Papież Franciszek to dla wierzących kłopot? Lektura komentarzy czytelników nie pozostawia wątpliwości.
Trudno się te komentarze moderuje. Z jednej strony ludzie szczerze zatroskani o Kościół. Z drugiej opinie takie, że nie powstydziliby się ich czasem najwięksi jego wrogowie. I co tu począć? W sumie rozumiem to rozgoryczenie, zawód płynący z tych wypowiedzi. Bo wiem skąd się bierze. Papież Franciszek nie mieści się w naszych wyobrażeniach na temat tego, jak powinien sprawować swój urząd Następca świętego Piotra. Jego poprzednicy przyzwyczaili nas do czegoś innego. Nikogo nie zamierzam więc piętnować. Ale też nie rozdzierałbym szat. Taki papież to świetna okazja do przemyślenia naszego chrześcijaństwa.
Ot, często pojawiający się w komentarzach czytelników żal, że papież Franciszek nie jest naszym pasterzem; że bardziej zajmuje się obcymi niż swoimi. To problem miejsca sprawowania wielkoczwartkowych liturgii czy ostatnio fakt, że wziął ze sobą z Lesbos rodziny muzułmańskie. Pomińmy nawet istotny w ostatniej z tych spraw fakt, że tylko tych imigrantów, z punktu widzenia europejskich przepisów, mógł papież ze sobą zabrać. Ale czy żądając od papieża, by zajmował się głownie nami, pobożnymi, nie zachowujemy się trochę jak dzieci? Przecież naszym pasterzem jest przede wszystkim PAN! To On jest naszym umocnieniem, kiedy karmi nas swoim słowem i Eucharystią. Po co nam na każdym kroku umacniający nas papież? Czyżbyśmy bez jego pomocy nie umieli stawać na swoich chrześcijańskich nogach? Do bycia prawdziwymi chrześcijanami ciągle głaszczący nas po głowach papież nie jest potrzebny... Czas to zrozumieć....
Tymczasem Franciszek krytykowany bywa i za to, co jest wprowadzaniem w życie Ewangelii. Tak. Kiedy idzie na peryferia, to czyż nie jest to realizacją nakazu Jezusa, by głosić Ewangelię wszystkim? Dla nas to wyrzut. My byśmy pewnie woleli, żeby niewierzący sami do nas przyszli. Ale przecież Jezus uczył inaczej: żebyśmy szli i głosili Ewangelię wszelkiemu stworzeniu, wszystkim narodom... Albo stawiany Franciszkowi zarzut, że serdecznie odnosi się do muzułmanów, którzy przecież prześladują chrześcijan. Nawet pomijając zastosowanie tu przez nas odpowiedzialności zbiorowej, czyż Jezus nie powiedział „miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują”? Tak, postawa tego papież uwiera, bo zmusza do rewizji przyzwyczajeń. Ale to chyba dobrze.
Ostatnio doszedł nowy powód do krytyki Franciszka: adhortacja „Amoris letitia” i stwierdzenie, że także w kwestii grzechu cudzołóstwa można rozeznawać. Współczuję kapłanom, którzy będą to musieli robić. Ale z drugiej strony... Nawet żołnierzy strzelających do innych nie uważa się jednoznacznie za bezdusznych morderców, prawda? Dlaczego wszystkich żyjących w nowych związkach jednoznacznie kwalifikować jako cynicznych cudzołożników?
Jest w tej sprawie jeszcze jedno, chyba ważniejsze. Chyba nie powinniśmy w swojej wierności Chrystusowi oglądać się na innych. To, że następuje pewne.. no, nazwijmy to, upraszczając, rozluźnienie dyscypliny, nie powinno być dla nas powodem do gorszenia się. Dokładnie odwrotnie. Dla tych, którym zależy na wierności nauce Chrystusa powinno być to wyzwaniem, by tym bardziej być Chrystusowi wiernym. W każdej sprawie.
Ten papież jest dla nas trudny, ale właśnie dlatego mamy większą szansę, by swoją wiarę przemyśleć, by w niej dorosnąć i okrzepnąć. Przestać zadowalać się leniwym spokojem, jaki daje świadomość przynależności do świętego Kościoła, a zacząć samemu przez dobre i święte życie czynić go coraz bliższym Chrystusowego ideału.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Życzenia bożonarodzeniowe przewodniczącego polskiego episkopatu.
Jałmużnik Papieski pojechał z pomocą na Ukrainę dziewiąty raz od wybuchu wojny.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.