Abiszek znaczy błogosławieństwo

Tam, gdzie mieszkają, katolików wielu nie ma. Bywa natomiast, że są prześladowania. Dla młodzieży z Indii podróż na ŚDM to podróż życia...

Reklama

Podróż była długa i męcząca. Najpierw z Jeevodaya do Delhi. Pociągiem prawie 30 godzin. Potem postój w Delhi i odbieranie wiz, paszportów. Dalej lot do Moskwy. Tam kilkugodzinny postój i znów w przestworza: do Polski znanej i nieznanej. Znanej – bo mama Helena wciąż o niej opowiada. Opowiada też Sita, która studiowała jakiś czas temu w Polsce. Nieznanej – bo dalekiej, egzotycznej, zimnej. Zresztą z perspektywy ośrodka Jeevodaya, misji dla osób dotkniętych trądem, wszystko jest niezwykłe i prawie nieosiągalne. A jednak młodzi pielgrzymi osiągnęli wszystko, co w pielgrzymowaniu na ŚDM najważniejsze. Albo jeszcze więcej...

Malowane „dzień dobry”

Hala przylotów warszawskiego Lotniska im. Fryderyka Chopina. Kilka minut wcześniej samolot Aerofłotu z blisko 30 Hindusami na pokładzie gładko wylądował na polskiej ziemi. Na grupę oczekują przyjaciele z Jeevodaya.

Gosia Smolak, polska wolontariuszka, stoi obok Sity. Sita, ciemnowłosa, ciemnooka, drobna i o szlachetnych, hinduskich rysach, od małego dziecka mieszkanka Jeevodaya, od kilku miesięcy przebywa w Polsce. Przyjechała, by opiekować się swoją (przybraną) córeczką i małą przyjaciółką – Snehą, 10-latką, która została podrzucona do Jeevodaya jako noworodek z uszkodzoną główką. Potrzebowała kolejnej operacji, więc wiosną przyjechały do Polski: Sita, Sneha i ich „mama”, czyli dr Helena Pyz. Polska lekarka z misji. Doktor wróciła już do Indii razem z wyleczoną Snehą. Sita została, by uczestniczyć w ŚDM. – Zialaź przyjdą. Tsieba ciekać – uspokaja Sita innych wolontariuszy. Mówi po polsku nieźle. Choć z natury nieco nieśmiała, więc czasem przełamać się trudno. – Juś z pół godziny ciekamy – macha ręką, na której widnieją esy i floresy.

Sita na rękach ma przedziwne malowidła. Gosia też. – A to jest mehendi. Specjalnie malowane henną wzory na dłoniach. Kobiety w Indiach malują takie na specjalne okazje. A co może być bardziej radosnego niż przyjazd naszych do Polski?

W końcu są! Machają dłonie polskie i indyjskie, pięknie umalowane na radosny przyjazd. Uśmiechnięci od ucha do ucha, z flagami polskimi i (dość skromnymi) bagażami, wychodzą młodzi Hindusi. Wraz z nimi trzech księży pallotynów. Zaczyna się kolejny etap podróży – pociągiem podmiejskim do podwarszawskiej Choszczówki. Tam, w domu Instytutu Prymasa Wyszyńskiego (do którego należy dr Pyz), czekają na nich od dawna. A Gosia opowiada: – Zawsze lubiłam podróżować i zawsze lubiłam pracę z młodymi ludźmi. Jakiś czas temu nawiązałam kontakt z misją Jeevodaya i wtedy pasję podróżniczą i pasję wychowawczą połączyłam w dobrym celu – śmieje się.

– Pojechałam do Indii dwa lata temu. Mieszkałam pół roku. I już wtedy zaczęły się przygotowania tamtejszej młodzieży do ŚDM – mówi. Pogłębiona formacja duchowa, rozmowy o polskiej kulturze i historii. By po dobrym przygotowaniu jechać w miejsce, które będzie choć trochę bliskie. – Ludzie w Jeevodaya, szczególnie młodzi, nie znają tzw. szerokiego świata. Dla nich misja jest często jedyną przestrzenią, którą znają. Poza misją w Indiach różnie toleruje się katolików... Bywają przecież i prześladowania – tłumaczy Gosia.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama