O sytuacji ruchu oazowego i o polskiej teologii wyzwolenia tworzonej przez sługę Bożego ks. Franciszka Blachnickiego mówi bp Adam Wodarczyk.
Ks. Tomasz Jaklewicz: Czy można powiedzieć, że ruch oazowy jest w kryzysie?
Bp Adam Wodarczyk: Z natury jestem optymistą, dlatego powiem, że dzieje się w ruchu wiele dobrych rzeczy. Na pewno większa dynamika jest dziś w Domowym Kościele, natomiast ruch wytraca siłę w pracy z młodymi. Nie mam wątpliwości, że tu nie ma takiego ognia jak przed laty. To jest część szerszego problemu Kościoła w Polsce, a mianowicie braku umiejętności docierania z Ewangelią do młodych. Jako moderator Ruchu dostrzegałem też, że tam, gdzie zanikały młodzieżowe wspólnoty oazowe, w ich miejsce nie powstawało nic innego, żadna inna forma duszpasterstwa. I to jest groźne.
W latach 80. ubiegłego wieku 80 proc. oaz stanowiły wspólnoty młodzieżowe. Jak dziś wyglądają te proporcje między oazami młodzieży a oazami rodzin?
Nie mam najnowszych danych, ale dziś te proporcje się wyrównały. I tendencja jest taka, że wspólnoty rodzin się powiększają, a oazy młodzieży pomniejszają.
Gdyby dziś żył ks. Franciszek Blachnicki, co by zrobił, widząc tę sytuację? Trzymałby się wypracowanej metody czy szukał nowych form?
Boję się tych pytań, co by zrobił ks. Blachnicki. Na pewno słuchałby tego, co dziś Duch Święty mówi do Kościoła, ale jak konkretnie odpowiedziałby na dzisiejsze wyzwania, tego nie wiemy. W ostatnich latach życia w Carlsbergu sam doświadczył niepowodzenia. Nie „zawojował” Kościoła w Niemczech, tak jak podbił Kościół w Polsce. Cały czas jednak głosił potrzebę wierności charyzmatowi, np. by nie skracać oaz z 15 dni do 10. Był więc przekonany, że metoda oazowa jest dobrym kluczem. Też uważam, że jeżeli wspólnota jest konsekwentnie prowadzona według zasad ruchu, to wzrost będzie. Problem jest w niecierpliwości siewców. Dziś już nie jest tak, że na zaproszenie księdza w ogłoszeniach przyjdzie na spotkanie 30 czy 50 osób. Jeśli ktoś zaczyna od zera, to musi z góry założyć, że zacznie od trzech, czterech osób, a owocami będzie się cieszył jego następca, o ile tego nie zniszczy. Pamiętajmy też o tym, że młodzież ma dziś mnóstwo atrakcyjnych propozycji, więc przebić się na tym jarmarku z ofertą oazową nie jest łatwo. Młodzi są atakowani w mediach negatywnym obrazem Kościoła czy duchownego. Powiedzmy sobie jasno, dzisiejsza sytuacja wymaga od duszpasterzy heroizmu, konsekwentnej, żmudnej pracy.
Można powiedzieć, że czasy komuny paradoksalnie bardziej sprzyjały rozwojowi oaz niż obecna sytuacja wolności, pluralizmu, konsumpcji?
Niewątpliwie. Prosty przykład. Parę lat temu rozmawialiśmy o oazie powstającej w Chinach. Tam Kościół jest w podobnej sytuacji jak nasz Kościół za PRL-u. Młodzież nie ma wielu innych alternatywnych propozycji, nawet w Kościele. I tam dokonuje się najbardziej dynamiczny wzrost wspólnot Ruchu Światło–Życie.
Znamy księdza, który pracuje w jednym z zachodnich krajów i prowadzi także oazy w Chinach. Na Zachodzie natrafia na mur obojętności, a w Chinach jest inaczej. Tam praca tego samego księdza ma potężny odzew.
Ewangelia jest przyjmowana przez ubogich. Widziałem to w Chinach i na Filipinach. Dobrobyt sprawia, że serca ludzi są tak syte, że nie ma już miejsca na głód Boga.
Ksiądz Franciszek podkreślał, że dobre duszpasterstwo musi być zbudowane na solidnej teologii. Akcentował, że brakuje nam odwagi wiary, że bazujemy na schemacie, „który zawiera w sobie jakąś zasadniczą kapitulację”. Czy coś z jego myśli weszło w życie duszpasterstwa Kościoła w Polsce?
Zasada wspólnotowa, czyli obraz Kościoła jako wspólnoty wspólnot. To jest obecne. Jeśli ktoś traktuje poważnie duszpasterstwo, to wie, że oprócz dużej wspólnoty na liturgii konieczne są małe wspólnoty wzrostu, formacji uczniów. Dzisiaj oprócz oazy działa wiele wspólnot, ruchów. I to jest obecne w życiu Kościoła w Polsce. Ks. Blachnicki podkreślał, że konieczne są trzy rodzaje wspólnot w parafii: stricte ewangelizacyjne, wspólnoty wzrostu (deuterokatechumenalne) i wspólnoty diakonijne, czyli podejmujące konkretne posługi, zadania. Jeśli chodzi o ewangelizację, to wciąż nie wychodzimy do ludzi, którzy są poza Kościołem. Szansą są kursy Alfa, bo spotkania robi się np. w restauracji. Potrzebujemy tej odwagi wiary, o której mówił ks. Blachnicki, zwłaszcza gdy patrzymy na statystyki praktykujących. Wierzę, że nastąpi przebudzenie. Siłą Kościoła w Polsce jest laikat. I to jest w dużej mierze zasługa ruchu oazowego. Wiele dynamicznych wspólnot, inicjatyw ewangelizacyjnych rodzi się dzisiaj dzięki oddolnej aktywności ludzi świeckich.
Ksiądz Blachnicki uznawany jest za twórcę tzw. polskiej teologii wyzwolenia. Jak to się ma do teologii wyzwolenia, która powstała w Ameryce Łacińskiej?
Pierwsza różnica – ks. Franciszek tworzył swoją teologię wyzwolenia w kontekście zmagań Polaków z totalitaryzmem marksistowsko-sowieckim. W Ameryce Południowej teologia wyzwolenia miała często inspiracje marksistowskie. Blachnicki pisał o konieczności rewolucji duchowej i wykluczał jakąkolwiek przemoc. Niektórzy teologowie wyzwolenia w Ameryce dopuszczali użycie siły w walce o chleb czy o sprawiedliwość. Blachnicki akcentował w swojej teologii wyzwolenia fundamentalną rolę prawdy. Wyzwolenie dokonuje się przez przyjęcie prawdy Chrystusowej, życie nią i jej głoszenie. Według ks. Franciszka największym zagrożeniem dla człowieka było zniewolenie przez kłamstwo, czyli fałszywy obraz człowieka, przez błędną antropologię. Podkreślał, że ta fałszywa antropologia jest obecna nie tylko w ideologii marksistowskiej, ale także na Zachodzie. Żyjąc w Carlsbergu, mówił, że dużo bardziej niebezpieczną formą zniewolenia jest zachodnia filozofia konsumpcyjna, która prowadzi do uprzedmiotowienia człowieka. W komunizmie kłamstwo systemu jest widoczne gołym okiem, bo ludzie są poddani przemocy, wsadzani do więzień itd. W cywilizacji zachodniej zniewolenie jest bardziej ukryte, subtelne – jest nim błędne rozumienie wolności. Wiara w wielość prawd prowadzi do zaniku poczucia absolutnej prawdy, a to z kolei – do załamania się systemu wychowania i ostatecznie do dekadencji społeczeństw zachodnich. Blachnicki uważał, że łatwiej jest obalić tyrana (przewidział upadek komuny!) niż przeciwstawić się tym procesom, które niszczą dziś świat zachodni.
