Tylko w 2016 r. do Sądu Metropolitalnego w Katowicach wpłynęło prawie 300 wniosków w sprawie stwierdzenia nieważności małżeństwa. To dwukrotnie więcej niż w poprzednich latach.
Reforma kanonów Kodeksu Prawa Kanonicznego dotycząca spraw o orzeczenie nieważności małżeństwa zawarta w Liście apostolskim motu proprio „Mitis Iudex Dominus Iesus” to duża zmiana. W Kościele katowickim zbiegła się ona z przeniesieniem siedziby Sądu Metropolitalnego do nowego gmachu przy ul. Wita Stwosza. – Jestem przekonany, że gdyby nie ta przeprowadzka, dzisiaj nie bylibyśmy w stanie funkcjonować i stawić czoła aktualnym wyzwaniom – mówi ks. Adam Pawlaszczyk, oficjał sądu.
Jak Amerykanie
W roku 2016 Sąd Metropolitalny wydał aż ok. 200 wyroków I instancji. To rekord! Stosunek wyroków pozytywnych do negatywnych wynosi 3:1. Oznacza to, że w 75 proc. przypadków stwierdzono, że małżeństwo zostało zawarte w sposób nieprawidłowy i, w konsekwencji, jest nieważne.
– Odsetek młodych chcących zawrzeć sakrament małżeństwa jest stosunkowo duży. Obawiam się jednak, że często mogą kierować nimi głównie racje obyczajowe. Nie wszyscy czują głębokie pragnienie życia sakramentalnego – zauważa ks. Pawlaszczyk. – Mam wrażenie, że sąd kościelny stał się zwierciadłem ludzkiej społeczności. Także tego, co dzieje się w małżeństwie. Od razu dodam, że wierni na Śląsku mają dokładnie takie same problemy jak mieszkańcy innych części Polski.
Niepokoić może coś, co nazwałbym amerykańską mentalnością w podejściu do uroczystości ślubnych. Salę na wesele zamawia się nawet dwa lata wcześniej. I dosyć szybko następują kolejne przygotowania. To ryzykowne! Zaproszenia już rozesłane, pieniądze zainwestowane – i nagle młodzi czują, że to nie to! Co mają zrobić? Pojawia się lęk, czasem wstyd, które każą im mimo wszystko pójść do ołtarza.
W takich właśnie przypadkach – na co zezwala papieska reforma – można przeprowadzić tzw. proces skrócony. Jest to bardzo szczególny przypadek, gdy nieważność małżeństwa jest oczywista albo wypływa z oczywistych dowodów. Wymagana jest zgoda obu małżonków. To proces, który w przeciwieństwie do normalnego – dokumentalnego – powinien trwać do 45 dni. Sędzią jest tu sam biskup. To on podpisuje końcowe orzeczenie – tłumaczy kapłan.
Gdy nowe przepisy weszły w życie 8 grudnia 2015 roku, powstało wiele nieporozumień. – Mówimy tu o pewnym niezrozumieniu czy wręcz wypaczeniu nauczania Franciszka. W nagłówkach gazet wielokrotnie pojawiały się artykuły o szybkim i tanim – a nawet darmowym – „rozwodzie” kościelnym. Niektórzy pisali też o „magicznych” 45 dniach procesu. – W konsekwencji do katowickiego sądu zaczęły przychodzić osoby po „rozwód kościelny”. Dotychczas to się nie zdarzało. Zazwyczaj ludzie wiedzieli, że w sądzie kościelnym można stwierdzić ewentualną nieważność zawartego małżeństwa i że wiąże się to z procesem. Teraz bywa tak, że przychodzą dwie osoby i mówią: „My się zgadzamy i lubimy. Chcemy tylko »to« rozwiązać” – wyjaśnia ks. Pawlaszczyk.
Fałszywe zarzuty
Zdarza się też, że na wieść o kosztach procesu niektórzy obruszają się, uważając, że to „kupczenie” sakramentami. Słyszymy czasem zarzut: „Muszę zapłacić, by w przyszłości móc przystąpić do Komunii” – relacjonuje oficjał. – Prawda jest taka, że jeśli osoba – w uzasadnionych przypadkach – zwróci się z prośbą o umorzenie kosztów lub rozłożenie ich na raty, to staramy się pomóc. Nie zdarzyło się jeszcze, byśmy kogoś zlekceważyli. Nie ma to też nic wspólnego z kupczeniem sakramentami, lecz z funkcjonowaniem ogromnej machiny, jaką jest Sąd Metropolitalny – wyjaśnia ks. Adam Pawlaszczyk.
Papież Franciszek zwraca się do Konferencji Biskupów, by w miarę możliwości – z zachowaniem sprawiedliwego i godnego wynagrodzenia pracowników sądów – proces był bezpłatny. Ważną zmianą na korzyść małżonków jest odstąpienie od zasady dwóch jednobrzmiących wyroków. Wcześniej pozytywny wyrok sądu I instancji musiał być potwierdzony przez wyższą instancję.
– Odstąpienie od tej zasady było odważnym krokiem, nawet jeśli w kręgach kościelnych postulat ten pojawiał się już wcześniej, bo przez setki lat było inaczej – tłumaczy ks. Pawlaszczyk. Przepisy te mają na celu przyspieszenie procesu. Nowością jest również to, że odtąd duszpasterze, zwłaszcza proboszczowie, mają obowiązek – przynajmniej wstępnie – rozeznać możliwość stwierdzenia nieważności małżeństwa. Oczywiście, o ile są ku temu wystarczające przesłanki. W archidiecezji katowickiej taka praktyka jest już stosowana. Poprzez specjalne spotkania formacyjne duchowni przygotowywani są do pomocy we wstępnym etapie rozeznania sprawy, jak również przeprowadzania przesłuchań w parafiach. – W podobnych sytuacjach w przeszłości duszpasterze zazwyczaj odsyłali małżonków do sądu. Cieszymy się dobrą współpracą w tym zakresie – tłumaczy ks. Pawlaszczyk.
Mniej procedur odnośnie do stwierdzenia nieważności małżeństwa nie oznacza, że odtąd sąd kościelny idzie drogą „na skróty”. Nie jest to także zachęta do lekceważącego podchodzenia do sakramentu. Najważniejsze jest to, by poznać prawdę. Nawet tę najtrudniejszą. Jeśli sąd orzeknie, że związek małżeński został zawarty ważnie, to w świetle prawa Bożego pozostaje on jedynym i nierozerwalnym aż do śmierci jednego lub obojga małżonków. Z takim wyrokiem sądu małżonkowie też muszą się zgodzić.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).