy uległość nazywa miłością.
Fragment książki ks. Marka Dziewieckiego "Wybacz, pojednaj się i kochaj" publikujemy za zgodą wydawnictwa Edycja św. Pawła.
Kolejnym źródłem braku miłosierdzia w relacjach międzyludzkich jest mylenie miłości z naiwnością. Kto ulega temu mitowi, ten pozwala, by czasem niemiłosiernie krzywdzili go ci, którzy nie chcą czy też nie potrafią kochać. Człowiek naiwny pobłaża swoim krzywdzicielom, a przez to – wbrew swej woli – pomaga im trwać na drodze zła i grzechu. Taki człowiek staje się niemiłosierny wobec siebie, gdyż pozwala się zadręczać, coraz bardziej cierpi, popada w poczucie bezradności, doprowadza się do stanów rozpaczy, gdyż czuje się zupełnie bezbronny i bezradny wobec swoich krzywdzicieli. Co gorsze, tę swoją naiwność, uległość i bezradność nazywa heroiczną miłością i dziwi się, że nie przynosi ona dobrych owoców.
www.edycja.pl ks. Marek Dziewiecki "Wybacz, pojednaj się i kochaj" Spotykamy ludzi, którzy twierdzą, że miłość z definicji jest naiwna czy wręcz ślepa. Tymczasem naiwne czy ślepe może być zakochanie albo pobłażanie komuś, kto błądzi. Natomiast miłość nigdy nie jest naiwna, bo kochać to naśladować Boga, który jest mądrością. To prawda, że spora część ludzi dobrej woli odnosi się w naiwny sposób do bliźnich, zwłaszcza do tych, którzy popadli w kryzys, którzy błądzą i krzywdzą. Gdy jednak okazujemy się naiwni, to wtedy nie jesteśmy dojrzali i nie kochamy w taki sposób, w jaki Jezus pierwszy nas pokochał. Nie da się pogodzić miłości z naiwnością.
Dojrzała miłość jest nie tylko szczytem dobroci, ale też szczytem rozwagi i mądrości. Jest efektem głębokiego namysłu. Miłość wymaga od nas trafnego doboru słów i czynów w odniesieniu do danej osoby, z uwzględnieniem jej niepowtarzalnej sytuacji oraz jej zachowania tu i teraz. Chrystus poświęcał każdego dnia wiele czasu na to, by uczyć swoich słuchaczy mądrego myślenia, właśnie dlatego, by nie pomylili miłości z naiwnością. On pragnie, byśmy w miłości byli nieskazitelni jak gołębie, ale też roztropni jak węże (por. Mt 10, 16). Tylko wtedy nie staniemy się naiwnymi ofiarami ludzi bezlitosnych.
Mylenie miłości z naiwnością ma miejsce najczęściej wtedy, gdy dana osoba nie potrafi bronić się przed człowiekiem, który ją krzywdzi, i gdy tę swoją bezradność czy uległość nazywa miłością. Jednym z typowych przykładów naiwności mylonej z miłością jest sytuacja, w której mąż alkoholik znęca się nad swoją żoną. Kobieta cierpi z tego powodu, on przez całe lata lekceważy jej cierpienie, a ona mimo to nie broni się albo broni się w nieudolny, nieskuteczny sposób. Naiwna żona liczy na to, że już samo jej cierpienie wystarczy, by przemienić męża. Tymczasem choroba alkoholowa sprawia, że człowiek uzależniony traci wrażliwość na cierpienie swoich bliskich. Do uznania prawdy o sobie, do podjęcia terapii i życia w abstynencji jest w stanie skłonić go już tylko jego własne cierpienie. Jeśli żona nie broni stanowczo siebie i dzieci przed mężem krzywdzicielem, jeśli nie porusza nieba i ziemi, by zmienić tę dramatycznie złą sytuację, to fatalna sytuacja całej rodziny będzie się jeszcze bardziej pogarszać.
Kto nie myli miłości z naiwnością, ten wie, że nikt nie ma prawa nas krzywdzić. Wie też, że nie mają prawa nas krzywdzić ani ludzie obcy, ani ci, których kochamy najbardziej. W miłości, której uczy nas Jezus, obowiązuje zasada: „To, że kocham ciebie, nie daje ci prawa, byś mnie krzywdził. Jeśli zaczniesz mnie krzywdzić, to nie przestanę ciebie kochać, bo miłość jest bezwarunkowa. Nie będę też odpowiadał złem na zło, lecz zacznę się przed tobą bronić, podobnie jak Jezus bronił się przed żołnierzem, który uderzył Go w twarz, czy przed ludźmi, którzy chcieli Go strącić ze skały”. Gdy ktoś, kogo kochamy, zamiast dojrzale kochać, krzywdzi nas i siebie, wtedy pozostaje nam już tylko stosowanie twardej miłości, czyli kierowanie się zasadą: „Ty błądzisz, ty ponosisz konsekwencje swoich błędów i cierpisz”. Przykładem takiej twardej miłości, która chroni nas przed naiwnością, jest postawa ojca, który urządził marnotrawnemu synowi ucztę ocalenia i pojednania dopiero wtedy, gdy syn się nawrócił.
Miłość, jakiej uczy nas Bóg w swoim wcielonym Synu i jakiej w Jego imieniu uczy Kościół, to nie naiwne cierpiętnictwo. Człowiek, który dojrzale kocha, potrafi przyjąć nawet najbardziej niezawinione cierpienie, które zadaje ten, kto nie kocha, ale pod warunkiem że mobilizuje ono krzywdziciela do tego, by się zastanowił i zmienił. Jeśli jednak krzywdziciel pozostaje obojętny na nasze prośby, na nasz ból, na nasze łzy i modlitwy, a czasem nawet na nasze sińce i rozpacz, które sam powoduje, jeśli nie zmienia swego okrutnego postępowania wobec nas, to wtedy pozostaje nam już tylko stanowcza obrona i miłość okazywana na razie tylko na odległość.
Ojciec marnotrawnego syna wychodził na drogę, ale kochał syna na odległość dopóty, dopóki syn nie zrobił sobie uczciwego rachunku sumienia i nie wrócił przemieniony. Dojrzała miłość to troska o dobro drugiego człowieka – także krzywdziciela – wyrażana roztropnie, czyli w takich słowach i czynach, które są dostosowane do zachowania tego człowieka. Ten, kto naśladuje Jezusa, jest tak dobry, że potrafi kochać wszystkich ludzi, których spotyka, a jednocześnie tak mądry, że w każdym przypadku znajduje rozsądne sposoby okazywania miłości.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).