Włosi opłakują Buda Spencera, swego największego kowboja. Carlo Pedersoli – bo tak się naprawdę nazywał – zmarł przedwczoraj w Rzymie w wieku 86 lat.
Znany pod pseudonimem Bud Spencer, należał do najsłynniejszych włoskich aktorów. Do końca budował swą wiarą. Przejął ją od swych neapolitańskich rodziców. „Poszedłem w ich ślady, zmagazynowałem w sobie wszystko, czego mnie nauczyli, i dlatego do dziś jestem wierzący” – powiedział w jednym z wywiadów.
Kilka lat temu przyznał, że nie boi się śmierci, a raczej jako katolik jest jej ciekawy. „Życie nie jest w naszym ręku, wcześniej czy później staniemy przed Ojcem Niebieskim – mówił Bud Spencer. – Na starość coraz bardziej potrzebuję religii. Potrzebuję wiary. Wierzę w Boga, to mnie ratuje. I modlę się”. Zapytany przez dziennikarza, co i w jakim towarzystwie chciałby zjeść tuż przed śmiercią, włoski aktor odpowiedział: „Spaghetti. Z Jezusem Chrystusem”.
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).