Każdy paciorek tego różańca zawiera prochy polskich więźniów jednego z najokrutniejszych obozów nazistowskich.
Obóz Mauthausen-Gusen w Małych Alpach w Austrii i jego 47 podobozów przeznaczone były dla więźniów, którzy „nie nadawali się do resocjalizacji”, głównie dla polskiej inteligencji i duchowieństwa.
– Więzień był poza prawem. Nowych witał komendant Chmielewski, który zachowywał się jak bestia, pijany bił do nieprzytomności bykowcem. Stójki bez ubrania na mrozie i skwarze zabiły wielu. Podobnie jak mordercza praca w kamieniołomie – mówi dr Anna Jagodzińska z IPN, która bada m.in. martyrologię polskiego duchowieństwa w niemieckich obozach.
Więźniowie urobek przenosili na barkach. Z 30-kilogramowymi kamiennymi blokami musieli przejść po 186 schodach, czasem kilkakrotnie w ciągu dnia, szturchani przez kapo, nierzadko zrzucani dla zabawy w przepaść. – Dowódca obozu mówił nam, że w tym miejscu każdy ma prawo żyć nawet cztery tygodnie, pod warunkiem że będzie dobrze pracował. Inaczej od razu wyjdzie na wolność, przez komin – wspomina Eugeniusz Śliwiński, więzień Maut hausen-Gusen, który wziął udział 2 czerwca w sesji Instytutu Pamięci Narodowej pt. „Różańce z Gusen”. Duchowni rzadko mieli inny wyuczony zawód, więc właśnie ich hitlerowcy wyznaczali do najcięższych prac. Na wielu prowadzono eksperymenty pseudomedyczne.
Według ks. prof. Tomasza Kaczmarka, postulatora w procesie beatyfikacyjnym 108 męczenników II wojny światowej, w Maut hausen-Gusen śmierć poniosło co najmniej 62 duchownych diecezjalnych oraz 31 zakonników, nie licząc kleryków. Przez obóz w sumie przeszło od 200 do 350 tys. więźniów, głównie Polaków. Ks. Edmund Kałas, misjonarz Świętej Rodziny, zginął za odmowę wyznania, że to Hitler jest jedynym Bogiem. – Znaleźli się u bram piekła – mówi Anna Jagodzińska. – A mimo to potrafili nie tylko zachować wiarę, ale wręcz zorganizować życie religijne, oczywiście o charakterze konspiracyjnym, niemal katakumbowym. Jedną z form była modlitwa do Maryi, która łączyła nie tylko katolików – dodaje.
2 lutego 1942 r. w święto Matki Bożej Gromnicznej polscy więźniowie, w tym Wacław Milke z Płocka i Władysław Gębik z Olsztyna, złożyli uroczysty akt zawierzenia i postanowili wykonać różaniec – wotum. Pierwszy powstał po tym, gdy przyłapanemu na modlitwie księdzu kapo, bijąc go i katując, kazał zjeść różaniec, paciorek po paciorku. Więźniowie dla uczczenia jego męczeństwa stworzyli pierwszy różaniec. Granitowe kostki wielkości centymetra, z wsypanymi w specjalne otwory prochami innych więźniów, pomalowali na czarno, rysując dla niepoznaki kropki, jak w kościach do gry. 59 paciorków rozprowadzono wśród więźniów, członków obozowego Żywego Różańca.
Drugi powstał po tym, jak kapo zamordowali 17-latka, który trafił do obozu ze swoim bratem. Tym razem paciorki wykonano z drzewa obozowej szubienicy. Trzecia relikwia, podobnie jak dwie poprzednie wypełniona prochami z obozowego krematorium, powstała z szyby zestrzelonego samolotu, w którym zginęli amerykańscy piloci.
Więźniowie uważali, że to Matka Boża, do której żarliwie modlili się, organizując w obozie Żywy Różaniec, pomogła wyzwolić obóz 5 maja 1945 r. Dlatego wszystkie elementy różańców trafiły po wojnie do Polski i zostały połączone w trzy różańce. Pierwszy więźniowie złożyli na Jasnej Górze, drugi – jako dziękczynienie za wybór Jana Pawła II – w 1979 r. w kościele św. Anny na Krakowskim Przedmieściu, trzeci – w katedrze wrocławskiej.
– Chcielibyśmy wykonać kopie tych różańców i złożyć je za pośrednictwem Watykanu w katedrze mariackiej w Linzu. Byłby to religijny pomnik o wybitnym znaczeniu dla kultury europejskiej, element wielu działań mających upamiętnić zbrodnie w obozie Mauthausen-Gusen – mówił dr Hans Peter Jeschke, Austriak, który 2 czerwca przekazał IPN-owi, podczas sesji poświęconej różańcom z Gusen, fragment granitowej skały z nieczynnego kamieniołomu Kastelhofen.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).