O powrocie do wiary, spotkaniu miłosiernego Jezusa i cudach, jakie działy się na planie filmu „Bóg w Krakowie”, opowiada krakowski reżyser Dariusz Regucki.
Monika Łącka: W filmie „Bóg w Krakowie” przekonujesz widzów, że chcąc dotknąć serca mistycznego Krakowa i poczuć jego ducha, warto zacząć od wizyty na wawelskim wzgórzu. Często tu bywasz?
Dariusz Regucki: Kiedyś bywałem częściej. Zawsze jednak, gdy ktoś do mnie przyjeżdża, przyprowadzam go na Wawel, a szczególnym miejscem jest dla mnie katedra. To przecież w niej miały miejsce ważne dla naszej ojczyzny wydarzenia. Przed laty mocno wstrząsnął mną też przejmujący moment, gdy Jan Paweł II podczas pielgrzymki do Polski w 2002 r. zastygł wręcz na modlitwie przed Konfesją św. Stanisława. Minuty płynęły, a on tak trwał na rozmowie z Bogiem. Pokazał nam wtedy inny wymiar tego miejsca – tu naprawdę można wejść w intymną relację z Bogiem. Dlatego warto przychodzić do katedry, próbować uchwycić cząstkę mistycyzmu i choć na chwilę zastygnąć na modlitwie. Zwłaszcza w trudnych, życiowych sytuacjach, gdy człowiek instynktownie szuka omodlonych przez niezliczoną liczbę ludzi miejsc, w których można powiedzieć: „Panie Boże, ja już nie mogę, pomagaj mi”.
Mówisz też, że w Krakowie niebo styka się z ziemią, a ziemia z niebem...
Przez nasze miasto przewinęli się prawie wszyscy polscy święci i błogosławieni, o czym mówił kard. Stanisław Dziwisz. Myślę, że jest coś niezwykłego w fakcie, iż tyle osób, które sięgnęły nieba, chodziło po ulicach, po których i my dziś chodzimy – św. brat Albert, s. Faustyna czy Jan Paweł II otwierali się tu na świat, by potem iść i swoim życiem głosić Ewangelię o Bożym miłosierdziu.
Po obejrzeniu filmu oczami wyobraźni widzimy świętych, którzy i dziś – choć niewidoczni – spacerują ulicami Krakowa, znają nasze problemy i wstawiają się u Boga, gdy tego potrzebujemy. Często w zaskakujący sposób.
Jeśli człowiek ogranicza rzeczywistość do „tu i teraz”, to w jego świecie nie ma miejsca na świętych obcowanie. Jeśli jednak otwieramy się na transcendencję, to wszystko się zmienia. Znam wiele osób, które mają swoich ulubionych świętych i każdego dnia opowiadają im o swoich sprawach, prosząc o wstawiennictwo u Boga – także o dar mądrości, by umieć przyjąć chorobę i cierpienie. W filmie pokazaliśmy zarys tego, jak działa Bóg poprzez wstawiennictwo świętych – nie jak automat, do którego wrzuca się monetę i wyskakuje słodki baton. Bóg ma swój plan dla każdego z nas, niekoniecznie zgodny z naszymi wyobrażeniami. Najważniejsze jest więc, by się otworzyć i zaufać Mu.
Nie robiłbyś takich filmów, gdybyś sam mocno w cuda nie wierzył. Doświadczyłeś ich, więc chcesz podpowiadać, co może się stać, jeśli i my uwierzymy?
Nie chcę nikogo i do niczego przekonywać ani moralizować. To byłby przejaw pychy, a ja jestem człowiekiem, który do Kościoła wrócił, i to z dużego oddalenia. Widzę natomiast, że jest mnóstwo osób, które Boga potrzebują i tęsknią do Niego, dlatego robię filmy, które na pewno są sumą moich subiektywnych odczuć, ale to zawsze jest próba szukania odpowiedzi na pytanie: „Boże, jesteś? I czy to możliwe, że Ty mnie kochasz, chociaż jestem grzesznikiem?”. I jeszcze jedno: skoro kiedyś Bóg nie dał mi w twarz, ale w delikatny sposób pokazał, czym są miłość i miłosierdzie, to byłbym nie w porządku, gdybym nie mówił o Nim innym ludziom.
Nie bez powodu więc w filmie padają – po raz pierwszy na wielkim ekranie – słowa, które dźwięczą w uszach jeszcze długo po wyjściu z kina: „Jezus nigdy nie męczy się okazywaniem miłosierdzia i czeka – na każdego”.
Przesłanie o Bożym miłosierdziu jest dla mnie sednem wiary. Gdybym w swoim życiu nie spotkał miłosiernego Boga, to dziś bym z tobą nie rozmawiał i nie mówiłbym o robieniu filmów religijnych. Być może byłbym ateistą, który założyłby partię antyklerykalną, zrobiłby antyklerykalne media i walczyłby z Bogiem. Tak się nie stało, bo ktoś pokazał mi miłosiernego Jezusa. Wtedy to był dla mnie kosmos.
A czym dziś jest dla Ciebie wiara?
Otwieraniem ze zdumieniem oczu i odkrywaniem ciągle na nowo, że jest Ktoś, kto mnie kocha. Gratis, bez warunków wstępnych. Wierzę również, że można osobowo poznawać Boga i że jest On dla mnie kimś bliskim, kto daje coś, czego świat nigdy nie da. To perspektywa nieba, dzięki której wszystko, co się dzieje w życiu – i cierpienie, i radości – ma sens. Często pojawia się u mnie pytanie, czy naprawdę wierzę. Bo można być księdzem, profesorem teologii i nie mieć wiary. Tak samo można być Darkiem Reguckim, robić filmy o Bogu i nie mieć wiary. Dzięki Bogu, mam świadomość własnej słabości i grzeszności, bo to sprawia, że nie wpadam w egzaltacje religijne. Wierzyć to dla mnie nie zwątpić w to, że Bóg mnie kocha – takiego, jaki jestem, grzesznika.
Kręcąc „Boga w Krakowie”, odwiedzałeś kościoły, dotykałeś świętych miejsc, symboli – to nie była zwykła praca, ale duchowe przeżycie?
Zdecydowanie tak, i to zarówno podczas zdjęć na planie, jak i wcześniej, podczas zbierania dokumentacji. Chodziłem np. do Matki Bożej od Wykupu Niewolników czy do Dzieciątka Koletańskiego, o którym wcześniej kompletnie nic nie wiedziałem. Zdziwiony odkrywałem, że ludzie wiedzą o tych miejscach całkiem sporo i że w tych kościołach cały czas ktoś jest i modli się. To znaczy, że między nimi a Bogiem codziennie dzieją się przepiękne historie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Opisuje swoje „duchowe poszukiwania” w wywiadzie dla„Der Sonntag”.
Od 2017 r. jest ona przyznawana również przedstawicielom świata kultury.
Ojciec Święty w liście z okazji 100-lecia erygowania archidiecezji katowickiej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.