Wanda - matka Polka hinduskiego dziecka. Schola - dziecko dwudziestoletnie, zabrane z kalkuckiego śmietnika. Do bliskości między nimi starcza dwoje zdrowych uszu i jedno, choć słabo widzące, oko.
Bynajmniej. Ona wiedziała. A macierzyńska miłość budziła się powoli i systematycznie, wraz z kolejnymi obowiązkami. Gdy myła tę swoją Scholę, nosiła (choć dziecko odpychało i kwiliło), znów myła. I leki dawała. A dziecko żyło. I krytyczny jeden tydzień, potem drugi i kolejne minęły. – Wiedziałam już, że będzie żyć. Jeśli tyle przeżyła, to będzie. I chociaż potem nie na żarty się przestraszyłam, gdy w wieku trzech lat zachorowała na tyfus i zapalenie płuc, to jednak dała radę.
A matka Wajda, po kolei, choć lekarzem nie była, diagnozowała kolejne choroby Scholastyki. Nietolerancję glutenu. Nietolerancję laktozy. Zastosowała specjalną dietę i Schola zaczęła przybierać na wadze. W wieku dwóch lat z (nadal) 4 kg skoczyła na 10. – Sprowadzałam z Polski prebiotyki, pakowałam w nią, ile się dało. Skutecznie. Biegunki ustały. Wiedziałam już też, że Schola niemal nie słyszy i całkowicie nie widzi. Wiedziałam, że być może ma zaburzenia ze spektrum autyzmu. Niepełnosprawność sprzężona.
Czego oko nie widziało...
– Ja się nigdy nie modliłam o własne zdrowie, o odzyskanie wzroku. Modliłam się natomiast: „Boże, dopomóż przyjąć”. Nie „pogodzić się”, lecz właśnie „przyjąć”, bo to kolosalna różnica. Pogodzenie to jakaś forma poddania. Przyjęcie to akceptacja i dalsze działanie.
Ale kiedyś w Indiach podszedł do Wandy Wajdy ojciec redemptorysta. I mówi: „Zanim wyjedziesz z Indii, zobaczysz, jakie są piękne. Tylko módl się do św. Józefa”.
Modliła się? – Oczywiście, że nie. Na świecie jest dużo więcej problemów niż mój brak wzroku. Ja sobie radzę. I zaczęło mnie nawet drażnić, gdy ojciec kilka razy powtarzał swoje „proroctwo”. I w ogóle którym okiem miałabym zacząć widzieć? Tym sztucznym?
A tymczasem nadeszło święto Serca Jezusowego, 6 czerwca. Wanda Wajda była na Mszy św. Przystępowała do Komunii św. – Pierwsze, co zobaczyłam, to biała Hostia, którą ksiądz mi podawał...
I to był szok. Wielki ból oka (tego własnego), światłowstręt. Po 10 latach całkowitego niewidzenia światło przeszkadzało, wywoływało niepokój i wielki dyskomfort. Wanda Wajda przyzwyczajała się do niego bardzo, bardzo stopniowo.
– A drugi szok był wtedy, gdy zobaczyłam indyjski świat. Te piękne kolory i przyrodę, ale i ten niewyobrażalny brud.
Po powrocie do Polski, po przebadaniu oka okazało się, że nerwy jak były martwe, tak martwe zostały. A siatkówka – odklejona. Co nie przeszkadza pani Wandzie widzieć, niezbyt dobrze, ale widzieć. – Oczywiście wszyscy pytają mnie, czy to cud. I mówią, że to dla Scholi. Ja widzenie traktuję jak łaskę. A gadanie o cudach mnie drażni. Przecież na co dzień nie dostrzegamy wielu łask, wielu drobiazgów, które są stokroć ważniejsze.
Na przykład rozwój Scholi. Ona jest cudem. I wiele, wiele innych spraw, które się z nią wiążą. – No sorry, taka jest moja wiara.
No sorry.
Adopcja? Tylko pełna
Więc wróćmy do Scholi.
Wraz z walką o jej zdrowie Wanda Wajda walczyła o jej przysposobienie. Co proste nie było, bo Polska i Indie nie podpisały stosownych konwencji. A jak konwencji nie ma, to „nie da się” – słyszała wszędzie.
– W moim malutkim mózgu nie mieściło się, by z powodu braku jakichś konwencji nie móc zabrać własnego dziecka do kraju. I choć byłam nastawiona, że w ostateczności ja zostanę w Indiach, nie poddawałam się.
Perypetiom nie byłoby końca, gdyby w końcu nie udało się trafić na energicznego prawnika, który prócz wiedzy miał też konkretną chęć pomocy. „Ma pani pozwolenie na pobyt? No to może pani, jak obywatel Indii, wystąpić o prawną opiekę nad dzieckiem. Stanowić i decydować o nim”. I Schola stała się formalnie bardziej Wandy. A Wanda jej.
– W międzyczasie pojechałam do Polski zapytać MSW, co dalej. Powiedzieli mi beztrosko, że jeżeli jestem opiekunem prawnym, a Schola ma paszport, mogę ją do Polski przywieźć.
Więc gdy (kolejnym cudem) Schola otrzymała wizę, pojechały. 14 kwietnia 2000 r. Scholastyka z Indii zaczęła być Scholastyką z Polski, z warszawskiej Chomiczówki. Miała 4 lata i 3 miesiące.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).