Ksiądz Blachnicki podkreślał, że rewolucja „Solidarności” opierała się na fundamencie prawdy. Po 1989 roku uznaliśmy, że skoro tyrania padła, mamy wolność, to nie będzie już kłamstwa, będziemy żyli w prawdzie. Okazało się, że tak to nie działa. To widać np. w tym, że tzw. wolne media, o które walczyliśmy w komunie, okazały się w dużej mierze narzędziem ideologii szerzącej zakłamaną wizję człowieka.
Blachnicki przeżył swoje życie w konfrontacji z trzema totalitaryzmami: faszyzmem, komunizmem i tym, co on nazywał cywilizacją konsumpcyjną (dziś mówimy o cywilizacji postmodernistycznej), która dokonuje relatywizacji prawdy. Twierdził, że ten trzeci totalitaryzm jest najgroźniejszy. Jeśli człowiek traci fundament prawdy, porusza się po grząskim terenie i nie zauważa, kiedy zaczyna iść na dno.
Wydaje mi się, że w Kościele też przestawiamy akcenty. Wysuwamy na czoło kwestię wyzwolenia ekonomicznego, ekologicznego czy politycznego, a sprawa przyjęcia przez człowieka Prawdy, czyli Chrystusa, schodzi na dalszy plan.
U Blachnickiego droga do wyzwolenia społeczeństw zaczyna się od nawrócenia pojedynczego człowieka, czyli przyjęcia przez niego prawdy. Najpierw jest światło (prawda), które staje się życiem. Dzięki tej przemianie rodzi się nowy człowiek, tworzący nową wspólnotę, która promieniując na świat, tworzy nową kulturę. Dziś czasem zaczynamy od końca. Na przykład mówimy, że trzeba „zagospodarować” ludzi angażujących się w wolontariat związany z ŚDM. Wolontariat wynika z odruchu szlachetnego serca, ale to niekoniecznie przekłada się na zaangażowanie we wspólnotę Kościoła. Blachnicki wyrósł z harcerstwa, miał pragnienie niesienia pomocy ludziom, miał talent przywódczy. Ale zobaczył klęskę humanistycznych ideałów w Auschwitz. Doświadczenie osobistego nawrócenia w celi śmierci zaważyło na całym jego życiu. Celem tego kapłana stało się pokazanie jak największej liczbie ludzi tego, co sam przeżył w 1942 roku. Pół roku przed śmiercią pisze w testamencie, że najważniejsze wydarzenie jego życia to nawrócenie i że od tej chwili nigdy już nie przeżywał wątpliwości w wierze. To był najgłębszy motyw jego życia: dzielić się światłem, które otrzymał od Boga w więzieniu w Katowicach 17 czerwca 1942 roku. W więzieniu stał się wolny. I to dało mu tę odwagę wiary, która nim kierowała.
W dziele ks. Franciszka uderza wielość tematów, które podejmował: formacja liderów, odnowa liturgii, wizja Kościoła wspólnoty, duszpasterstwo rodzin, ewangelizacja, myśl społeczna – teologia wyzwolenia, wpływ na powołania…
Ciekawe jest to, że on nigdy nie chciał tworzyć jakiegoś duszpasterstwa powołań. Mówił, że Ruch Światło–Życie nigdy nie prowadzi akcji powołaniowej. Bo założenie jest takie, że jeśli formacja jest dobrze poprowadzona, od ewangelizacji przez katechumenat po diakonię, to powołania w naturalny sposób będą. I rzeczywiście tak to było.
Jeśli sługa Boży zostanie błogosławionym, to czego będzie patronem?
Najlepiej to ujął Jan Paweł II w telegramie po śmierci: „patron nawrócenia i wewnętrznej odnowy człowieka”. Bóg dał mu łaskę nawrócenia, stał się nowym człowiekiem. Reszta to konsekwencje: kochał Kościół i chciał jego całkowitej, totalnej odnowy. A drugi tytuł to „patron nowej ewangelizacji”, bo niewątpliwie ks. Blachnicki był prekursorem i prorokiem czasów nowej ewangelizacji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).