O Światowych Dniach Młodzieży, swoich notatkach i św. Janie Pawle II opowiada kard. Stanisław Dziwisz, przez ponad 11 lat metropolita krakowski.
Miłosz Kluba: Często pada pytanie o znaczenie ŚDM. Jak to wygląda z perspektywy naszej archidiecezji? Czy spotkanie młodych zmieniło Kościół krakowski?
Kard. Stanisław Dziwisz: Myślę, że świadomość znaczenia Światowych Dni Młodzieży dla naszej archidiecezji będzie rosła z biegiem czasu. Na pewno samo przygotowanie spotkania było ogromnie ważne. To były 3 lata intensywnej pracy we wszystkich parafiach, gdzie ważną rolę odegrali liderzy, wolontariusze oraz grupy młodzieży. Oczywiście, chodziło nie tylko o przygotowania materialne, ale przede wszystkim o pogłębienie wiary. Niezapomniane i niepowtarzalne było samo spotkanie, które dostarczyło młodym wspaniałych duchowych przeżyć. Rola Kościoła krakowskiego polega na tym, aby tego dobra nie zaprzepaścić. Chodzi o to, aby ognia, który zapłonął w młodych, nie tylko nie zgasić, ale jeszcze mocniej go wzniecić i przekazać innym. Dużą rolę do odegrania mają tutaj biskupi, zwłaszcza bp Damian Muskus i bp Grzegorz Ryś. Oni mają świadomość, że to wydarzenie powinno być wykorzystane dla duszpasterskiej odnowy diecezji. I już próbują to robić poprzez spotkania i koncerty w Tauron Arenie oraz comiesięczne rekolekcje w Łagiewnikach, na które przybywa wiele młodych osób. Widać, że ta propozycja formacji wciąga.
To będzie jedno z pierwszych wyzwań, przed którymi stanie nowy metropolita?
Tak myślę. To, co wydarzyło się w lipcu zeszłego roku w Krakowie, narzuca kierunek duszpasterstwa w całej archidiecezji. Arcybiskup Marek jest do tego wyzwania dobrze przygotowany. Od lat jest zaangażowany w duszpasterstwo akademickie.
Podczas jednego z ostatnich spotkań z dziennikarzami, w dniu przejścia na emeryturę, Ksiądz Kardynał powiedział: „Nigdzie się nie wybieram”. Parafrazując Jana Pawła II: „Jakby kto pytał, Kanonicza 18”?
Tak, tam zamieszkam. Może będę miał więcej czasu na to, by przejrzeć różne rzeczy, które jeszcze są do opracowania.
Chodzi o notatki z kolejnych dni pontyfikatu Ojca Świętego, o których Ksiądz Kardynał kiedyś wspominał?
Muszę przede wszystkim podjąć decyzję, czy w ogóle je publikować, a jeżeli tak, to w jaki sposób to zrobić. Od pierwszego dnia pontyfikatu miałem taką myśl: „Codziennie w szczegółach odnotować, co się działo”. Bez komentarzy. Tam jest wszystko. 27 lat. Jedna kartka na dzień, jeden zeszyt na rok.
Ma Ksiądz Kardynał jakieś obawy co do publikacji tych zapisków?
Myślę, że opublikowanie tego w takiej surowej formie nie byłoby ciekawe. Odnotowywałem, kto i kiedy był na obiedzie czy kolacji, każdą audiencję i każde spotkanie, wszystkie rekolekcje i podróże. Minuta po minucie i godzina po godzinie jest też zapisany pobyt Ojca Świętego w szpitalu. A to były dramatyczne momenty.
Właśnie dlatego dla historyków byłby to bezcenny skarb. Może jednak warto?
Być może. Jednego jestem pewien: nikt czegoś takiego nie ma.
Jaki obraz Jana Pawła II wyłania się z tych notatek?
To był człowiek zasad. Zwłaszcza jeśli chodzi o praktyki religijne. Czasem ludzie się denerwowali i niecierpliwili, czekając, kiedy do nich wyjdzie. Dla niego najważniejsze były chwile modlitwy. Nie decyzje, spotkania czy audiencje, ale właśnie modlitwa. W czwartek obowiązkowa godzina adoracji, w piątek – Droga Krzyżowa. Często powtarzał, że papież ma być przede wszystkim człowiekiem, który ma ręce wzniesione do Boga – za ludzkość i za Kościół. I on to robił. Codziennie na modlitwie „przechodził” cały świat, znał wszystkie kraje po kolei. Miał zresztą niesamowitą pamięć. Kiedyś przyszedł do seminarium chłopak z Osielca, który wcześniej, podczas wizytacji, pięknie śpiewał psalm responsoryjny. Kiedy powiedziałem o tym kard. Wojtyle, ten zaśpiewał psalm na melodię, którą zapamiętał z Osielca. Pomyślałem: „Nie ma żartów!”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).